Gdy w r. 448 a. Ch. n. plebs rzymski po raz kolejny zbuntował się przeciwko patrycjuszom, nie można było jeszcze przewidzieć przełomowego znaczenia tego zdarzenia dla przyszłości cywilizacji. Tym razem sprzeciw dołów doprowadził do przełamania hegemonii warstwy panującej, która wyrażała się m.in. w ekskluzywnym przywileju znajomości prawa, jak również jego stosowania i interpretacji. Doszło do spisania i ogłoszenia tzw. prawa XII tablic (lex duodecim tabularum), tj. zbioru przepisów obowiązujących powszechnie, odnoszących się do wszystkich Rzymian, rządzących i rządzonych. W ten sposób położony został fundament pod najdonioślejszy w dziejach i wciąż żywotny system prawa.
Regulują,? ale nie chronią
Dziś my właśnie stoimy przed palącą koniecznością przypomnienia wagi i wartości tamtego wiekopomnego osiągnięcia, ponieważ jako społeczeństwo odczuwamy to samo mniej więcej co antyczni plebejusze. Tak jak oni nie mamy najmniejszego wpływu na kształt, treść, a w końcu i wykonywanie prawa, któremu podlegamy, a które wydaje się nam obce, nieprzyjazne i groźne. Czujemy się bezradnymi zakładnikami niekontrolowanej inicjatywy prawodawcy, której motywów i kierunku nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Widzimy jednak, że obficie wydawane przepisy, choć wszystko niby regulują, niczego naprawdę nie chronią, poza bezpieczeństwem samej władzy. Zalew nowego prawa nie ułatwia życia ani nie zapewnia spokoju, przeciwnie – jest odbierany jako jeszcze jedna forma opresji ze strony państwa. Te odczucia może najdobitniej oddają słowa mojej nieuczonej klientki: „Bo w tej naszej Polsce prawo jest na ludzi, a nie dla ludzi!".
Do tych uwag skłaniają mnie coraz liczniejsze ostatnio oznaki ostentacyjnego hegemonizmu i dezynwoltury władzy. Oto Sejm w majestacie tzw. specustawy uchyla prawne skutki amnestii wprowadzonej 25 lat wcześniej. Sąd Najwyższy w znanej uchwale wytyka nieważność decyzji personalnych dotyczących sędziów podejmowanych przez organ nieupoważniony, z zastrzeżeniem jednak, że nie chodzi o te wydane przed podjęciem tejże uchwały. Trybunał Konstytucyjny orzeka o niezgodności z konstytucją przepisów pozwalających nakładać na obywateli nowe daniny, jednakże wyraża zgodę na utrzymanie tych przepisów w mocy jeszcze przez półtora roku. Prezydent Rzeczypospolitej składa do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności ustawy z konstytucją z powodu powziętych wątpliwości, które wszakże nie przeszkadzają mu własnym podpisem wprowadzić równocześnie daną ustawę w życie.
Przytoczone tu bardzo świeże przykłady mają wspólny mianownik wyrażający się w haśle: prawo nie może przeszkadzać władzy. W razie potrzeby lub zachcianki kłopotliwy przepis zawsze można od ręki uchylić, zmienić lub w ostateczności władczo przeinterpretować.
Zmienianie zmienionego
Okres transformacji ustrojowej przyniósł nam gwałtowne obniżenie poziomu myśli legislacyjnej, a także zastraszającą zmianę postawy władzy państwowej wobec stanowionego prawa. Na naszych oczach traci ono swą uniwersalną funkcję porządkującą i ochronną, a staje się narzędziem zaspokajania bieżących i niestety niestałych potrzeb władzy. Widoczna jest przy tym niezdolność prawodawcy do kompleksowego i syntetyzującego ujmowania zadań oraz szerszego celu nowych regulacji, które przyjmują coraz częściej postać roboczej instrukcji. Te słabości dają uboczny skutek w postaci rażącej niestabilności prawa, gdyż przyjmowane ułomne rozwiązania legislacyjne wymagają nieustannie korekt i uzupełnień. Nieoglądana wcześniej plaga ciągłych nowelizacji przekracza swą skalą wszelkie wyobrażenia. Swoistym signum temporis stała się osławiona, niestety autentyczna, formuła „ustawy zmieniającej ustawę o zmianie ustawy".