Ustawa zasadnicza, a w ślad za nią ustawy szczególne zapewniają każdemu potrzebującemu prawo do korzystania z pomocy prawnej z urzędu. Trzeba niestety stwierdzić, iż przyjęty sposób realizacji tych obietnic każe powątpiewać o ich szczerości.
Model pomocy prawnej z urzędu w Polsce opiera się na zasadzie jednostronnego i władczego wyznaczania profesjonalnego pełnomocnika do reprezentowania strony na warunkach z góry ustalonych przez prawo. Warunki te obejmują zarówno zakres udzielonego umocowania, jak i kwestię odpłatności za usługi prawnika, który poza sytuacjami wyjątkowymi nie może uchylić się od nałożonego obowiązku.
Naturalnie największą bolączką obecnego modelu jest zaprogramowana w nim monstrualna dysproporcja pomiędzy obiektywną wartością pracy pełnomocnika z urzędu a przewidzianym za to wynagrodzeniem. Kwestia ta jest obecnie uregulowana dwoma bliźniaczymi rozporządzeniami MS z 28 września 2002 r. Przewidziane w nich tzw. stawki minimalne, które służą za podstawę do ustalania kosztów pomocy prawnej z urzędu, już w dacie wejścia w życie wywoływały oburzenie i sprzeciw, gdyż nawet w symbolicznym stopniu nie odzwierciedlały wartości koniecznego nakładu pracy i czasu dla należytego wykonania misji pełnomocnika. Na podnoszone głosy protestu prawodawca odpowiedział w charakterystyczny sposób: ustalone w 2002 r. stawki minimalne nie zostały dotąd ani razu zwaloryzowane. W okresie 11 lat obowiązywania wspomnianych rozporządzeń wzrosły w kraju – i to znacznie – koszty wszystkiego, z wyjątkiem kosztów pomocy prawnej.
Dygresyjnie dodać tu trzeba, iż w rozporządzeniach z 2002 r. nie mówi się już, jak choćby we wcześniejszym rozporządzeniu z 1992 r., o „wynagrodzeniu" pełnomocnika z urzędu, lecz wyłącznie o „kosztach pomocy prawnej". Może to świadczyć o właściwym rozeznaniu prawodawcy; ustalone w rozporządzeniach „opłaty za czynności" adwokatów i radców prawnych żadną miarą nie zasługują przecież na miano wynagrodzenia.
Adwokaci i radcowie prawni ze spokojem i powagą znoszą poniżające warunki świadczenia pomocy prawnej z urzędu, widząc, iż mimo wszystko to nie oni tracą tu najwięcej. W oczach ich klientów, ale także obserwatorów z zewnątrz, największy uszczerbek ponosi wizerunek całego systemu wymiaru sprawiedliwości, w którym możliwe jest, a nawet wprost założone przymuszanie profesjonalnych pełnomocników do pracy za pół darmo. Problem ten jednak dotyka bezpośrednio również samych stron korzystających z przyznanej im pomocy prawnej z urzędu. Świadomość, iż pełnomocnik z urzędu otrzyma jedynie symboliczny zwrot kosztów (przykładowo: 120 zł w sprawie o eksmisję, 360 zł w sprawie rozwodowej), musi rodzić napięcie i nieufność w relacji między klientem a adwokatem; klient nie jest po prostu w stanie uwierzyć, że w narzuconych przez prawo warunkach pełnomocnik z urzędu może go sumiennie i efektywnie reprezentować. Adwokaci i radcowie prawni wciąż spotykają się z sytuacjami, w których osoba reprezentowana przez nich z urzędu spontanicznie chce im dopłacać do spodziewanego wynagrodzenia, dowiedziawszy się, iż nie może ono przekraczać półtorakrotności stawki minimalnej. Pełnomocnicy zazwyczaj z całą powagą, na jaką ich jeszcze stać, odmawiają takim propozycjom. Aby uzyskać zasądzenie swojej symbolicznej należności, muszą oni przecież nie tylko specjalnie o to prosić, lecz ponadto zapewnić jeszcze sąd, że klient nie pokrył kosztów pomocy prawnej „w całości lub w części".