Jakub Stelina: Kryzys wokół TK - politycy zepsuli, politycy powinni naprawić

W dyskursie na temat kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego zazwyczaj pomija się kontekst personalny, a więc sytuację osób uwikłanych, zresztą bez swojej winy, w całą tę „historię” - pisze prof. dr hab. Jakub Stelina, sędzia TK.

Publikacja: 30.11.2024 09:11

Ogłoszenie wyroku TK ws. kar nakładanych przez TSUE

Ogłoszenie wyroku TK ws. kar nakładanych przez TSUE

Foto: rp.pl

O przyczynach i przebiegu kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego napisano już wiele, nie ma więc chyba potrzeby wracania do przeszłości i przypominania w szczegółach, jak się to wszystko zaczęło i jak eskalowało. Ostatnie dwa lata przyniosły zresztą nową odsłonę kryzysu, tym razem związanego z zakończeniem pod koniec 2022 r. kadencji prezesa i funkcjonowaniem Trybunału kierowanego przez osobę odmawiającą uporczywie zwołania zgromadzenia ogólnego sędziów w celu wyłonienia kandydatów na nowego prezesa. Wszystko wskazuje na to, że 9 grudnia br. ten drugi problem rozwiąże się samoczynnie wraz z zakończeniem kadencji sędziowskiej osoby kierującej obecnie pracami TK. Marna to jednak pociecha skoro w nową fazę wejdzie pierwotny problem, jak bowiem zapowiedział Marszałek Sejmu zwalniane pod koniec roku stanowiska sędziowskie nie będą uzupełniane o nowe osoby aż do jesieni 2025 r., kiedy to po zmianie lokatora pałacu prezydenckiego, zmieni się także – jak sądzą niektórzy – otoczenie polityczne na takie, które sprzyjać będzie obecnej większości parlamentarnej i jej pomysłowi na Trybunał Konstytucyjny. Pytanie czy zaproponowane wówczas rozwiązania będą zgodne z porządkiem konstytucyjnym, bo tylko takie mogą zakończyć kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego. Pójście na skróty oznaczać będzie albo eskalację kryzysu, albo odłożenie go w czasie, kiedy przy pierwszej nadarzającej się okazji, a więc po zmianie władzy (która, zgodnie z regułami demokracji, na pewno przecież – prędzej czy później – nastąpi) wybuchnie niczym gejzer, a może wulkan, ze zdwojoną siłą.

Spór o TK: morderczy dla państwa uścisk trwa

Niezależnie od bieżącego kontekstu nie możemy ustawać w wysiłku poszukiwania sposobu zakończenia kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Rozgrywa się on już od wielu lat na dwóch płaszczyznach – politycznej i prawnej. Najwięcej uwagi opinii publicznej zajmuje oczywiście wymiar polityczny.

Wszystko zaczęło się w czerwcu 2015 r., kiedy po wygranych wyborach prezydenckich przez Andrzeja Dudę uchwalona została nowa ustawa o Trybunale Konstytucyjnym. Mimo apelu prezydenta-elekta by nie podejmować działań ingerujących w ustrój organów państwowych ówczesna koalicja rządowa, która jak się później okazało utraciła jesienią władzę, wprowadziła możliwość uzupełnienia składu Trybunału niejako z wyprzedzeniem, czyli wybranie nowych sędziów przez Sejm kończącej się kadencji na miejsca zwalniane w listopadzie i grudniu tego roku, a więc już po wyborach parlamentarnych. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu VII kadencji, w dniu 8 października 2015 r., wybrano zatem pięciu nowych sędziów: trzech z nich miało objąć urząd 7 listopada, dwóch – 3 i 9 grudnia tego roku.

Czytaj więcej

Julia Przyłębska nie jest już szefową Trybunału Konstytucyjnego?

