Reklama

Czy polscy prokuratorzy mieli podstawy, aby zaufać rosyjskim sekcjom - pyta Tomasz Pietryga, publicysta „Rz"

Po wystąpieniu prokuratora Seremeta rodzą się poważne wątpliwości, czy polscy prokuratorzy rzeczywiście mieli podstawy, aby zaufać rosyjskim sekcjom - pisze Tomasz Pietryga, publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 04.10.2012 10:37 Publikacja: 03.10.2012 19:24

Czy polscy prokuratorzy mieli podstawy, aby zaufać rosyjskim sekcjom - pyta Tomasz Pietryga, publicysta „Rz"

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Polska prokuratura dopuściła się poważnych zaniedbań, nie przeprowadzając oględzin i sekcji zwłok ofiar katastrofy po przetransportowaniu ich do kraju. Efektem tego są niedawne bulwersujące wydarzenia oraz perspektywa ekshumacji kolejnych ciał. Podtrzymuję taki pogląd, mimo argumentów zawartych w tekście prokurator Beaty Mik „Prokuratorzy działali zgodnie z procedurą" („Rzeczpospolita", 1 października 2012).

Pani prokurator przedstawiła teoretyczny model postępowania w takich sprawach, wskazując, że prokuratorzy nie musieli przeprowadzać ponownych sekcji, jeżeli zrobiły to już służby w kraju, w którym miał miejsce wypadek. A kwestią odrębnej decyzji prokuratora było to czy zaufa, czy też czynności zostaną powtórzone.

Patrzeć na ręce

Tak też było właśnie w Smoleńsku, aczkolwiek pani prokurator nie chce nawiązywać do tej sprawy, podając abstrakcyjny przykład z antypodów. Całość kwituje stwierdzeniem: „fakty w tzw. sprawie smoleńskiej oboje z autorem znamy wyłącznie z relacji w mediach. Uszanujmy je takimi, jakie są naprawdę. Ciszą".

Zachować ciszę w kontekście ostatnich wydarzeń może być jednak trudno. Trudno też zamknąć sprawę stwierdzeniem - „nie wiemy jak było" - i snuć rozważania na teoretycznym modelu rodem z krainy kangurów, skoro kulisy działania prokuratorów w Rosji obszernie przedstawił w ubiegłym tygodniu polskim posłom Andrzej Seremet, a więc szef pani prokurator Mik. Jego wystąpienie zostało też opublikowane na stronie internetowej Prokuratury Generalnej. Wystąpienie to, choć ma charakter obronny, w kilku miejscach rodzi poważne wątpliwości, czy polscy prokuratorzy rzeczywiście mieli podstawy, aby zaufać rosyjskim sekcjom.

Ale od początku. Po co państwo polskie wysłało - domyślam się i ufam, że tak było - najlepszych swoich prokuratorów do Smoleńska i Moskwy? Ano między innymi po to, aby w sytuacji, kiedy samodzielnie nie mogą prowadzić śledztwa na miejscu, patrzeć Rosjanom na ręce, wychwytując i rejestrując wszelkie nieprawidłowości, które budzą nawet najmniejsze wątpliwości.

Reklama
Reklama

Prokuratorzy pojechali zaraz po katastrofie uczestniczyć w oględzinach i sekcjach ofiar. Do sekcji tymczasem nie zostali dopuszczeni, bo jak się okazało część z nich została już przeprowadzona. O czym informował prokurator Seremet.

Były wątpliwości

Co więcej, prokuratorzy nie mieli więc żadnej pewności co do prawidłowości rosyjskich rozpoznań. Nie mieli nawet wiarygodnych dokumentów, wskazujących, jaka była przyczyna śmierci. Bo i skąd niby mogli je mieć w tak krótkim czasie? Przypominam, że część protokołów z sekcji została dostarczona i przetłumaczona dopiero po dwóch latach od katastrofy (wtedy też spostrzeżono, że są błędy w rozpoznaniach). Nie było też wyników badań DNA, protokołów, kompleksowych opinii biegłych - nie było ich długo, bardzo długo.

Były za to wątpliwości. Rosyjscy biegli w dokumentach po sekcjach wpisywali np., że „obrażenia u ofiar katastrofy są typowe dla ofiar katastrofy lotniczej". Ale co to oznacza w konkretnym przypadku konkretnej osoby, o tym już nie pisali. To pokazuje, jak mało przykładali się do badania ofiar - podchodząc do sprawy „taśmowo". To jednak również nie wzbudziło wątpliwości naszych śledczych.

Pani prokurator pisze tymczasem, że „niekiedy będzie to wręcz nieodzowne, ale wtedy tylko, gdy zajdą uzasadnione wątpliwości co do prawidłowości przeprowadzenia lub udokumentowania danej czynności ze strony organu ścigania". To prawda, ale po zestawieniu tego teoretycznego modelu z faktami przedstawionymi m.in. przez prokuratora generalnego, oczywiste staje się, że właśnie z takimi wątpliwościami w tym przypadku mieliśmy do czynienia.

Profesjonaliści zawiedli

Są przepisy i jest procedura. Są też ludzie, którzy potrafią przepisy stosować i poruszać się swobodnie w tej procedurze. Postępując zgodnie ze swoją wiedzą, logiką, i doświadczeniem. Najlepsze nawet prawo, najlepszą procedurę można zepsuć lub wypaczyć przez własną głupotę, kunktatorstwo czy strach. I przeciwnie: wadliwą można wykorzystać z pożytkiem. Wszystko zależy od ludzi.

Do Smoleńska nie pojechali laicy, których można zwieść i którzy łatwo ulegają emocjom. Pojechali tam profesjonaliści, doświadczeni, najlepsi - aby zbadać największą w historii naszego państwa katastrofę.

Reklama
Reklama

Jak pokazują ostatnie wydarzenia, zawiedli, i żadne, nawet najbardziej naiwne, opowieści o antypodach mojego przekonania w tej mierze nie zmienią.

 

Pisała w opiniach:

Barbara Mik

Prokuratorzy działali zgodnie z procedurą

1 października 2012

Polska prokuratura dopuściła się poważnych zaniedbań, nie przeprowadzając oględzin i sekcji zwłok ofiar katastrofy po przetransportowaniu ich do kraju. Efektem tego są niedawne bulwersujące wydarzenia oraz perspektywa ekshumacji kolejnych ciał. Podtrzymuję taki pogląd, mimo argumentów zawartych w tekście prokurator Beaty Mik „Prokuratorzy działali zgodnie z procedurą" („Rzeczpospolita", 1 października 2012).

Pani prokurator przedstawiła teoretyczny model postępowania w takich sprawach, wskazując, że prokuratorzy nie musieli przeprowadzać ponownych sekcji, jeżeli zrobiły to już służby w kraju, w którym miał miejsce wypadek. A kwestią odrębnej decyzji prokuratora było to czy zaufa, czy też czynności zostaną powtórzone.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Reklama
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Czy minister Żurek idzie na rympał?
Opinie Prawne
Stanisław Szczepaniak: Ratowanie tonącego szpitala to nie znachorstwo
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Matka-Polka, ojciec bezpaństwowiec
Opinie Prawne
Marek Kutarba: Czy prezydent kupuje głosy na koszt naszych dzieci
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Cel uświęca środki, czyli jak wyjść z kryzysu konstytucyjnego
Reklama
Reklama