Po czwarte dłużnik nie ma możliwości złożenia powództwa przeciwegzekucyjnego, w sytuacji gdy nakazu mu prawidłowo nie doręczono. Nakaz taki nie jest bowiem prawomocny ani wykonalny, a tylko wobec takich środków przysługuje powództwo przeciwegzekucyjne. Nawet zresztą gdyby był wykonalny, nie byłoby podstaw do powództwa przeciwegzekucyjnego – podstawą taką nie jest z pewnością przedawnienia, a w świetle najnowszego orzecznictwa Sądu Najnowszego również spełnienie świadczenia nie mogłoby być taką podstawą. Dłużnikowi pozostaje (oprócz domagania się doręczenia pozwu) więc zażalenie na postanowienie o nadaniu klauzuli wykonalności z powołaniem się na fakt nieprawomocności nakazu (skoro go prawidłowo nie doręczono).
Po piąte wreszcie e-sąd nie ma możliwości uchylenia nakazu zapłaty, gdyż ten sam traci moc z chwilą wniesienia sprzeciwu.
Błędna diagnoza przyczyn nieuczciwości
Dużo poważniejszą niż opisane powyżej pomyłki wadą artykułu jest błędna diagnoza przyczyn powstawania niekorzystnych dla dłużników sytuacji, gdy o nakazie dowiadują się od komornika. Autorzy zdają się stać na stanowisku, że to tryb postępowania przed e-sądem umożliwia takie patologie. Tymczasem takie sytuacja są nie tylko możliwe, ale i regularnie zdarzają się także w „zwykłych" sądach. Nie ma istotnej różnicy pomiędzy sytuacją, gdy powód w e-sądzie poda błędny adres pozwanego, a sytuacją gdy uczyni to samo w normalnym postępowaniu. W każdym przypadku efekt będzie taki sam – najprawdopodobniej dojdzie do wszczęcia bezzasadnej egzekucji wobec nieświadomego dłużnika. I tak samo szybko pieniądze mogą trafić do zagranicznego funduszu, skąd trudno je będzie odzyskać.
Chybione jest też moim zdaniem przypisywanie wierzycielom złych intencji, którzy rzekomo mają świadomie wprowadzać sąd w błąd co do adresów pozwanego, a w szczególności zamiaru wyłudzenia dochodzonych należności. Sytuacje takie mają bowiem miejsce sporadycznie. Zdecydowanie częstszym zjawiskiem jest nieweryfikowanie danych pozwanego, co jednak nie wydaje się perfidną taktyką procesową, a raczej normalną procedurą zrozumiałą zwłaszcza wobec masowości działań tego rodzaju wierzycieli. W praktyce bowiem i w przypadku postępowań przed zwykłymi sądami powód rzadko kiedy przed skierowaniem sprawy do sądu weryfikuje w odpowiednich organach, czy pozwany wciąż zamieszkuje pod adresem, który widnieje np. na zawartej przez strony umowie.
Nie twierdzę przy tym, że problem nieprawidłowych doręczeń nie istnieje. Takie przypadki zdarzają się regularnie. Winiłbym za nie jednak w dużo większym stopniu błędną praktykę sądów i doręczycieli. Przepisy kodeksu postępowania cywilnego, a także ugruntowane w tej mierze orzecznictwo są dość jasne – doręczenie przez awizo może nastąpić dopiero po wyczerpaniu innych możliwości doręczenia w tym doręczenia zastępczego dorosłemu domownikowi lub gdyby go nie było, administracji domu, dozorcy domu lub sołtysowi. Jak to jednak wygląda w praktyce? Po pierwsze doręczyciele rzadko kiedy podejmują próby doręczenia zastępczego. Po drugie na zwrotnych potwierdzeniach odbioru trafiających do sądu w praktyce nigdy nie są zawarte jakiekolwiek adnotacje o próbach doręczenia zastępczego i zwykle widnieje tam tylko formułka „Nie zastano. Awizowano" czasem nawet bez podpisu doręczycieli. W myśl przywołanych przepisów sądy nie powinny takich przesyłek traktować jako prawidłowo doręczonych. Z reguły jednak sądy przechodzą nad tym do porządku dziennego.
Niebezpieczne pomysły
Sprzeciw budzą również propozycje autorów, które miałyby zaradzić fali nieuczciwości w e-sądzie. Pomysł, by w postępowaniu przed e-sądem przedawnienie było brane pod uwagę z urzędu, nie znajduje jakiegokolwiek uzasadnienia. Dlaczego akurat ten sąd, skoro również w postępowaniu zwykłym dochodzenie przedawnionych roszczeń ma miejsce? Skąd sąd ma wiedzieć z urzędu, czy przedawnienie jest przedawnione czy nie? Przecież w międzyczasie mogły mieć miejsce wydarzenia, które przerwały bieg terminu przedawnienia. Taka konstrukcja byłaby zresztą niezwykle łatwa do obejścia. Wystarczy, że w każdym pozwie powód podnosiłby, że pozwany uznał swój dług i powoływał na tę okoliczność dowód z przesłuchania stron. Sąd nie mógłby przecież wówczas uznać z urzędu, że roszczenie jest przedawnione, a żadnego przesłuchania przed wydaniem nakazu przeprowadzić nie może. Nie należy też zapominać, że zarzut przedawnienia jest prawem dłużnika, a sam dług wciąż istnieje. Nie widzę żadnego powodu, by sąd w tym względzie wyręczał stronę.