Czy jednak ów art. 24 konstytucji o relacjach państwo–Kościół nie jest jak garnitur, który nie na każdym mężczyźnie będzie leżał tak samo? Czy fakt, że przytłaczająca większość społeczeństwa to katolicy, nie decyduje o tym, jak ten garnitur się nosi? Czy Sejm może abstrahować od tego faktu, że w większości jest to katolicki kraj?
Sejm nie ignoruje rzeczywistości statystycznej, o czym świadczy także podjęta uchwała. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona, niż to pokazują statystyki dotyczące przynależności wyznaniowej. Jak wynika z niektórych badań socjologicznych, żyjemy w kulturze nienawiści i nieufności, która kształtuje się przecież nie bez związku ze stanem naszego prawodawstwa. Diagnozę tę potwierdza zwłaszcza obserwacja życia publicznego, także praktyki parlamentarnej, w której prawdy polityczne biorą górę nad prawem, rozsądkiem i przyzwoitością. Dotyczy to nie tylko naszego kraju i potwierdza aktualność wielu poglądów Jana Pawła II, zwłaszcza w sprawach społecznych i europejskich, „uczciwości w kontaktach między rządzącymi a rządzonymi, jawności w administracji publicznej, bezstronności w rozstrzyganiu spraw publicznych, poszanowania praw przeciwników politycznych", a także „sprawiedliwego i uczciwego wykorzystania pieniędzy publicznych, odrzucenia niegodziwych metod zdobywania, utrzymywania i poszerzania władzy za wszelką cenę". Jan Paweł II życzył naszemu parlamentowi, aby w centrum wysiłków ustawodawczych „zawsze znajdował się człowiek i jego rzeczywiste dobro". Papież powiedział: „człowiek", a to w Polsce znaczy także katolik, ale przecież nie tylko katolik i przede wszystkim człowiek.
Niemal wszyscy, 98 proc. ankietowanych przez CBOS, uważają, że kanonizacja Jana Pawła II będzie ważna dla jego rodaków. Społeczeństwo polskie jest właśnie takie. Czy z tej perspektywy abstrakcyjna formuła prawna o rozdzieleniu państwa od Kościoła nie powinna być traktowana „liberalnie", nie po aptekarsku? Co więcej, czy nie powinno być stosowane w naszej republice swego rodzaju domniemanie na korzyść katolickiej większości?
Republika, w której obowiązuje domniemanie na korzyść większości, nie jest demokracją konstytucyjną. Tę demokrację stworzono w polskiej ustawie zasadniczej po to, by – jak to ujął Trybunał Konstytucyjny w uzasadnieniu jednego z wyroków – uniknąć historycznie znanego niebezpieczeństwa, jakim jest wszechwładza większości, także sejmowej. W myśl konstytucji podstawą państwa jest dialog społeczny, „zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi". Wyklucza to jakiekolwiek domniemanie jednej racji. W myśl konstytucji równouprawnione są różne kościoły i związki wyznaniowe, każdemu zapewnia się wolność sumienia, która podlega ochronie prawnej niezależnie od tego, co większość o tym myśli. Wolność trzeba chronić na różne sposoby. Mierzy się ją – jak mówi poeta – krzyżami, jeśli trzeba, ale też „po aptekarsku", co nieraz może być dla władzy publicznej kłopotliwe, ale od czasów Kanta wiemy przecież, że „prawo człowieka musi być uważane jako święte, choćby to władzę panującą kosztowało ogromnie dużo poświęcenia". ?W tej sprawie warto się poświęcać.
W końcu uchwałę przegłosowano. Czy jednomyślność, aklamacja warta jest większego zachodu? Może lepsza niejednomyślna uchwała, ale odpowiadająca poglądom większości, niż kompromisowa, wyprana z istotnych treści – za to jednomyślna?
Nie w każdej sprawie jednomyślność jest potrzebna. W tym przypadku racje polityczne wzięły górę nad merytorycznymi, ponieważ w Sejmie chodzi o politykę. Procedura sejmowa daje mniejszości prawo do własnej wizji znaczenia różnych wydarzeń, a większości do kształtowania symbolicznego w tym przypadku stanowiska Sejmu. Trudno jednak zewnętrznemu obserwatorowi pojąć, co takiego – poza racjami politycznymi – przeszkadzało większości wspomnieć o zasługach Jana Pawła II dla „polskiej pokojowej transformacji, życia społecznego i duchowego oraz pokonania przeszkód na drodze naszego kraju do członkostwa w Unii Europejskiej"? Co przeszkadzało większości powiedzieć – jak proponowała mniejszość, że papież „zwracał uwagę na społeczne koszty przemian, troszczył się o należytą rolę w społeczności międzynarodowej, apelował o skupianie się Polaków wokół polskiej racji stanu i dobra wspólnego". Czyżby to nie była prawda? A co przeszkadzało mniejszości powiedzieć, że kanonizacja „będzie dla wszystkich Polaków okazją do radosnego i solidarnego świętowania"? Kto zechce, z okazji skorzysta. W demokracji konstytucyjnej nie sposób nakazać ani zakazać świętowania z tak godnego powodu.