W ostatnim czasie wymiar sprawiedliwości znowu znalazł się na czołówkach gazet oraz w „newsach" serwowanych przez stacje telewizyjne i radiowe. Ale jest coś, co różni dzisiejsze zainteresowanie opinii społecznej naszą pracą od wcześniejszych, dość typowych konsekwencji sądowego rozstrzygnięcia sprawy czynu bulwersującego społeczeństwo – tym elementem jest zainteresowanie organizacją wymiaru sprawiedliwości i wewnętrznymi stosunkami panującymi w nim oraz na styku władzy sądowniczej i wykonawczej. Temat został wywołany znanym nagraniem rozmowy byłego już prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku z dziennikarzem podającym się za niskiej rangi urzędnika.
Pojawiły się różne, mniej lub bardziej dotykające istoty rzeczy komentarze. Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia" przypomniało od lat zgłaszany postulat odebrania ministrowi sprawiedliwości nadzoru administracyjnego nad sądownictwem powszechnym i powierzenie go pierwszemu prezesowi Sądu Najwyższego. Trzeba przyznać, że postulat ten łączy środowisko sędziowskie, co najlepiej widoczne było na posiedzeniu Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka 28 września 2012 r., na którym zgodnie w tym duchu wypowiadali się przedstawiciele Krajowej Rady Sądownictwa oraz stowarzyszeń sędziowskich.
Kilka dni wcześniej I prezes SN potwierdził wyrażaną już wcześniej wolę wzięcia odpowiedzialności za sądownictwo. Wiadomo jednak, że to nie wystarczy – potrzebna jest jeszcze wola polityczna. Tej jednak na chwilę obecną brak, co wprost na tym posiedzeniu potwierdził aktualnie urzędujący minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Tym samym pozostaniemy w kuriozalnej sytuacji, w której prokuratura cieszy się większą niezależnością niż sądownictwo i tak w najbliższym czasie zapewne będzie – chyba że ta pierwsza z powrotem zostanie poddana bezpośredniej kontroli politycznej, co jednak mało kogo zapewne ucieszy. Być może jednak można coś zrobić, by sytuacja taka jak w Gdańsku lub jej podobne (choć mniej głośne) już nigdy się nie powtórzyły. Wydaje się, że możliwość taka istnieje i to bez naruszenia aktualnie chyba trudnej do zmiany zasady zwierzchniego nadzoru administracyjnego ministra sprawiedliwości, o czym zdają się znowu świadczyć słowa tego ostatniego, który nie wykluczył przeprowadzenia takich zmian Prawa o ustroju sądów powszechnych, których skutkiem będzie inny niż dotychczasowy tryb powoływania prezesów czy wiceprezesów sądów.
Z perspektywy sędziów byłaby to zmiana bardzo poważna, a prezes przestałby być przez nich postrzegany jako „spadochroniarz" i „zbrojne ramię ministra w terenie", jak to się niestety często dzieje obecnie, a stałby się primus inter pares. Nie moja w tym rzecz, by teraz założenia owego systemu proponować, ale być może pomocne byłoby przyjrzenie się rozwiązaniom stosowanym w tym zakresie przez naszych bliższych i dalszych sąsiadów. Zatem kilka słów o wybranych systemach europejskich.
Niemcy
System chyba najbliższy polskiemu z dominującą rolą ministrów sprawiedliwości – federalnego w wypadku sądów federalnych i ministrów krajów związkowych (landen). Każdy sędzia danego sądu może zgłosić chęć kandydowania. Organ wybierany przez sędziów o nazwie präsidialrat (o zbliżonym charakterze do polskiego kolegium) przedstawia listę kandydatów, biorąc pod uwagę ich staż pracy i dokonania zawodowe – w tym poprzednio sprawowane funkcje, spośród których minister wybiera wedle własnego uznania prezesa. Minister może również zarządzić powtórzenie procedury, jeżeli żaden z kandydatów z listy mu nie odpowiada. Taka decyzja jest bardzo źle odbierana na zewnątrz, jest to problem polityczny dla ministra, ale mimo to czasem to się zdarza.