Nowa koalicja rządowa wyłoniona w wyborach październikowych uchwałą z 25 listopada 2015 r. „unieważniła” wybór tych pięciu sędziów, i w to miejsce 2 grudnia tego roku wybrała swoich kandydatów. Dnia 3 grudnia, jeszcze przed rozpoczęciem wyznaczonej na ten dzień rozprawy przed TK w sprawie K 35/15, czterech z nich zostało zaprzysiężonych. Kontekst polityczny był dość oczywisty – ustępująca władza chciała utrzymać jak najdłużej większość w Trybunale, nowa władza na to nie pozwoliła. Tym samym obie strony politycznego sporu zwarły się w morderczym dla państwa uścisku i żadna z nich nie była (i nie jest) skłonna do kompromisu i oczekuje całkowitej kapitulacji swego oponenta. Jest to o tyle istotne, że bez czynnika politycznego rozwiązanie kryzysu wokół TK wyłącznie na drodze prawnej nie jest po prostu możliwe.

Legalni czy nielegalni

Część prawników przyjmuje, że obecnie w Trybunale zasiadają trzy osoby nieuprawnione do orzekania, gdyż zajmują miejsca wcześniej prawidłowo obsadzone (osoby te nazywane są przez nich „sędziami-dublerami”). Problem polega jednak na tym, że trudno znaleźć podstawę normatywną dla takiego stanowiska. Nie może nią być wyrok TK z 3 grudnia 2015 r. (K 34/15). Trybunał orzekł wówczas m. in., jaki sposób rozumienia przepisów o powoływaniu sędziów na przełomie kadencji parlamentu był zgodny z Konstytucją, a w szczególności Sejm której kadencji był uprawniony w świetle ustawy zasadniczej do wybierania nowych sędziów TK. Z cytowanego wyroku wynika, że nowych sędziów TK ma prawo wybrać Sejm tej kadencji, w czasie której powstaje wakat (albo Sejm kolejnej kadencji, nigdy wcześniejszej). Wyrok odnosi się wprawdzie do konkretnych przepisów przejściowych, a więc i konkretnego stanu faktycznego, niemniej wyprowadzona przez Trybunał zasada konstytucyjna ma już walor ogólny. W konkretnej sytuacji z jesieni 2015 r. kadencje trzech sędziów wygasały 6 listopada tego roku, a nowa kadencja Sejmu rozpoczęła się w dniu 12 listopada, bo tego dnia odbyło się pierwsze posiedzenie parlamentu wybranego w dniu 25 października. A więc zgodnie z wyrokiem K 34/15 trzech sędziów na miejsca zwalniane w listopadzie mógł wybrać Sejm VII kadencji, stąd czerpie swą „prawomocność” koncepcja „trzech dublerów”. Problem jednak polega na tym, że wyrok ten nie mógł odnosić się do analizowanej sytuacji, a już tym bardziej nie mógł stwierdzać kto jest, a kto nie jest sędzią TK.

Czytaj więcej

Andrzej Duda napisał list do sędziów TK. "Bezprecedensowa propozycja"

