Marek Wójcik - ambasador samorządów w rządzie

Marek Wójcik | Na współpracę z ministrem Halickim zgodziłem się pod warunkiem, że będę mógł rzeczywiście coś zrobić dla samorządu, tak aby jak najlepiej przygotować go do nadchodzących wyzwań. Samo administrowanie mnie nie interesuje – mówi Michałowi Cyrankiewiczowi wiceminister administracji.

Publikacja: 19.01.2015 08:30

Marek Wójcik.

Marek Wójcik.

Foto: Fotorzepa,Jerzy Dudek

Rz: Czy trudno było się panu, samorządowcowi z krwi i kości, przyzwyczaić do nowej roli – wiceministra administracji i cyfryzacji?

Marek Wójcik: Problemem nie było wejście w działania operacyjne. W czynności związane z pracą w Komitecie Stałym Rady Ministrów, nadzorem nad podległymi instytucjami czy różnymi komórkami w resorcie, w których pracują mądrzy i odpowiedzialni urzędnicy.

Ważniejsze jest jednak to, że decydując się na pracę w administracji rządowej, chciałbym coś po sobie zostawić. Samo administrowanie nie jest bowiem najważniejsze. Można otaczający nas świat nie tylko przyjmować, ale też próbować go zmieniać na lepsze. To nie jest łatwe. Wymaga między innymi konsekwencji, wręcz uporu w dążeniu do zamierzonych celów, ale i ogromnej pokory. W pierwszych tygodniach piastowania zaszczytnej funkcji wiceministra wielokrotnie się o tym przekonywałem. Na szczęście miałem przez lata możliwość przyglądania się, jak działali twórcy reaktywnego samorządu w Polsce: Jerzy Regulski, Michał Kulesza i Jerzy Stępień. Chciałbym tak jak oni budować przyszłość polskiego samorządu i zmieniać funkcjonowanie administracji. Tak, aby była kreatorem rozwoju, stawała się jeszcze bardziej otwarta na klienta i jak najszerzej czerpała ze zdobyczy cywilizacji.

Najważniejszy dla mnie jest samorząd terytorialny. Najpierw dookreślenie, jak powinien on funkcjonować na dalszą metę, a następnie stworzenie możliwości prawnych i finansowych, aby te modelowe rozwiązania można było wprowadzić.

To będzie z pewnością szczególny i trudny dla samorządów okres. Skończą się fundusze unijne, przynajmniej w takiej formie, jaką znamy obecnie. Zmieni się także demografia...

I właśnie na to wszystko trzeba się dobrze przygotować. Stąd też dokładny harmonogram prac, których pierwszy etap ma się zakończyć w maju, dokładnie 25 lat po reaktywowaniu samorządu terytorialnego w Polsce. Wówczas to, jak zapowiedziała premier Ewa Kopacz, przedstawione zostaną wyniki prac sejmowej Komisji do Spraw Przeglądu Prawa Samorządowego oraz koncepcja przyszłości gmin, powiatów i województw. Moje zadanie w tym wszystkim to wypracowanie wraz ze środowiskami samorządowymi i ekspertami materiałów przydatnych parlamentarzystom do stworzenia założeń do zmian prawa samorządowego.

No właśnie, jaką ma pan wizję tego samorządu, w jakim kierunku powinien się on rozwijać?

Przede wszystkim powinien być silny. Dlatego gminy, powiaty i województwa należy wzmocnić kompetencyjne, instytucjonalnie, finansowo i terytorialnie. Zaznaczam, że nie chodzi tutaj o wprowadzanie rewolucji czy narzucanie czegokolwiek samorządom na siłę. Raczej o zagwarantowanie im jak największej swobody i autonomii, zwłaszcza w wykonywaniu zadań. Niechaj sobie wybierają te metody i narzędzia, które będą najbardziej racjonalne i efektywne dla działania wspólnoty samorządowej. Bo tam, na dole, lepiej wiedzą, jak to uczynić, niż wydaje się to w Warszawie.

Część z tych problemów ma rozwiązać przygotowany przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji projekt ustawy o samorządzie gminnym, który jest procedowany w Sejmie?

