„Pani redaktor, przyszli, kazali podpisać, my nie czytali i teraz trzeba płacić” – ten cytat, powszechnie kojarzony z programem „Sprawa dla reportera”, to klasyk internetu. Pokazuje, do jakich skutków prowadzić może nieznajomość prawa. Problem w tym, że jego autorstwo przypisuje się ludziom raczej nieposiadającym prawniczego wykształcenia – dlatego też dziwi, gdy do podobnego wytłumaczenia dla swojego zachowania posuwa się magister prawa i wiceminister sprawiedliwości, na którym swoją uwagę skupia teraz cała Polska.
Czytaj więcej
Prokuratura wszczęła śledztwo ws. wiceministra w rządzie Donalda Tuska Bartłomieja Ciążyńskiego, który za publiczne pieniądze miał zatankować samochód w drodze na wakacje na Słowenii.
Trudno uwierzyć w tłumaczenia Bartłomieja Ciążyńskiego. Przecież to absolwent studiów prawniczych
„Nie miałem świadomości, wiedzy, że nie mogę tak uczynić” – takimi słowami próbował tłumaczyć się były już wiceminister sprawiedliwości Bartłomiej Ciążyński z Lewicy. Wcześniej podpisał regulamin karty paliwowej przysługującej mu z tytułu pracy w Polskim Ośrodku Rozwoju Technologii, który kategorycznie zabrania tankowania paliwa w celu innym niż do służbowych wyjazdów. Zaledwie dwa miesiące później, jak ujawniła Wirtualna Polska, Ciążyński napełnił bak swojego paliwa w drodze na wakacje, korzystając właśnie z karty paliwowej.
Absolwent studiów prawniczych i wiceminister sprawiedliwości nie może nie wiedzieć, co podpisuje
Na studiach prawniczych studenci uczą się rozróżniać między wiedzą a świadomością. Posiadanie tej pierwszej, zagubionej w zakamarkach pamięci, wcale nie musi oznaczać świadomości – czyli wiedzy zaktualizowanej, „przypomnianej” i kierującej naszymi czynami. Co więc miał na myśli wiceminister sprawiedliwości – że nie miał pojęcia, jak działa służbowa karta, czy że wiedział to, ale przy kupowaniu paliwa jakoś mu się zapomniało? A może po prostu mówiąc to, mijał się z prawdą? Cytując innego klasyka internetu – nie wiem, choć się domyślam.