Pomijając już to, że Trybunał uzależnił kompetencję Sejmu do wyboru sędziów TK od zdarzenia, które ma charakter ruchomy (gdyby kadencja Sejmu VIII kadencji rozpoczęła się przed 6 listopada 2015 r. wówczas świat mógłby wyglądać zupełnie inaczej), to przecież trzeba jednak zauważyć, że wyroki TK: po pierwsze mają moc ex nunc, a więc na przyszłość (teraz już wiemy, jak należy postępować w analogicznych sytuacjach w przyszłości), po drugie – nie dotyczą one spraw jednostkowych, a więc nie weryfikują czynności o charakterze indywidualno-konkretnym (potwierdził to zresztą sam Trybunał w postanowieniu z 7 stycznia 2016 r., U 8/15). Prowadzi to do wniosku, że albo wszystkie osoby wybrane do TK przez ustępujący Sejm były powołane prawidłowo (a to znaczy, że w TK było pięć osób nieuprawnionych), albo wszystkie te osoby były wybrane w sposób niezgodny z prawem (tak jak je wówczas rozumiano), a więc w TK nigdy nie było i nie ma żadnych dublerów. Oczywiście nikt nie kwestionuje samego aktu wyboru przez Sejm w drodze uchwały osób do TK w październiku 2015 r., problem może dotyczyć jednak skuteczności tych uchwał. Po wyroku K 34/15 wiemy, że uchwała o wyborze sędziego do TK może być nieważna, przyjęto w nim bowiem, że wybór przez Sejm danej kadencji osób do TK na miejsca zwalniane w kolejnej kadencji parlamentu może być unieważniony. Jednak przed 3 grudnia 2015 r. sytuacja była inna, nowa większość sejmowa uznała, że wybór wszystkich sędziów dokonany 8 października 2015 r. był nieważny, bo po prostu interpretowała przepisy inaczej, niż uczynił to TK w wyroku K 34/15. A więc problem można sprowadzić w gruncie rzeczy do tego, które uchwały Sejmu z października 2015 r. były nieważne. Jeśli wyrok K 34/15 z podanych wyżej względów nie ma tu zastosowania, a prawo nie przewiduje żadnego trybu weryfikacji tego typu działań to pozostaje odwołanie się do ówczesnej praktyki, w tym zachowania różnych podmiotów biorących udział w procedurze wyborczej (Sejmu i Prezydenta RP). Jeśliby w 2015 r. nie zmienił się prezydent albo dotychczas rządząca władza przedłużyła swój mandat parlamentarno-rządowy to przecież wszyscy wybrani 8 października 2015 r. – mimo, że część z nich „na zapas” – podjęłaby swoje obowiązki w TK i nikt by tego nie kwestionował. Stało się jak wiadomo inaczej, a ostra polaryzacja polityczna jeszcze bardziej skomplikowała sprawę. 

Dublerzy i inni uwikłani

Warto tu zwrócić uwagę na inny aspekt omawianego problemu. W dyskursie na temat kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego zazwyczaj pomija się kontekst personalny, a więc sytuację osób uwikłanych, zresztą bez swojej winy, w całą tę „historię”. Z jednej strony dezawuuje się status trzech sędziów, którzy zostali wybrani do Trybunału przez Sejm VIII kadencji, zarzucając im, że zajmują miejsca już obsadzone, a więc, że są osobami nieuprawnionymi do orzekania. A przecież wybrał ich Sejm Rzeczpospolitej Polskiej, przyjął od nich ślubowanie Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej, wreszcie podjęli obowiązki sędziowskie i zostali włączeni w skład Trybunału Konstytucyjnego. W pewnym uproszczeniu możemy więc stwierdzić, że zarzuca się im to, że interpretują przepisy inaczej niż inni prawnicy, choć – jak starałem się wyżej wykazać – interpretacja ta jest co najmniej tak samo uprawniona, jak interpretacja przeciwna.

Ale nie można też abstrahować od sytuacji osób wybranych przez Sejm VII kadencji. Również oni otrzymali propozycję ubiegania się o stanowisko sędziego Trybunału Konstytucyjnego, zostali wybrani przez Sejm Rzeczpospolitej Polskiej, ale – również nie z własnej winy – zostali uwikłani w ostry spór polityczny o Trybunał Konstytucyjny. Część z nich uznawana jest za legalnie wybranych sędziów, choć właściwie zostali pozostawieni samym sobie i teraz przed ETPCz starają się uzyskać zadośćuczynienie za doznaną krzywdę. Najgorsza jest sytuacja osób wybranych na miejsca, które zwalniane były 2 i 8 grudnia 2015 r. O tych nikt już nie pamięta, a co więcej – ich wybór na sędziów TK został proklamowany politycznie jako nieważny uchwałą Sejmu z marca br., co oznacza, że odwrócili się od nich nawet ich ówcześni promotorzy. A przecież osoby te nie miały żadnego wpływu na fakt, że akurat wybrano ich na miejsca „grudniowe”, a nie rzekomo bezpieczne miejsca „listopadowe”.