I bardzo ważne, aby prace nad nim udało się jeszcze w tej kadencji zakończyć. Umożliwi on bowiem samorządom prowadzenie np. wspólnej obsługi finansowo-administracyjnej tak różnych jednostek organizacyjnych jak szkoły czy domy pomocy społecznej. To jednak za mało. Samorząd powinien mieć również więcej swobody w decydowaniu o tym, jak dane zadanie wykonywać. To jest ogromna wada naszego systemu, że ustawy przekazują zadania bardziej jednostkom organizacyjnym niż samorządom. Tak jest np. z pomocą społeczną. Ustawa wprost mówi, jaki podmiot te zadania ma wykonywać i jakimi siłami, określając m.in. liczbę niezbędnych pracowników.

Wydaje się również, że nowoczesnego samorządu nie da się zbudować bez zaangażowania mieszkańców we współdecydowanie o sprawach wspólnoty.

Kapitał społeczny jest niezwykle ważny, a za kilka lat może się okazać ważniejszy od pieniędzy, bo to on będzie decydował o potencjale rozwojowym danej wspólnoty samorządowej. Trzeba mieszkańcom pokazać, że zaangażowanie przynosi profity. Jestem przekonany, że ci włodarze samorządowi, którzy dziś to zrozumieją, którzy już dziś zaczną włączać mieszkańców w proces zarządzania wspólnotą, zagwarantują jej jutrzejszy rozwój. Bo ja mogę nie mieć pieniędzy, ale jeżeli mam aktywnych mieszkańców, którzy czują, że warto kooperować, to oni te pieniądze znajdą. Będziemy się, zatem starali, aby mechanizmy włączające mieszkańców w zarządzanie wspólnotą były stosowane jak najczęściej.

Słyszy się, że samorząd zwiądł, a dowodem na to mają być niezmiennie te same kandydatury, te same osoby, których stale wybieramy na radnych czy wójtów.

Z tezą, że polski samorząd zwiądł, zupełnie się nie zgadzam. On potrzebuje jedynie impulsu rozwojowego, powodującego między innymi większe zaangażowanie mieszkańców w sprawy publiczne. Jest zresztą cała masa przykładów, jak bez zmiany przepisów można to zrobić. Podam tylko jeden, z Muszyny. Tam burmistrz Jan Golba dogadał się z Państwową Komisją Wyborczą i przy okazji wyborów samorządowych przeprowadził bezpośrednie wybory sołtysów. To bardzo dobry pomysł, znakomita szkoła demokracji dla ubiegających się o te stanowiska i samych mieszkańców. Ci wybrani w powszechnych wyborach sołtysi to znakomity materiał na przyszłych radnych. A mówiąc nieco żartobliwie, z sołtysem wybranym w powszechnych wyborach, na którego głosowało 400 czy więcej mieszkańców, nawet proboszcz musi się liczyć!

Ten brak zaangażowania to również kwestia obowiązujących przepisów, które potrafią skutecznie zniechęcić do kandydowania na radnego. Nie każdy lubi chwalić się swoim majątkiem?

To prawda, że w naszym życiu publicznym brakuje zaufania. Warto by nad jego odbudową popracować. Dlatego też głośno protestowałem – będąc jeszcze po tamtej, samorządowej stronie mocy – przeciwko przygotowanemu przez jedno z ministerstw (nie za bardzo mi wypada mówić, o które chodzi) projektowi ustawy rozszerzającej obowiązek składania oświadczeń osobowych na kolejne 800 tys. osób. Zobowiązanie notariuszy, radców prawnych czy adwokatów do publikowania w internecie wszystkich umów cywilnoprawnych, których są stronami, z podaniem kwot to czysty absurd. Tak samo jak pomysł, aby oświadczenia majątkowe składali wszyscy urzędnicy, którzy zarabiają więcej niż 1,8 tys. zł. To gruba przesada. Jak to zmienić? Zamierzamy pytać wszystkie instytucje zajmujące się analizą oświadczeń majątkowych o efektywność ich składania. Na ile faktycznie przeciwdziałają one korupcji i czy nie wywołują efektu niepotrzebnego odstraszania od działalności publicznej wielu wartościowych osób. Dokonując tego rodzaju oceny, opierać się trzeba na faktach, a nie utrwalać – w mojej opinii niesłuszne – mity o skuteczności działania oświadczeń majątkowych.

Wspomniał pan o tym, że samorządy potrzebują więcej swobody w wykonywaniu zadań własnych. A co z tymi zlecanymi z administracji rządowej? Minister finansów obiecał problem rozwiązać ponad rok temu i na razie cisza.

Pierwsza informacja ministra finansów o zadaniach zleconych ma zostać opublikowana w najbliższych dniach. MAiC ze swojej strony również sprawie się przygląda. Zbieramy dane od wojewodów, jak pieniądze na te zadania są dzielone. Nikogo już chyba nie trzeba przekonywać, że prosta metoda polegająca na podziale puli środków na etaty sprawy nie załatwia. Trzeba zliczyć wszystkie, nawet najdrobniejsze koszty wykonywania zadań zleconych, łącznie ze spinaczami. Liczymy również, jakie są nakłady na wykonywanie zadań zleconych na mieszkańca w poszczególnych województwach. Z pierwszych danych wynika, że różnice pomiędzy województwami sięgają nawet kilkuset procent.

A może tam, gdzie jest to możliwe, należy zrezygnować ze zlecania zadań samorządom i powierzyć je administracji rządowej?

To założenie niewłaściwe. Raczej szedłbym w odwrotnym kierunku, czyli przekształcania zadań zleconych na własne. Oczywiście to wymagałoby szerokiej dyskusji o systemie dochodów jednostek samorządu terytorialnego, tak aby za zadaniem własnym samorządu szły także dochody własne. Przytoczę jeden przykład dotyczący problematyki zadań zleconych. Na poziomie województw zadania zlecone samorządom są paradoksem. Przecież tu funkcjonuje administracja rządowa kierowana przez wojewodę. Zdecydujmy się więc. Albo jest zadanie rządowe, które wykonuje wojewoda, albo przekażmy je w pełni samorządowi.

Wspomniał pan od dochodach jednostek samorządu terytorialnego. To chyba nie przypadek, że jedno z pierwszych w tym roku posiedzeń zespołu ds. ustrojowych Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego poświęcone było komunalnemu PIT. Czy widzi pan szansę na jego wprowadzenie?

Jeżeli chodzi o finanse j.s.t., to sprawą podstawową jest ich samowystarczalność finansowa i ograniczenie do minimum systemów wyrównawczych. Z tym oczywiście wiąże się konieczność wyposażenia samorządów w jak najwięcej dochodów własnych. Jednym z nich mógłby się stać PIT komunalny. Uważam go za dobry pomysł. Również dlatego, że mógłby wpłynąć na to, że samorządom opłacałoby się wspierać przedsiębiorców, tworzyć nowe miejsca pracy czy w inny sposób walczyć o podatnika. Konieczna jest również większa dywersyfikacja dochodów samorządowych, zwłaszcza w dzisiejszym, rozchwianym świecie finansów publicznych. Dlatego należy wrócić do rozmów o podatkach pośrednich. Na poziomie wojewódzkim takim dochodem może być z powodzeniem akcyza. W skali regionu taki podatek dałoby się już wyliczyć.

Ostatnim elementem tego systemu powinny być mechanizmy wspierające ważne z punktu widzenia państwa przedsięwzięcia przy pomocy środków budżetowych. Zwłaszcza że pieniędzy unijnych za chwilę będzie mniej, ale tematów ważnych dla kraju nadal wiele. Dlatego tak istotne są inicjatywy takie jak schetynówki czy Orliki. Bardzo popieram więc np. pomysł stworzenia funduszu przebudowy dróg lokalnych zasilanego z odprowadzanego przez samorządy, a nieodliczanego VAT.

Czy zmiany demograficzne spowodują, że konieczne stanie się łączenie jednostek w większe?

Wyższe zachęty finansowe dla łączących się samorządów nie należy traktować jako przygrywki do przymusowo wprowadzanych zmian w podziale administracyjnym. Nie jestem zwolennikiem tezy, że tylko duże, 20- czy 50-tysięczne gminy mają sens. Przeciwnie, uważam, że tak jak możliwe jest łączenie gmin, tak należy umożliwić mieszkańcom występowanie do ministra administracji o ich podział. Nie oznacza to rzecz jasna automatycznej na to zgody, ale niech przynajmniej wniosek obywateli zostanie oceniony.

Opinie Prawne
Piotr Młgosiek: Indywidualna weryfikacja neosędziów, czyli jaka?
Opinie Prawne
Pietryga: Czy repolonizacja zamówień stanie się faktem?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Kryzys w TK połączył Przyłębską, Rzeplińskiego i Stępnia
Opinie Prawne
Łukasz Guza: PiS straci przez weto w sprawie składki
Opinie Prawne
Wojciech Hermeliński: Kto ostatni w kolejce do głosowania?
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku