Nakłady budżetowe na szkolnictwo wyższe zostały w tym roku ograniczone. Z ponad 11 mld zł zostało 9 mld i sądząc po nieporadnych wysiłkach na rzecz ograniczenia deficytu budżetowego, rząd się tu nie zatrzyma. Przeciwnie, przyspieszy degradację polskich uczelni i tak już szorujących brzuchem po dnie światowych rankingów.
Możemy załamać ręce i winić rząd, że za mało płaci. Pytanie tylko, czy zwiększenie nakładów cokolwiek zmieni. Potrzeby współczesnych uczelni są niepomiernie większe od możliwości budżetu jakiegokolwiek państwa. Nauka się rozwinęła, technologia zdrożała. Dziury nie są w stanie załatać Niemcy, Brytyjczycy ani nawet hojny rząd Francji. Amerykanie dają sobie jeszcze radę, ale dzięki wydawaniu na ten cel ponad 3 proc. PKB. To astronomiczna suma, jeżeli porównamy z niemieckim 1,2 proc.
Rzecz w tym, że wprost z amerykańskiego budżetu na uczelnie idzie niespełna 1 proc. PKB. Reszta to prywatne pieniądze. Opłaty za studia, granty na badania i dywidendy z wcześniej nagromadzonego kapitału. W Niemczech prywatne fundusze to zaledwie 0,3 proc. PKB (w Polsce nieco więcej dzięki eksplozji prywatnych uczelni).
Od ponad roku polityka gospodarcza większości państw, w tym Polski, sprowadza się do oswajania wyborców z rosnącymi cenami. Drożeje paliwo, żywność, książki, prąd. Państwu na nic nie starcza. Coraz więcej dopłacamy do leków, energii, wody. Dlaczego uczelnia ma dalej być za darmo?
Pokutuje w nas fałszywe przekonanie, że wyższe wykształcenie to interes państwa. Że młodzi ludzie robią nam łaskę, studiując i podnosząc kwalifikacje. Jeżeli tak, to dlaczego walą drzwiami i oknami na prywatne uczelnie? Wydają pieniądze – setki milionów rocznie na naukę języków czy kursy wieczorowe. Poziom skolaryzacji w Polsce, czyli liczba młodzieży pobierającej nauki, należy do najwyższych w Europie (48 proc.). W 2008 roku 78 proc. młodych ludzi rozpoczęło studia, co plasuje nas na drugim miejscu na świecie. Tuż za Australią.
Polski rząd rozważa nawet podniesienie podatku VAT na kursy językowe, bo wie, że ludzie i tak dalej będą płacić. Dlaczego podatnik ma płacić za to, że ktoś chce poprawić swój byt? Pieniądze lepiej zostawić ludziom w kieszeniach, niech każdy finansuje własne studia albo studia swoich dzieci. Po co nam do tego pośrednik?