Wiadomo, że policja w drogowych akcjach jest od dawna wyćwiczona. Była np. akcja „Trzeźwy poranek", choć mnie akurat bardziej podobał się „Trzeźwy Andrzej". Nie wspominając o takich oczywistościach jak akcje „Znicz", „Prędkość", „Dyskoteka" czy „Ostatki". Są też takie akcje jak „Rękaw". Zastanawiacie się państwo, czy ta ostatnia była wymierzona w policjantów-łapowników? Ależ skąd! W „Rękaw" łapano w Kujawsko-Pomorskiem... nietrzeźwych kierowców.
Minister Rostowski z ministrem Nowakiem postanowili nie być gorsi od naszych dzielnych policjantów. Rozpoczęli więc, z myślą o budżecie, własną akcję. Nie znam jej oficjalnej nazwy, nazwijmy ją więc umownie „Skroić kierowcę". Postanowiono użyć wszelkich możliwych środków i urządzeń.
Okazuje się, o czym piszemy w dzisiejszej „Rz", że fotoradar nie służy tylko do pomiaru prędkości. Skoro już robi się delikwentowi zdjęcie, to trzeba je jak najlepiej wykorzystać. Dlatego jeden z kierowców, na podstawie takiej fotki, dostał mandat nie tylko za przekroczenie prędkości, ale i... rozmawianie przez komórkę. Policja upiera się, że nigdzie nie jest napisane, że fotoradar jest tylko od mierzenia prędkości. Tak więc, panie i panowie, uważajcie, co robicie w swoich samochodach. Bo może się okazać, że popełniacie wykroczenia, a może i przestępstwa, na jakie sami byście nie wpadli!
To jednak betka. Przypomnę kilka ostatnich pomysłów. Otóż planowana jest podwyżka mandatów – o jedyne 100 proc. – oraz czasowe odbieranie prawa jazdy, jeśli ktoś znacząco przekroczy prędkość.
No i oczywiście „domowy dzienniczek kierowców" – przez dwa lata właściciel pojazdu przechowywałby informacje, kto i w jakich godzinach korzystał z samochodu. Bo wiadomo, potem ludzie „nie pamiętają", a mandat z fotoradaru zapłacić trzeba! 300 nowych fotoradarów i 29 odcinkowych pomiarów prędkości – to oczywista oczywistość.