Dlatego zwykła przyzwoitość wymaga, by rozwiązanie kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego, uwzględniało nie tylko kwestie prawnoustrojowe, ale także te ludzkie. Niestety ten swoisty prawno-polityczny węzeł gordyjski nie może być rozwikłany inaczej niż tylko przez jego przecięcie, a to jest możliwe tylko poprzez uzyskanie szerokiego konsensusu politycznego, czyli zmian o charakterze konstytucyjnym. Każde inne rozwiązanie będzie miało charakter tymczasowy. Na czym może polegać ów konsensus polityczny? Jeśli przyjęte rozwiązanie miałoby gwarantować stabilność instytucji i jednocześnie czynić zadość względom przyzwoitości to myślę, że warto wrócić do pomysłu tymczasowej regulacji konstytucyjnej (ustawy o mocy konstytucji) zwiększającej możliwą liczbę sędziów Trybunału Konstytucyjnego o pięć stanowisk, przeznaczonych dla wszystkich osób wybranych w październiku 2015 r. Jeśli objęłyby te stanowiska – wówczas do czasu wygaśnięcia poszczególnych kadencji Trybunał liczyłby od 20 do 16 sędziów, a po wygaśnięciu ostatniej z nich – wróciłby do stanu określonego w Konstytucji (czyli 15 sędziów). Pozostałe miejsca w Trybunale byłyby obsadzane i zwalniana według reguł ogólnych. W ten sposób kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego zostałby ostatecznie rozwiązany.

Czy jest na to szansa? Raczej niewielka.

Niebawem powinien się pojawić nowy prezes

Niekiedy warto jednak oderwać się od bieżącego kontekstu politycznego, bo ten jak wiadomo często się zmienia. Tymczasem potrzeba nam stabilnych instytucji, w tym sądu konstytucyjnego stojącego na straży wartości i standardów wynikających z ustawy zasadniczej. Sądu konstytucyjnego na stałe, a nie tylko od wyborów do wyborów, od resetu do resetu. W przeciwnym razie lepiej byłoby chyba w ogóle zlikwidować kontrolę konstytucyjności prawa przez niezależny organ. Wskazana wyżej propozycja, jako jedna z możliwych, uwzględnia te wszystkie uwarunkowania, honoruje też ważną w systemie demokratycznym zasadę kontynuacji. Tym bardziej, że okolicznością sprzyjającą, niosącą pewne nadzieje, będą zmiany w samym Trybunale, po prawie dwuletnim okresie „interregnum” powinien się niebawem pojawić nowy prezes.

Jak na razie nie mam wielkich nadziei na szeroki konsensus polityczny w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Nie mam też złudzeń, że mój głos zostanie choćby uważnie wysłuchany przez tych, którzy decydują o losach kraju. Pozwolę sobie zatem przywołać na pomoc opinię jednego z największych autorytetów prawnych wszechczasów. Otóż w fabularyzowanej biografii Cycerona jej autor Robert Harris wkłada w usta tego wielkiego Rzymianina, prawnika, filozofa i polityka, słowa: „Za każdym razem, gdy w trakcie tych trzydziestu lat, odkąd pełnię służbę publiczną, ulegaliśmy pokusie i ignorowaliśmy prawo… często, jak nam się wówczas wydawało ze słusznych powodów… posuwaliśmy się o krok w kierunku przepaści”. Warto posłuchać starego mistrza – chodzenie na skróty, zwłaszcza w polityce, rzadko popłaca, a jeśli już to tylko w krótkiej perspektywie. Jeśli nie ma szans na szeroki konsensus polityczny, to chociaż niech będzie miejsce na odrobinę dobrej woli. Pozostaje zatem apel, by nie zwlekać z powodów politycznych z wyborem sędziów TK na zwalniane obecnie miejsca sędziowskie. Akt ten mógłby być przejawem dobrej woli prawdziwej naprawy Trybunału Konstytucyjnego zgodnie ze standardami ustawy zasadniczej.

Opinie Prawne
Rafał Dębowski: Zabudowa terenów wokół lotnisk – jak zmienić linię orzeczniczą
Opinie Prawne
Fila, Łabuda: O sensie i bezsensie zmian prawnych wokół medycznej marihuany
Opinie Prawne
Joanna Ćwiek: Fiskus nie tylko dobija szpitale, zabiera też czas potrzebny na leczenie
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Morał ze skandalu na wyspie Kos
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Łyk piwa za asystentów osób niepełnosprawnych
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką