Robert Gwiazdowski: Donald Tusk wprowadza demokrację walczącą. Do zobaczenia na spacerniaku

Premier Donald Tusk zapowiedział ustanowienie „demokracji walczącej”. Po raz pierwszy pojęcie to („streitbare Demokratie”) zagościło w naszej przestrzeni publicznej w debacie polityczno-prawnej już dziesięć lat temu. W jakim kontekście – zaraz wyjaśnię, bo kontekst ważny.

Publikacja: 12.09.2024 04:30

Premier Donald Tusk

Premier Donald Tusk

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Twórcą terminu „demokracja walcząca” był Karl Loewenstein, który będąc uchodźcą z nazistowskich Niemiec, w 1937 roku pisał, że „demokracja nie może stać się koniem trojańskim, dzięki któremu wróg wkracza do miasta”.

Demokracja walcząca. „Ogień należy wypalić ogniem”

Czyli nie ma demokracji dla wrogów demokracji. Wrogowie demokracji wykorzystają bowiem wolności gwarantowane w demokracji, aby porządek demokratyczny „wyłączyć” od wewnątrz, jednocześnie domagając się ochrony swoich praw (w tym prawa do zniszczenia demokracji). Oczywiście prawa te należy im odebrać. Państwo demokratyczne powinno być przygotowane do użycia uprawnień nadzwyczajnych i „czasowego” zawieszenia praw człowieka, jeśli rządy prawa są sabotowane. „Ogień należy wypalić ogniem”.

Czytaj więcej

Tusk mówi o "demokracji walczącej". Hołownia: Jak będę miał okazję, to go zapytam

Po II wojnie światowej Loewenstein wziął się więc z zapałem do „identyfikowania” sędziów, profesorów prawa i innych prawników, którym należy zakazać wnoszenia wkładu do niemieckiej jurysprudencji. Doprowadził nawet do aresztowania Carla Schmitta bez postawienia mu formalnych zarzutów. „Nie wniesiono przeciwko mnie niczego poza tym, co napisałem” – twierdził Schmitt przesłuchiwany przez trybunał norymberski. A pisał mniej więcej to samo co Loewenstein – że powinien istnieć „strażnik konstytucji”, który w obliczu jej zagrożenia ma prawo wznieść się ponad literę konstytucji, aby bronić jej ducha. Niestety dla Schmitta na niego powoływali się naziści, a na Loewensteina komuniści.

Wygrana PiS w wyborach? Tamten błąd zostanie naprawiony

I teraz obiecany na początku kontekst. Przypomniano doktrynę walczącej demokracji po awanturze na Marszu Niepodległości 11 listopada 2013 roku. Z dramatycznym pytaniem: „Jak chronić państwo i jego podstawy przed tymi, którzy w państwie widzą swojego wroga” – w domyśle organizatorów (a może i uczestników) marszu.

Czytaj więcej

Lech Mażewski: Liberalizm według Donalda Tuska

Mogliśmy wówczas przeczytać w poważnym czasopiśmie prawniczym, że „system demokratyczny musi być tak skonstruowany, aby móc się obronić przed atakami na swoją istotę, a nie tylko zapewniać swobodny głos przy wyborach”. Ostrzeżenia nic nie dały, odbyły się wybory, które wygrał PiS. No i mamy dowód na to, że trzeba było im wygranie tamtych wyborów uniemożliwić.

Tamten błąd zostanie naprawiony teraz. Bo „argument z walczącej demokracji odgrywa rolę, gdy dochodzi do zakazu rejestracji partii, nakazu jej rozwiązania, zakazu startu w wyborach osób głoszących określone poglądy czy przewodniczenia przez nie w wiecach”. Do zobaczenia więc na spacerniaku!

Autor

Robert Gwiazdowski

Adwokat, profesor Uczelni Łazarskiego

Twórcą terminu „demokracja walcząca” był Karl Loewenstein, który będąc uchodźcą z nazistowskich Niemiec, w 1937 roku pisał, że „demokracja nie może stać się koniem trojańskim, dzięki któremu wróg wkracza do miasta”.

Demokracja walcząca. „Ogień należy wypalić ogniem”

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Bogusław Chrabota: Między cyberbezpieczeństwem i nadgorliwością
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Dlaczego Andrzej Duda woli konserwować trybunalskie patologie
Opinie Prawne
Dawid Kulpa, Mikołaj Kozak: „Trial” po polsku?
Opinie Prawne
Leszek Kieliszewski: Schemat Ponziego, czyli co łączy przypadek Palikota z kłopotami Cinkciarza
Opinie Prawne
Marek Isański: Bezprawie to nie prawo, III RP to nie PRL. Przynajmniej tak miało być