Słów kilka o procesach stulecia

Kiedyś to były procesy, żyła nimi cała Rzeczpospolita wzdłuż i wszerz - pisze radca prawny, Agnieszka Lisak

Aktualizacja: 29.01.2014 14:54 Publikacja: 29.01.2014 02:00

Red

Przykładowo taka sprawa Gorgonowej. Już na ulicy otwierano gazety, by z wypiekami na twarzy śledzić doniesienia z sali rozpraw. Dzisiaj też mamy procesy stulecia, tyle że skromniejsze. Nie interesują się nimi media, nie przynoszą splendoru prowadzącym je pełnomocnikom, a dziennikarze zaczynają pisać o nich dopiero wtedy, gdy jakiś zdesperowany obywatel poskarży się redakcji, że jego sprawa trwa „całe stulecia".

Cechą charakterystyczną postępowań nieprocesowych (czyli np. o dział spadku czy zniesienie współwłasności) jest to, że liczba osób w nich występujących jest zdecydowanie większa niż w tradycyjnym procesie. Zdarza się, że na sali rozpraw staje nawet więcej niż 25 uczestników. W konsekwencji proporcjonalnie wzrasta także prawdopodobieństwo przerwania sprawy ze względu na śmierć któregokolwiek z nich. Gdy tak się stanie, sąd zawiesza postępowanie zgodnie z art. 174 § 1 kodeksu postępowania cywilnego. Decyzja niby oczywista, a jednak niekoniecznie. Po zawieszeniu pozostali uczestnicy powinni zainicjować sprawę o stwierdzenie nabycia spadku po zmarłym, celem ustalenia jego następców prawnych. A gdy to się uda, złożyć wniosek o podjęcie postępowania. Problem w tym, że sprawa o stwierdzenie nabycia spadku także jest sprawą prowadzoną w postępowania nieprocesowym, a liczba występujących w niej osób też bywa niemała.

W konsekwencji zdarza się, że także w sprawie o stwierdzenie nabycia spadku dochodzi do śmierci któregoś z uczestników, co rodzi konieczność poszukiwania spadkobierców zmarłych spadkobierców. Gdy po kilku miesiącach, a przy odrobinie nieszczęścia po kilku latach, uda się zakończyć sprawę (sprawy) o stwierdzenie nabycia spadku, gdy w końcu dojdzie do odwieszenia postępowania głównego, szczęście nie trwa długo, bo oto dochodzi w nim do śmierci kolejnego uczestnika. I historia zaczyna się powtarzać. Co więcej, w razie śmierci liczba uczestników postępowania nieprocesowego zaczyna rosnąć w tempie trygonometrycznym, bo z reguły w miejsce jednego zmarłego wstępuje kilku jego następców prawnych. W razie śmierci takiego następcy kolejnych kilku.

Znana jest mi sprawa, która trwa przed sądem pierwszej instancji dziewięć lat, jest mniej więcej w połowie i nikt nie zna choćby przybliżonej daty jej zakończenia ze względu na lawinę kolejnych zawieszeń. Po podjęciu sprawy sędzia po raz kolejny musi zapoznać się z opasłymi aktami, zlecić uzupełniającą opinię biegłego (bo poprzednia się zdezaktualizowała), a gdy to nastąpi, dochodzi z reguły do śmierci kolejnego uczestnika. Historia zatacza koło, a wszyscy doświadczają cudownego zjawiska déjà vu.

W tradycyjnym procesie każdy miesiąc przybliża strony do wydania wyroku. W postępowaniach nieprocesowych z dużą liczbą uczestników paradoksalnie dzieje się na odwrót. Jak gdyby dochodziło do zagięcia czasoprzestrzeni, każdy dzień oddala od wydania orzeczenia. Bo z każdym dniem wzrasta prawdopodobieństwo śmierci uczestnika, a wraz z nim ryzyko powiększania kręgu kolejnych następców prawnych, które to znowu doprowadza do zwiększenia prawdopodobieństwa śmierci i zawieszenia postępowania.

Co więcej, samo prowadzenie postępowań o stwierdzenie nabycia spadku po osobie, która była obca, bywa dość karkołomne. Albowiem w takich sprawach uczestnicy postępowania muszą poszukiwać spadkobierców, których często w ogóle nie znają. Gdy po kilku, a czasem nawet kilkunastu miesiącach poszukiwań uda się takich ustalić, zdarza się, że poszukiwany staje przed sądem i informuje, że w ogóle nie wie, po co jest wzywany, bo w sprawie nie ma nic do dodania. Skoro daleka zmarła krewna sporządziła testament notarialny i zapisała cały majątek na rzecz osoby X, to pozostaje mu to uszanować. Co nie zmienia postaci rzeczy, że taki „niezadowolony" został przez ustawodawcę i sąd potraktowany z honorami, bo specjalnie dla niego zawieszono główne postępowanie i poszukiwano go z pełną determinacją przez kilka, a nawet więcej miesięcy.

Co na to Sąd Najwyższy?

