Rodzi on uzasadnione obawy, czy w walce o wyższe wpływy budżetowe nie jest przekraczana kolejna granica ingerencji poprzez stałe zaglądanie przedsiębiorcy na konto. Do tego bez wszczynania procedur kontrolnych.
Nie ulega wątpliwości, że niektóre dotychczasowe reformy, jak wprowadzenie Jednolitego Pliku Kontrolnego (JPK), tzw. pakiet paliwowy czy wcześniej odwrócony VAT, dowiodły skuteczności. Mimo wielu sceptycznych głosów wielomiliardowy wyciek podatku z budżetu został zahamowany, a tzw. przestępcy karuzelowi nie są już bezkarni. Kiedyś z łatwością przerzucali swój przestępczy proceder na kolejne branże, bawiąc się z fiskusem w kotka i myszkę.
Pomysł dostępu do informacji o transakcjach bankowych po wprowadzeniu JPK domyka system kontrolny, gdyż elementem przestępstw karuzelowych było dokonywanie w krótkim czasie kilku lub kilkunastu pozornych przelewów za ten sam towar. Teraz fiskus będzie mógł z łatwością namierzyć takie ruchy.
Czy jednak cena uszczelniania systemu nie jest zbyt wysoka? Czy nie zmierzamy w ten sposób małymi krokami w stronę tak niebezpiecznej dla uczciwych przedsiębiorców totalnej inwigilacji?
W społeczeństwie o dużym zaufaniu do instytucji państwowych, dużej kulturze prawnej, takim jak np. szwedzkie, funkcjonują znacznie bardziej zaawansowane systemy informatyczne pozwalające przyglądać się życiu obywateli. I nikt z tego powodu nie protestuje. Tyle że my żyjemy w Polsce. Kraju, w którym wciąż żywym męczennikiem, ofiarą patologii funkcjonowania państwa, jest Roman Kluska. A lista przedsiębiorców, którzy przez złe prawo, urzędniczą nadgorliwość, niedbalstwo i złośliwość zostali zrujnowani, jest bardzo długa.