Jeszcze kilka miesięcy temu zmierzaliśmy ku normalności, przynajmniej w procedurze karnej. Kiedy wydawało się, że właściwy kierunek dalszych zmian jest oczywisty (reforma postępowania przygotowawczego połączona z budową sprawnej i niezależnej od polityków prokuratury), rządzący wpadli na pomysł, że lekiem na całe zło będzie powrót do procesu inkwizycyjnego, w którym sąd na rozprawie prowadzi śledztwo i w ten sposób wspomaga słabnące oskarżenie. W rezultacie dobra zmiana marszowym krokiem wkracza na sale sądowe. Komitet Rady Ministrów przyjął 8 stycznia 2016 r. projekt ustawy odsyłającej w niebyt nowelizację procedury karnej, która – jako owoc wieloletnich prac – weszła w życie 1 lipca zeszłego roku. Słoń może kręcić piruety w składzie porcelany, tylko po co? Zakłada się, że krok w tył zostanie wykonany 1 kwietnia (2016 r.), kiedy zwyczajowo robimy bliźnim psikusy. Obawiamy się, że śmiesznie nie będzie, zwłaszcza że prace nad projektem toczą się w ekspresowym tempie, co – jak uczy doświadczenie – nie sprzyja jakości tworzonego prawa. Niejako przy okazji odwrotu od procesu karnego bliskiego standardom XXI w., w którym strony prowadzą spór przed obiektywnym sędzią, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ogłosił, że w ministerstwie nie będą kontynuowane prace zmierzające do rozszerzenia ochrony obywateli przed mową nienawiści. Do tej zapowiedzi odnoszą się nasze przemyślenia.