Ustawa z 12 lutego 2010 r., która znowelizowała [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=343676]ustawę o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne (DzU nr 40, poz. 230)[/link], zmieniła także art. 220 kodeksu postępowania administracyjnego. O tej zmianie pisał Grzegorz Sibiga w tekście [link=http://www.rp.pl/artykul/495129.html]"Czy administracja pozwoli się zinformatyzować"[/link], opublikowanym w „Rz” z 17 czerwca. Przedstawione w nim uwagi zachęcają do zaprezentowania nieco odmiennego spojrzenia na niektóre zagadnienia poruszone przez autora.
[srodtytul]Trochę historii[/srodtytul]
U podstaw wprowadzenia w 1980 r. art. 220 do [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=8D44401F547938DDFD11BC4287919CD9?id=133093]kodeksu postępowania administracyjnego[/link] leżała chęć zlikwidowania patologicznej sytuacji, w której organy administracji żądały zaświadczeń na potwierdzenie okoliczności, które mogły być udowodnione w znacznie prostszy sposób. Przed 17 czerwca 2010 r. przepis ten zakazywał żądać zaświadczenia, jeśli fakty lub stan prawny znane były organowi z urzędu bądź możliwe do ustalenia przez organ na podstawie posiadanej ewidencji, rejestrów lub innych danych albo na podstawie przedstawionych przez zainteresowanego do wglądu dokumentów urzędowych (dowodu osobistego, dowodów rejestracyjnych i innych).
Na tle takiego brzmienia analizowanego przepisu utrwaliła się interpretacja, że zakaz żądania zaświadczenia dotyczy jedynie sytuacji, gdy organ może ustalić fakty lub stan prawny na podstawie własnych zasobów informacyjnych – bez odwoływania się do zasobów informacyjnych innych podmiotów publicznych.
Moim zdaniem można jednak bronić także innego zapatrywania, zgodnie z którym organ miał obowiązek powstrzymać się od żądania zaświadczenia również wówczas, gdy mógł ustalić fakty lub stan prawny na podstawie rejestrów i innych danych znajdujących się w posiadaniu innych podmiotów publicznych.