Reklama

Prof. Hanusz: Grywam w góralskiej kapeli

Moja rodzina nie miała najlepszej opinii o prawnikach - mówi prof. Antoni Hanusz, sędzia NSA, w rozmowie z Katarzyną Borowską

Publikacja: 16.09.2014 16:03

prof. Antoni Hanusz

prof. Antoni Hanusz

Foto: Fotorzepa, materiały prasowe materiały prasowe

Rz: Skrzypce to podobno pana ulubiony instrument...

Prof. Antoni Hanusz:

Tak. Kiedy miałem osiem lat, rodzice posłali mnie do szkoły muzycznej. Uczyłem się też gry na saksofonie. Żartuję czasem, ?że rodzice chcieli mnie na te niepewne czasy wyposażyć ?w konkretny zawód. Jako licealista i student grałem ?w orkiestrach, zespołach jazzowych, miałem występy ?z filharmonikami kieleckimi... ?W mojej rodzinie wszyscy muzykowali, grali na skrzypcach. Ci, którzy pochodzili ze Wschodu – na bałałajce.

Czemu więc nie został pan zawodowym muzykiem?

Miałem nawet kiedyś ciekawą propozycję. Muzykowałem z kolegami w gronie, w którym znalazł się Ludwik Sempoliński. Mówił, że mam talent. Dał mi wizytówkę i powiedział, żebym po maturze przyjechał do Warszawy. Mam tę wizytówkę ?do dziś. Z propozycji jednak nie skorzystałem.

Reklama
Reklama

Dlaczego?

Żeby zajmować się sztuką, trzeba być naprawdę wybitnym artystą. Ja za takiego się nie uważałem.

Dlatego wybrał pan prawo?

Najpierw była historia. Pociągało mnie badanie źródeł. Podczas naszych rodzinnych spotkań, którym towarzyszyła muzyka, moja ciotka śpiewała pieśni z czasów powstania styczniowego. Starałem się dowiedzieć jak najwięcej o tych czasach. Traktowałem to swoje zainteresowanie historią niezwykle poważnie...

Nie wybrał pan jednak studiów historycznych...

Prawo wydawało mi się bardziej praktyczne. Chociaż rodzice widzieli mnie raczej na kierunku technicznym. Mój ojciec był inżynierem chemikiem. Moja rodzina nie miała najlepszej opinii o prawnikach.

Reklama
Reklama

Dlaczego?

Były to trudne czasy, w których np. prokuratorzy nie kojarzyli się najlepiej. A ja podczas studiów miałem wręcz propozycję od prokuratury – chciała mi ufundować  stypendium. Dzwoniono nawet w tej sprawie do moich rodziców. Praca naukowa jednak bardziej mnie pociągała.

Jeśli miał pan tyle propozycji podczas studiów, to chyba nie miał pan problemów z nauką...

Byłem raczej dobrym studentem, nawet laureatem „Primus Inter Pares", o czym donosił tygodnik „ITD". Chociaż pamiętam jeden egzamin, którego prawie nie zdałem. To było prawo rzymskie. Profesor spytał mnie o liczbę ksiąg Kodeksu Teodozjana. Miałem w głowie pustkę, więc zrobiłem tylko głupią minę. Profesor zadawał mi pytania pomocnicze, m.in. o to, czy kodeks dotrwał do naszych czasów. Palnąłem, że nie. Profesor powiedział, że przed chwilą trzymał go w rękach. Jaka szkoda, że tego nie widziałem –odparłem. Udało mi się wybrnąć i po długich mękach doliczyłem się 16 ksiąg.

Dlaczego specjalizował się pan w prawie finansowym?

Miałem propozycje asystentury także z katedry prawa administracyjnego, karnego, doktryn polityczno-prawnych. Prawo finansowe wydawało mi się najtrudniejsze, do bólu konkretne. Było dla mnie największym wyzwaniem. Nigdy już później tak ciężko nie pracowałem jak podczas tej asystentury. Koledzy z innych katedr czekali  na mnie przy piwie, a ja ciągle pracowałem w bibliotece. Skończyli zresztą nie gorzej niż ja. Jeden został ministrem pracy, inni sędziami Trybunału Konstytucyjnego.

Reklama
Reklama

Chyba jednak ciągnęło też pana do prawniczej praktyki, skoro skończył pan aplikację radcowską.

Ta aplikacja dała mi m.in. szeroką wiedzę z prawa gospodarczego. Nie pracowałem jednak jako radca. Chociaż na początku lat 90. byłem urzędnikiem, dyrektorem wydziału organizacji i nadzoru ?w Urzędzie Wojewódzkim w Lublinie. To były ciekawe czasy na taką pracę, byliśmy tuż po transformacji. Wybrałem jednak pracę naukową.

Został pan też sędzią NSA...

Podczas pracy nad habilitacją przyjechałem do NSA, by szukać materiałów. Nie były one jeszcze wtedy dostępne w internecie. Prezes NSA prof. Roman Hauser spotkał mnie w sekretariacie, zaczął wypytywać o pracę naukową. I powiedział, że gdy skończę habilitację, chętnie widziałby mnie w składzie sędziowskim. Staram się nie zawieść tego zaufania.

Był pan również członkiem Rady Legislacyjnej przy premierze.

Reklama
Reklama

Tak, w dziesiątej kadencji. Nasza rada była wyjątkowa, bo pracowała dla trzech premierów: Marcinkiewicza, Kaczyńskiego i Tuska. Wobec wszystkich byliśmy równie krytyczni.

Jest pan też kierownikiem ?Katedry Prawa Finansowego UMCS. Ma pan jeszcze czas grać na skrzypcach?

Często muzykujemy rodzinnie. Jedna córka jest adwokatem, druga kończy SGH, obie grają na fortepianie. W środowisku prawniczym niewiele osób wie o mojej pasji. Jakiś czas temu podczas spotkania właśnie w gronie prawników zaskoczyłem wszystkich, gdy tym razem wystąpiłem w składzie... góralskiej kapeli.

—rozmawiała Katarzyna Borowska

Rz: Skrzypce to podobno pana ulubiony instrument...

Prof. Antoni Hanusz:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Reklama
Opinie Prawne
Paulina Kieszkowska: Ministrze, nie idźmy tą drogą!
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Transparentny jak sędzia TSUE
Opinie Prawne
Bartczak, Trzos-Rastawiecki: Banki mogą być spokojne
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Rzecznik nie wydaje wyroku, ale warto go słuchać
Opinie Prawne
Grzegorz Sibiga: To weto prezydenta Nawrockiego może przynieść dobry skutek
Reklama
Reklama