O przyczynach i przebiegu kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego napisano już wiele, nie ma więc chyba potrzeby wracania do przeszłości i przypominania w szczegółach, jak się to wszystko zaczęło i jak eskalowało. Ostatnie dwa lata przyniosły zresztą nową odsłonę kryzysu, tym razem związanego z zakończeniem pod koniec 2022 r. kadencji prezesa i funkcjonowaniem Trybunału kierowanego przez osobę odmawiającą uporczywie zwołania zgromadzenia ogólnego sędziów w celu wyłonienia kandydatów na nowego prezesa. Wszystko wskazuje na to, że 9 grudnia br. ten drugi problem rozwiąże się samoczynnie wraz z zakończeniem kadencji sędziowskiej osoby kierującej obecnie pracami TK. Marna to jednak pociecha skoro w nową fazę wejdzie pierwotny problem, jak bowiem zapowiedział Marszałek Sejmu zwalniane pod koniec roku stanowiska sędziowskie nie będą uzupełniane o nowe osoby aż do jesieni 2025 r., kiedy to po zmianie lokatora pałacu prezydenckiego, zmieni się także – jak sądzą niektórzy – otoczenie polityczne na takie, które sprzyjać będzie obecnej większości parlamentarnej i jej pomysłowi na Trybunał Konstytucyjny. Pytanie czy zaproponowane wówczas rozwiązania będą zgodne z porządkiem konstytucyjnym, bo tylko takie mogą zakończyć kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego. Pójście na skróty oznaczać będzie albo eskalację kryzysu, albo odłożenie go w czasie, kiedy przy pierwszej nadarzającej się okazji, a więc po zmianie władzy (która, zgodnie z regułami demokracji, na pewno przecież – prędzej czy później – nastąpi) wybuchnie niczym gejzer, a może wulkan, ze zdwojoną siłą.
Spór o TK: morderczy dla państwa uścisk trwa
Niezależnie od bieżącego kontekstu nie możemy ustawać w wysiłku poszukiwania sposobu zakończenia kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Rozgrywa się on już od wielu lat na dwóch płaszczyznach – politycznej i prawnej. Najwięcej uwagi opinii publicznej zajmuje oczywiście wymiar polityczny.
Wszystko zaczęło się w czerwcu 2015 r., kiedy po wygranych wyborach prezydenckich przez Andrzeja Dudę uchwalona została nowa ustawa o Trybunale Konstytucyjnym. Mimo apelu prezydenta-elekta by nie podejmować działań ingerujących w ustrój organów państwowych ówczesna koalicja rządowa, która jak się później okazało utraciła jesienią władzę, wprowadziła możliwość uzupełnienia składu Trybunału niejako z wyprzedzeniem, czyli wybranie nowych sędziów przez Sejm kończącej się kadencji na miejsca zwalniane w listopadzie i grudniu tego roku, a więc już po wyborach parlamentarnych. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu VII kadencji, w dniu 8 października 2015 r., wybrano zatem pięciu nowych sędziów: trzech z nich miało objąć urząd 7 listopada, dwóch – 3 i 9 grudnia tego roku.
Czytaj więcej
Trybunał Konstytucyjny 6 grudnia ma wybierać kandydatów na nowego prezesa – informuje „Gazeta Wyborcza”, powołując się na źródła związane z TK. To oznaczałoby, że dotychczasowa prezes TK Julia Przyłębska musiała zrezygnować ze stanowiska, gdyż bez tego zwołanie zgromadzenia wyborczego byłoby niemożliwe.
Nowa koalicja rządowa wyłoniona w wyborach październikowych uchwałą z 25 listopada 2015 r. „unieważniła” wybór tych pięciu sędziów, i w to miejsce 2 grudnia tego roku wybrała swoich kandydatów. Dnia 3 grudnia, jeszcze przed rozpoczęciem wyznaczonej na ten dzień rozprawy przed TK w sprawie K 35/15, czterech z nich zostało zaprzysiężonych. Kontekst polityczny był dość oczywisty – ustępująca władza chciała utrzymać jak najdłużej większość w Trybunale, nowa władza na to nie pozwoliła. Tym samym obie strony politycznego sporu zwarły się w morderczym dla państwa uścisku i żadna z nich nie była (i nie jest) skłonna do kompromisu i oczekuje całkowitej kapitulacji swego oponenta. Jest to o tyle istotne, że bez czynnika politycznego rozwiązanie kryzysu wokół TK wyłącznie na drodze prawnej nie jest po prostu możliwe.