Marek Isański: Zlikwidujmy (czasowo) przedawnienie w podatkach

Ponad 20 letnie obserwacje potwierdzają, że wszelkie podejmowane próby naprawy prawa podatkowego oznaczały w istocie dalsze jego psucie. Potrafimy dodatkowo stosowanie każdego przepisu podatkowego doprowadzić do absurdu. Nawet z prawa podatników do przedawnienia zobowiązań zrobiliśmy fikcję połączoną z opresją. Choć brzmi to absurdalnie, to największym prezentem od parlamentu dla zwykłych obywateli byłaby natychmiastowa, całkowita likwidacja przedawnienia w podatkach.
Tylko to może spowodować, że władza napisze przepisy o przedawnieniu porządnie, bo likwidacja przedawnienia spowoduje ucieczkę kapitału.

Publikacja: 02.01.2023 13:30

Marek Isański: Zlikwidujmy (czasowo) przedawnienie w podatkach

Foto: Adobe Stock

Gdy nie ma przedawnienia to wierzyciel może zwlekać wiele lat z dochodzeniem swych roszczeń, a przecież zobowiązanemu z biegiem czasu coraz trudniej jest wykazywać swoje racje. Tak jak za włamanie do piwnicy nie wolno karać po np. 25 latach, tak nie można po np. 25 latach dochodzić długów. Ani w prawie cywilnym ani w gospodarczym ani karnym na tle przedawnienia nie dochodzi do sporów między stronami.

Szczególnie ważne ono jest w sprawach podatkowych, bo jest to najefektywniejszy - jaki wymyślono w cywilizowanym świecie - mechanizm wymuszający efektywną i zgodną z prawem pracę administracji podatkowej. Oczywiście poprawnie działające przedawnienie chroni również obywateli/przedsiębiorców przed weryfikacją ich rozliczeń podatkowych za odległe okresy. Prowadzenie postępowań podatkowych za okres np. sprzed 10 czy więcej lat dezorganizowałoby funkcjonowanie każdej firmy. Zwłaszcza, że za tak odległe okresy nie są przetrzymywane dokumenty finansowe. Min. dlatego, że termin przedawnienia, zgodnie z Ordynacją podatkową, wynosi 5 lat. Jasno więc trzeba powiedzieć, że nie jest ono prezentem dla unikających płacenia należnych państwu danin.

Jednak w III RP - tak mniej więcej od 2000 roku- za pomocą zadziwiającej kreatywnej wykładni sądowej stosunkowo dobrych początkowo przepisów i następczych w stosunku do niej nieprzemyślanych zmian legislacyjnych, doprowadzono do tego, że przedawnienie postawione zostało na głowie. To wyjątkowo delikatne określenie, bo stało się elementem bezprawia państwa w stosunku do obywatela.

Doprowadzono do tego, że nie tylko nie wymusza efektywnej i zgodnej z prawem pracy fiskusa,, ale wręcz zwiększa opieszałość pracy administracji i zgodność z prawem decyzji nie ma większego znaczenia. Fiskus może przerywać bieg terminu przedawnienia bez żadnych problemów za pomocą rozmaitych „wytrychów”. Trochę mniej już korzysta z bezzasadnego wszczynania postępowań karnych skarbowych, bo nie musi. Bo uchwalono inne. Zdecydowanie prostszym sposobem jest choćby nadawanie rygoru natychmiastowej wykonalności decyzji pierwszej instancji, czyli w trakcie toczącego się postępowania podatkowego, gdy nie wiadomo czy w ogóle jakieś zaległości ma podatnik.

Rygor natychmiastowej wykonalności można nadać, zgodnie z brzmieniem art.239a Ordynacji podatkowej, gdy zbliża się termin przedawnienia. Jakim trzeba być ignorantem logicznym aby uchwalić coś takiego? Przecież ustawodawca musi być racjonalny, a ten przepis łamie wprost zasadę przedawnienia zawartą w art. 70 par. 1 O.p. i to za pomocą argumentu, że skoro zbliża się termin przedawnienia to przerwiemy jego bieg (….). Jest to wręcz niebywałe, tym bardziej, że pozbawianie w ten sposób obywatela prawa do przedawnienia powinno być widoczne dla dosłownie każdego. Niestety nie dostrzegli tego  sędziowie sądów administracyjnych, którzy od ponad 13 lat pozwalają administracji na stosowanie tego przepisu i nie zaskarżyli go do Trybunału Konstytucyjnego. W ten sposób sąd administracyjny doprowadził do tego, że postępowania podatkowe mogą toczyć się przez całe lata i przedawnienie jest fikcją. Czyli go nie ma(!)

