Wpierw sędziowie, a teraz prokuratorzy zapowiedzieli masowe składanie pozwów o waloryzację swoich wynagrodzeń, zamrożonych dwa lata temu ze względu na pandemię i ogólną sytuację gospodarczą. Jakby tego było mało, przyszłoroczne założenia budżetowe przewidują jedynie 7,8-proc. waloryzację, podczas gdy – co wskazują sami zainteresowani – powinna ona wynieść prawie 22 proc. Jak obliczyła Iustitia, w latach 2021–2023 sędzia sądu rejonowego (mający najniższe uposażenie w sądownictwie) straci na tym nawet 38 tys. zł.
Formą protestu mają być masowe pozwy o wyrównanie wynagrodzeń. Niezadowolenie z warunków płacowych w wymiarze sprawiedliwości i prokuraturze rośnie, choć ciągle jest przykrywane sporem o praworządność jako głównym problemem sądownictwa. Tyle tylko, że w tej pierwszej sprawie aktywna i skłonna do aktywnego protestu jest stosunkowo mała grupa sędziów i prokuratorów; głównie z Sądu Najwyższego i sędziowskich oraz prokuratorskich stowarzyszeń. W sprawie socjalnej protest może być masowy i z czasem stanie się radykalny w swej formie.
Czytaj więcej
Prokuratorzy pójdą z pozwami o wyrównanie wynagrodzeń za 2022 i 2021 rok. Pierwsze mają się pojawić na przełomie listopada i grudnia. Sędziowie ruszyli z akcją kilka tygodni wcześniej. Ich pierwsze pozwy już dotarły do sądów.
Czeka nas zatem powrót do przeszłości. Przed rządami PiS niemal całe dwie kadencje PO trwał spór socjalny z sędziami i prokuratorami właśnie o wynagrodzenia. Pozwy trafiały do polskich sądów, ale też do Trybunału Konstytucyjnego i Strasburga. Chodziło wówczas o zmiany mnożników i mechanizmu naliczania uposażeń w poszczególnych latach.
Wtedy również doszło do bezprecedensowego protestu, jakim były organizowane przez kilka lat z rzędu „Dni bez wokandy”, kiedy to sędziowie nie wychodzili na sale rozpraw.