Dopiero po niej MSWiA przygotowało pilną nowelę rozporządzenia dotyczącego ochrony przeciwpożarowej budynków, choć moim zdaniem główną przyczyną tragedii pięciu piętnastolatek i ich rodzin był nie tyle nieszczęśliwy pożar i bardzo prawdopodobne zaniedbania właściciela tego interesu, ile zablokowana doga odwrotu. Gdyby dało się otworzyć drzwi, przynajmniej niektóre z dziewczyn mogły się uratować.
Czytaj także: Escape roomy: są zmiany w prawie ws. bezpieczeństwa przeciwpożarowego
Gdyby podobny pożar wybuchł w więzieniu, więźniowie mieliby zapewne szansę się wydostać. A tu chodziło o wolnych ludzi, którzy zakładają, że przychodzą do bezpiecznego obiektu. Tyle że nie ma w stu procentach bezpiecznych miejsc. Dlatego każdy większy sklep, kino lub stadion mają drogę ewakucyjną. Możemy z nich wyjść w dowolnej chwili.
Elementem zabawy w escape roomie, jak rozumiem, jest zaś czasowe „pozbawienie wolności" uczestnika zabawy. I to jest istotą problemu.
Kontrole po tragicznym pożarze wykazały, że w prawie 90 proc. takich placówek były nieprawidłowości w ochronie przeciwpożarowej. Pożar jednak może wybuchnąć także w dobrze zabezpieczonym lokalu, gdy np. gaz przedostanie się z sąsiedztwa, albo ktoś, choćby klient, zostawi w lokalu łatwopalne materiały. Problemem zatem, powtórzę, jest ograniczenie wolności uczestnikom zabawy, pozbawienie ich możliwości ucieczki przed niebezpieczeństwem. Podobnie jest z zostawieniem zamkniętego dziecka w mieszkaniu. To zbyt poważna sprawa, żeby się bawić w takie „więzienie". Krótko mówiąc, zamknięcie powinno być na niby.