Jakby to było mało, to na podstawie obecnie obowiązujących przepisów o przedawnieniu obywatele są masowo okradani z majątku. Spowodowane to jest wszczynaniem postępowań przez fiskusa na krótko przed upływem terminu przedawnienia i bardzo długie terminy załatwiania spraw przez sądy, a właściwie wypracowywania przez sądy poprawnej wykładni przepisów. Dopiero po wielu latach okazuje się, że tysiące obywateli i przedsiębiorców każdego roku zapłaciło nienależny państwu podatek. Skala tego zjawiska jest więc ogromna. Zapłacili go na podstawie decyzji, która po kilku latach okazała się błędna, a oni nie zaskarżyli jej do sądu, bo była zgodna z ówczesną błędną linią orzeczniczą NSA. Albo też zapłacili w wyniku wprowadzenia ich w błąd przez urzędników, korygując poprawną pierwotną deklarację.

W państwie praworządnym obywatel/przedsiębiorca musi mieć prawo do odzyskania tych pieniędzy, do odzyskania majątku. Jednak działający bez wyobraźni ustawodawca uchwalił takie przepisy, a sąd administracyjny od lat ochoczo przyzwala na ich stosowanie, zamiast zaskarżyć je do TK, że paradoksalnie z uwagi na termin przedawnienia obywatel nie może odzyskać majątku, który mu państwo ukradło. Powoływanie się na przedawnienie jest absurdalne, ponieważ nigdy w tych sytuacjach nie mamy do czynienia z opieszałością żądania zwrotu pieniędzy przez podatników. Nadużywana jest przez państwo opieszałość urzędników i długotrwałość działania sądów administracyjnych, za co negatywnych konsekwencji nie mogą ponosić obywatele/przedsiębiorcy.

Porażający dla wszystkich powinien być przykład z konsekwencjami wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego niezgodność określonego przepisu z ustawą zasadniczą. Zgodnie znowu z Konstytucją każdemu należy się wówczas wznowienie postępowania aby odzyskać majątek utracony wskutek zapłacenia jako podatku czegoś co podatkiem nie było, bo określone zostało na podstawie niezgodnego z Konstytucją przepisu. Niestety to prawo jest fikcją z uwagi na brzmienie przepisów Ordynacji podatkowej, które po przedawnieniu zobowiązania nie wykonują wyroków TK. Taki przepis to kpina nie tylko z praw obywateli, ale z Konstytucji i dowodzący bezsensu funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego. Osobnym problemem jest, że przez kilkanaście lat funkcjonowania tego przepisu w Ordynacji podatkowej nie został on przez NSA zaskarżony do TK, jako oczywiście niezgodny z Konstytucją.

Jednocześnie wszelkie próby naprawy obecnych przepisów skazane są na niepowodzenie, czego dowodzi długa historia wielu nowelizacji. Zawsze projektodawca zapewniał, że dokonuje zmian dla dobra obywateli, a efekt był odwrotny. Warte podkreślenia, że pierwotne przepisy dotyczące przedawnienia w uchwalonej w 1997 roku Ordynacji podatkowej były poprawne. Należało je jedynie w sposób proobywatelski i logiczny stosować. 

Jedynym więc rozwiązaniem w tej jakże dramatycznej dla obywateli, ale dość standardowej dla zobrazowania stosunku państwa do praw obywateli, jest całkowita likwidacja instytucji przedawnienia w podatkach, ponieważ od lat jest ono fikcją, a jednocześnie, w sposób bulwersujący, jest nadużywana przez państwo, aby nie oddawać tego co niesłusznie obywatelom zabrało jako rzekomy podatek.

Likwidacja przedawnienia więc nie pogorszy sytuacji uczciwych obywateli/przedsiębiorców w stosunku do tej, która jest obecnie. Nadal postępowania będą mogły trwać nie tyle ile wynika z przepisów Ordynacji podatkowej, ale tyle ile chce fiskus żeby trwały. Jednak skorzystają podatnicy, którzy zostali niesłusznie z majątku ograbieni.

Oczywiście likwidacja przedawnienia jest rozwiązaniem, które spotka się w cywilizowanym świecie ze zdumieniem. Jednak w obawie przed ucieczką kapitału rządzący będą zdeterminowani aby szybko przygotować i uchwalić racjonalne przepisy o przedawnieniu, co przecież nie jest zadaniem trudnym.

Czytaj więcej

Marek Isański: Przedawnienie w podatkach to giga patologia
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd Tuska w sprawie KRS goni króliczka i nie chce go złapać
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy tylko PO ucywilizuje lewicę? Aborcyjny happening Katarzyny Kotuli
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: Trybunał i ochrona życia. Kluczowy punkt odniesienia
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Ministra, premier i kakofonia w sprawach pracy