W 2010 r. Sąd Najwyższy wydał uchwałę w składzie siedmiu sędziów, mającą moc zasady prawnej, która otwarła drogę do usprawnienia postępowań nieprocesowych (III CZP 112/09). Stwierdził w niej, że „niewzięcie przez zainteresowanego udziału w sprawie rozpoznawanej w postępowaniu nieprocesowym nie powoduje nieważności postępowania". Jednocześnie Sąd Najwyższy zauważył w uzasadnieniu, że istotą postępowań nieprocesowych jest to, że ustalenie w nich wszystkich uczestników i wezwanie ich do udziału w sprawie często bywa niemożliwe, innym razem bardzo utrudnione. Tak więc stosowanie rygoru nieważności ze względu na nieobecność osoby potencjalnie zainteresowanej stanowiłoby „poważne zagrożenie dla stabilności i pewności orzeczeń". Ze stanowiskiem Sądu Najwyższego pozostaje mi się zgodzić, choć stwierdzam, że nie zawsze jest ono stosowane przez sądy orzekające w sposób, który prowadziłby do usprawnienia postępowań. Niektóre przyjmują, że orzeczenie to adresowane jest do sądów odwoławczych (jako orzeczenie ratujące zapadłe już rozstrzygnięcie); nie zwalnia ono jednak sądu pierwszej instancji z obowiązku zmuszenia uczestników postępowania do poszukiwania następców prawnych zmarłego, co tradycyjnie odbywa się poprzez zawieszenie postępowania.

Opisany problem nie jest błahy i wymaga pilnej interwencji ustawodawcy. Bez wątpienia każdy powinien mieć zagwarantowane prawo do wzięcia udziału w sprawie, która go dotyczy. Nie wszystkie prawa można jednak realizować w sposób bezrefleksyjny i bezwzględny. A popadanie w skrajność nigdy nie służy sprawie. Należy pamiętać, że na drugim biegunie pozostaje zdecydowanie silniejsze, w dodatku zagwarantowane konstytucją prawo obywatela do sądu. To ostatnie – moim zdaniem – należy rozumieć nie tylko jako techniczną możliwość wytoczenia powództwa, ale przede wszystkim jako możliwość doczekania się zakończenia sprawy w rozsądnym terminie. W przeciwnym razie prawo to pozostanie martwym zapisem na kartach ustawy zasadniczej. Należy uznać za złe przepisy, zgodnie z którymi w razie śmierci sąd musi zawsze i za wszelką cenę zawiesić postępowanie, choćby ceną tą miało być przewlekanie prowadzonych spraw, a w skrajnych przypadkach niewydanie orzeczenia.

Osobiście uważam, że to nie uczestnicy postępowań powinni poszukiwać spadkobierców (potencjalnych zainteresowanych sprawą), tym bardzie że często ich nie znają, ale owi spadkobiercy powinni interesować się sprawami spadkodawcy. Pojawia się pytanie, czy nie należałoby stworzyć centralnego rejestru, do którego wpisywane byłyby osoby zmarłe w trakcie postępowań sądowych, tak aby spadkobiercom dać możliwość szybkiego ustalenia spraw, do których powinni przystąpić. I jednocześnie zredukować do rozsądnego minimum praktykę zawieszania spraw za wszelką cenę.

Obecne przepisy godzą nie tylko w interesy obywateli, ale także w wizerunek wymiaru sprawiedliwości. Tylko pełnomocnik jest w stanie zaobserwować, jak negatywne emocje budzi kolejne postanowienie w przedmiocie zawieszenia. Uczestnicy nie rozumieją, dlaczego sądy latami nie rozpoznają ich spraw. Nie raz, nie dwa daje się słyszeć, że sprawa trwa tak długo, „bo pełnomocnik sobie nie radzi", ewentualnie dlatego, że „sędzia pozostaje w zmowie z przeciwnikiem procesowym i złośliwie uniemożliwia wydanie orzeczenia". I sama nie wiem, co bywa trudniejsze: czy doprowadzenie do podjęcia zawieszonego po raz kolejny postępowania, czy też wytłumaczenie klientowi, że zawieszenie nie jest kwestią złośliwości sądu, ale złego prawa.

Autorka jest radcą prawnym z Krakowa, prowadzi blog historyczno-obyczajowy www.lisak.net.pl/blog

Przykładowo taka sprawa Gorgonowej. Już na ulicy otwierano gazety, by z wypiekami na twarzy śledzić doniesienia z sali rozpraw. Dzisiaj też mamy procesy stulecia, tyle że skromniejsze. Nie interesują się nimi media, nie przynoszą splendoru prowadzącym je pełnomocnikom, a dziennikarze zaczynają pisać o nich dopiero wtedy, gdy jakiś zdesperowany obywatel poskarży się redakcji, że jego sprawa trwa „całe stulecia".

Cechą charakterystyczną postępowań nieprocesowych (czyli np. o dział spadku czy zniesienie współwłasności) jest to, że liczba osób w nich występujących jest zdecydowanie większa niż w tradycyjnym procesie. Zdarza się, że na sali rozpraw staje nawet więcej niż 25 uczestników. W konsekwencji proporcjonalnie wzrasta także prawdopodobieństwo przerwania sprawy ze względu na śmierć któregokolwiek z nich. Gdy tak się stanie, sąd zawiesza postępowanie zgodnie z art. 174 § 1 kodeksu postępowania cywilnego. Decyzja niby oczywista, a jednak niekoniecznie. Po zawieszeniu pozostali uczestnicy powinni zainicjować sprawę o stwierdzenie nabycia spadku po zmarłym, celem ustalenia jego następców prawnych. A gdy to się uda, złożyć wniosek o podjęcie postępowania. Problem w tym, że sprawa o stwierdzenie nabycia spadku także jest sprawą prowadzoną w postępowania nieprocesowym, a liczba występujących w niej osób też bywa niemała.

Pozostało 83% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi