Reklama

Prawo w czasach wojny o kulturę - o pokoleniu 1968 pisze Andrzej Bryk

W myśli Adenauera, Schumana czy De Gasperiego idea integracji europejskiej była zakorzeniona w uniwersalizmie chrześcijańskim.

Aktualizacja: 26.06.2016 14:17 Publikacja: 26.06.2016 13:00

Prawo w czasach wojny o kulturę - o pokoleniu 1968 pisze Andrzej Bryk

Foto: 123RF

Kwestia nacjonalizmu nie była tak ostro utożsamiana z kwestią państwa narodowego choć w przypadku najsilniejszych – Francji z dziedzictwem kolonialnym i rządem Vichy oraz niemieckim rasizmem, Holokaustem i eksterminacją ludów wschodniej Europy – była wystarczająco skompromitowana, by szukać formuły nowego postnarodowego porządku. Obok powstał federacyjny projekt europejski elit gospodarczych i biurokratycznych. Łączył marzenie o zasobnej i pokojowej Europie z projektem uniwersalnego, postchrzescijańskiego postnarodowego imperium jako wzoru dla globalizującego się świata. Był on głównie dziełem Jean Moneta marzącego o odgórnym stworzeniu nowego Europejczyka oraz filozofa Alexandre Kojeve. Postrzegali oni państwa i narody Europy jako materię inżynierii, z elitami ekonomicznymi mających wykorzystać efekt skali kontynentu.

Początkowo był to projekt pod amerykańskim parasolem atomowym, uśpiony, z Europą Zachodnią zajętą tworzeniem dobrobytu i Niemcami skutecznie wciągniętymi w struktury integracji. Rewolucja kulturalna 1968 r. w zachodniej Europie stworzyła pokolenie, które zdominowało od lat 90. polityczne, uniwersyteckie, medialne i gospodarcze instytucje Europy (kulturowy marksista Antonio Gramsci zdefiniował to jako marsz przez instytucje). Zradykalizowały one uśpiony ideał federacyjny z projektem politycznym w opozycji do całej tradycji europejskiej. Klasyczny liberalizm polityczny gwałtownie ewoluował w kierunku liberalizmu antropologicznego, a prawa jednostki utożsamiano stopniowo z każdą indywidualną i grupowa tożsamością, co wymagało „emancypacji" z każdej wspólnoty, począwszy od narodu, poprzez wspólnoty religijne, kulturowe, na rodzinach skończywszy. Projekt Unii stał się ekonomicznym, politycznym i wyraźnie ideologicznym projektem miękkiej totalitarnej utopii z celem stworzenia nowego Europejczyka.

Jądrem tego projektu było przekonanie, że instytucje ponadnarodowe stanowiły jednocześnie model „rządu światowego" z państwami zrzekającymi się stopniowo swoich suwerenności na rzecz ponadnarodowych instytucji jako warunku osiągnięcia dobrobytu, pokoju i praw człowieka. Konsekwencją była struktura UE, w której slogan „coraz ściślejszej Unii" przysłaniał przesunięcie władzy od obywateli państw w imię ekonomicznej stabilności zarządzanej z centrum. Zjawisko „deficytu demokracji" zaczęło się jawić w wyobrażeniu nowych elit UE nie jako stanu budzącego niepokój, lecz jako konieczny warunek jej funkcjonowania i poszerzania.

Integracja europejska realizowana była kosztem demokratycznej suwerenności. Nadzieja na europejski demos i rozszerzanie europejskiej „soft power" w imię globalnego zarządzania ideologią praw człowieka nie ziściła się. Elity pokolenia 1968 r. promujące prawa człowieka poruszają się coraz częściej w świecie antropologii postchrześcijańskiej, a nawet antychrześcijańskiej, z przekonaniem o możliwości przekształcania ludzkiej natury według ideologii „emancypacji" od wszelkich ograniczeń istniejącej kultury i religii. Promują politykę autonomicznie konstruowanej tożsamości indywidualnej i grupowej jako podstawy żądania praw, nie wyjaśniając, co ma łączyć Europejczyków poza konsumpcją i ideologią abstrakcyjnych praw człowieka, czego mają bronić i w imię czego coś poświęcać.

Unia stoi przed dramatycznym pytaniem, jak stworzyć polityczną tożsamość bez podważania legitymacji państw narodowych. Powoduje to narastający konflikt między elitami prącymi do stworzenia superpaństwa europejskiego, mylnie nazwanego federacją, a narodami europejskimi czującymi, iż pozbawia się je kontroli nad ich wspólnotowym losem, dając w zamian coraz mniej (europejskie państwo opiekuńcze umyka).

Reklama
Reklama

Projekty intelektualistów marzących o solidarności z europejskim patriotyzmem wygenerowanym przez europejską konstytucję, wspólną walutę, kartę praw, niezdominowanej jednocześnie przez bankierów, interesy korporacyjne czy same Niemcy, są wtórne i oparte na doświadczeniach postnazistowskich Niemiec. Stanowią powrót do marzeń intelektualistów o wspólnej Europie widocznej wcześniej, np. u Juliana Bendy. Już w 1933 r. postrzegał Europę jako projekt „moralnych i estetycznych wartości, wspólnotę czucia i myślenia", ale jednocześnie absolutnie abstrakcyjny, pozbawiony narodowych, kulturowych i religijnych tożsamości zakładający postpolityczny porządek światowy. To rodzaj wymyślonej „religii ludzkości" opartej na wąskiej antropologii liberalnej, rodzaju duchowego porządku globalnego społeczeństwa.

Abstrakcja kosmopolityzmu jest niebezpiecznie sterylna, traktuje narody jako problem do przezwyciężenia przez samozwańczą elitę, która stawia się poza kulturą i historią. To impuls tyleż utopijny, co niebezpiecznie totalitarny. Wielkość Europy, biorąc pod uwagę wszystkie katastrofy nowoczesności, polegała na włączeniu w jej intelektualny obieg każdej tradycji i przekształceniu jej w siłę. Europa była wielka, bo łączyła harmonijnie przekonanie o konieczności greckiej partycypacji politycznej i życia jako zadania moralnego, rzymskiego republikanizmu i cnoty kiełznania namiętności prawem, chrześcijańskiego uniwersalizmu, racjonalności i solidarności agape oraz nowoczesnego, klasycznego liberalnego rozumienia praw i państwa narodowego, w ramach którego wytworzyła się wspólnota odpowiedzialności, będąca koniecznym warunkiem solidarności miedzypokoleniowej.

Pokolenie 1968 r., które przyszło po Adenauerze, Schumannie i De Gasperim, uznało, że europejskie dziedzictwo stanowiło w mniejszym lub większym stopniu drogę do Auschwitz. Narody tworzące demokrację i wspólnotową, duchową solidarność zwaną patriotyzmem, dzisiaj w europejskiej nowomowie zestawianej z plemiennym nacjonalizmem, miały zniknąć, tworząc nową wspólnotę opartej na „racjonalności komunikacyjnej", postnarodowym, postpolitycznym projekcie z prawami człowieka, rodzaju neokantowskiej utopii nadzorowanej przez kosmopolityczne eksperckie elity ekonomiczne i kulturowe.Ten projekt napotyka coraz większy opór narodów europejskich. Jak spór ten zostanie rozstrzygnięty w świecie, który od dawna jest pluralistyczny, pozostaje sprawą otwartą. Europa realna, a niebędąca ideologiczną wyobraźnią, wydaje się w defensywie. Jak jednak twierdził Eliot, w tym świecie nie ma nigdy spraw ostatecznie przegranych, bo nie ma spraw ostatecznie wygranych.

Autor jest profesorem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego

Opinie Prawne
Mariusz Busiło: Sześć grzechów głównych zmian w ustawie o KSC
Opinie Prawne
Marek Kobylański: KSeF, czyli świat nie kończy się na Ministerstwie Finansów
Opinie Prawne
Katarzyna Szymielewicz: Kto obroni wolność słowa w sieci?
Opinie Prawne
Katarzyna Wójcik: Plasterek na ranę czy prawdziwy lek?
Opinie Prawne
Piotr Haiduk, Aleksandra Cyniak: Teoria salda czy „teoria półtorej kondykcji”?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama