Piękne słowa. Oddają one ducha tego, w co wierzę nie tylko ja, ale również miliony Polaków: sprawiedliwość rozumianą nie tylko poprzez kodeksowe zapisy, ale także niosącą ze sobą humanistyczne wartości. Wartości, które na pierwszy plan wysuwają dobro drugiego człowieka. Szczególnie bezradnego, pozostawionego samemu sobie w niezrozumiałym dla niego otoczeniu. Przykładem jest płk Olkowicz, dyrektor Służby Więziennej, który z własnej kieszeni zapłacił grzywnę za upośledzonego umysłowo człowieka skazanego na areszt za kradzież batonika.
Sprawa stała się głośna. Kiedy czytałem o wynikach postępowania sądowego wobec pana pułkownika, a wcześniej o sprawie „przestępcy za 99 groszy" – bo tyle ponoć kosztował ten baton – w głowie dźwięczały mi przytoczone na wstępie słowa: Sędziowie muszą mieć odwagę stawić czoło niesprawiedliwemu prawu. Tak, to właśnie sztandarowy przykład bezduszności wymiaru sprawiedliwości. Tyle tylko, że pułkownik Olkowicz był jego wtórną ofiarą.
Najważniejsza sprawa to kwestia skazania człowieka, który nigdy nie powinien trafić do aresztu lub więzienia. W żadnym cywilizowanym kraju taka osoba nie byłaby izolowana. To zrozumiałe. Konsekwencją braku zrozumienia dla oczywistej sytuacji drugiego człowieka był gest dyrektora aresztu, który, chcąc zażegnać skutki niehumanitarnego wyroku, uruchomił lawinę kolejnych niefortunnych zdarzeń. Zrobiono z tego już medialne igrzyska. Ten przekaz źle służy wymiarowi sprawiedliwości. Źle służy nam wszystkim. Oto bowiem kolejny raz Polacy przekonują się, iż przedstawiciele Temidy mają za nic zdrowy rozsądek i dobro człowieka. Liczą się tylko stosowane bez wyczucia przepisy. Wszyscy jednak wiemy, że tak nie jest. Jeden dziwny i niezrozumiały wyrok, a nawet dwa, nie są przecież rzeczywistością polskich sądów. Teraz kolejny raz utrwala się jednak taki właśnie wizerunek polskiego sądownictwa. Szkodliwy i krzywdzący wiele osób. Musimy przy tym pamiętać, że sędzia to zawód wymagający szczególnych kwalifikacji i predyspozycji. Również empatii. Po prostu zwykłej potrzeby udzielenia pomocy drugiemu człowiekowi, który nie jest przecież winny swojej ciężkiej choroby. Chyba większość z nas ze współczuciem odniosłaby się do jego życiowej sytuacji.
Dlaczego więc w gmachu reprezentującym boginię sprawiedliwości nie znalazł on zrozumienia? Być może po prostu zabrakło odwagi...
Autor jest dziekanem Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie