W ostatnim czasie, czytając kolejny artykuł poruszający temat umów potocznie nazywanych śmieciowymi, zaczęłam się zastanawiać, o jakich umowach mówimy. Czy chodzi wyłącznie o umowy cywilnoprawne, czyli umowy o dzieło i zlecenia, czy też o niektóre rodzaje umów o pracę?
Pojęcie umów śmieciowych ewoluowało w czasie. Po raz pierwszy pojawiło się podczas debaty publicznej nad oskładkowaniem umów cywilnoprawnych. Chodziło o objęcie umów o dzieło i umów-zleceń obowiązkowymi składkami na ubezpieczenia społeczne. Dopiero po pewnym czasie pojęciem tym zaczęto określać także umowy o pracę na czas określony. „Winą" umów terminowych jest to, że są ograniczone w czasie, można je wypowiedzieć bez wskazywania przyczyny, a okres ich wypowiedzenia jest krótki. Chciałoby się zapytać, czy umowami śmieciowymi są także umowy o pracę na okres próbny albo na zastępstwo, które nie gwarantują stabilnego zatrudnienia.
Przesuwanie akcentów
Mówiąc dzisiaj o problemie umów śmieciowych, tak naprawdę mówimy o wszystkich rodzajach umów, poza umową o pracę na czas nieokreślony. Akcent dyskusji zmienia się w zależności od tego, czy konkretna sprawa dotyczy zleceniobiorcy czy pracownika zatrudnionego na czas określony. Tak nie może być, nie szufladkujmy wszystkich innych umów jako śmieciowych. Owszem, rozmawiajmy o problemie, ale go nie eskalujmy. Wraz z kolejnymi postulatami dotrzemy w końcu do absurdu, w którym jedyną słuszną umową będzie umowa o pracę na czas nieokreślony, najlepiej z gwarancją zatrudnienia.
Tymczasem każda z powyższych umów spełnia swój określony cel w obrocie prawnym. Dla wielu osób umowy cywilnoprawne albo terminowe umowy o pracę są naturalnym i zwyczajnym uregulowaniem ich sytuacji prawnej. Dlatego namawiam do zaprzestania wrzucania do jednego worka z napisem „śmieciowe" każdej kolejnej umowy, w której komuś się coś nie podoba. Jednocześnie dostrzegam potrzebę rozwiązania problemu, jaki wiąże się ze sposobem zatrudniania pracowników. No właśnie. W czym tak naprawdę tkwi problem? W skrócie w tym, że umowy-zlecenia nie są ozusowane tak jak umowy o pracę i łatwiej je rozwiązać. Dlatego mamy falę umów-zleceń zawieranych zamiast umów o pracę. Wiadomo – tańsza opcja jest kusząca.
Pierwotny postulat dotyczący oskładkowania umów cywilnoprawnych częściowo stracił na znaczeniu. Od 1 stycznia 2016 roku składki na ubezpieczenia społeczne będą obowiązkowe dla wszystkich umów-zleceń zawartych z tą samą osobą aż do wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę. Likwiduje to patologię zawierania równocześnie dwóch umów-zleceń, jednej z wynagrodzeniem w wysokości 100 zł, od której odprowadza się niskie składki, oraz drugiej na znacznie wyższą kwotę, już nieoskładkowanej. Taka zmiana jest słuszna, nie jest to jednak rozwiązanie rozwiązujące problem. Wyobrażam sobie, że od nowego roku praktyka wygląda następująco: strony zawierają jedną umowę-zlecenie na kwotę równą minimalnemu wynagrodzeniu za pracę oraz drugą, na inne czynności, na pozostałą część umówionych zarobków. W ten sposób część przychodów zleceniobiorcy nadal będzie nieoskładkowana. Problem został odsunięty kwotowo, ale nie został wyeliminowany. Nowelizacja nie reguluje też kwestii składek od umów o dzieło. Te w większości, nadal pozostaną nieoskładkowane.