Podobieństwa i nonsensy
Warto je przypomnieć. Pierwszy zawierał wiele podobieństw do małżeństwa, tak jak jest ono uregulowane w Kodeksie i był krytykowany przez konserwatywniejszą część prawników powołujących się na art.18 Konstytucji RP. Przepis stanowi: „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej." Zdaniem naszych krytyków to wyklucza możliwość uregulowania związków partnerskich, jeżeli miałyby istotne podobieństwo do tego co prawo przewiduje dla małżeństwa. Nie zgadzamy się z tym poglądem, bo godnie z nim trzeba by było przyjmować, że np. ojcostwo jest mniej chronione przez Konstytucję, niż macierzyństwo, bo o ojcostwie w art.18 nie napisano. Byłby to kompletny nonsens. Warto też spojrzeć na art.19 Konstytucji, który stanowi, że „RP specjalną opieką otacza weteranów walk o niepodległość, zwłaszcza inwalidów wojennych". Gdyby iść tokiem rozumowania naszych krytyków, trzeba by przyjąć, że konstytucyjnie zakazano podobnego regulowania sytuacji zwykłych inwalidów i inwalidów wojennych. Poszukując pozytywnych rozwiązań i kompromisu przygotowaliśmy drugi projekt: ustawy o umowie związku partnerskiego, aby osoby różnych lub tej samej płci mogły ją zawrzeć przed notariuszem lub przez złożenie oświadczenia w USC. Chcieliśmy też aby można było wybrać czy związek partnerski ma się wiązać (lub nie) z alimentacją, z dziedziczeniem, czy ma w nim być wspólny majątek. Konstrukcja, gdy partnerzy sobie wybierają dogodny dla nich zakres prawny związku jest najlepsza, bo najelastyczniejsza.
Aby projekt zakotwiczyć w polskiej tradycji prawnej, tak aby umowa była bardziej przewidywalna dla zainteresowanych, skorzystaliśmy częściowo (tylko w zakresie wspólnoty majątkowej) z rozwiązań prawnych spółki cywilnej, która jako jedyna obok wspólności majątkowej małżeńskiej przewiduje współwłasność łączną (czyli bez wyodrębnionych udziałów). Tu oprócz krytyków z obyczajowej prawicy pojawili się krytycy i z lewej strony, bo to co według nas jest praktyczne im się wydało mało romantyczne, bo obejmowało kwestie majątku, a nie uczuć i relacji osobistych.
Stracona szansa
Projekt zyskał status projektu klubowego PO i był tym spośród projektów regulacji związków partnerskich zgłaszanych w ciągu ostatnich kilkunastu lat, który miał największe szanse na uzyskanie większości parlamentarnej niezbędnej do dalszych prac i do jego ostatecznego uchwalenia.
Najciekawszą reakcją na naszą inicjatywę było to, że nawet i konserwatyści Jarosława Gowina zapowiedzieli przygotowanie własnego projektu. Jak wynikało z doniesień medialnych podstawowa różnica pomiędzy ich założeniami, a naszym projektem miała polegać na tym, że oni nie godzili się na jakąkolwiek rejestrację związków partnerskich, my zaś staliśmy na stanowisku, że aby nie doszło do bałaganu rejestracja jest niezbędna. Widząc, że nawet oni akceptują potrzebę prawnej regulacji związków partnerskich do końca liczyliśmy, że zdecydują się pracować nad przygotowanym przez nas projektem klubu PO. Niestety stało się inaczej, zabrakło kilkunastu głosów.
Wraz ze zbliżającymi się wyborami i powstaniem ugrupowania Roberta Biedronia, które trudno postrzegać inaczej niż jako obyczajowo lewicowy odpowiednik prawicowych formacji Pawła Kukiza i Marka Jakubiaka można odnieść wrażenie, że powrócił temat ustawy o związkach partnerskich. Mimo, że był i jest on cały czas aktualny, a jedynie brak realnej szansy na stworzenie większości parlamentarnej pozwalającej na ruch w tej sprawie uniemożliwiał dyskusję Sejmu na ten temat. W sposób naturalny odświeża się on nie tyle z wiosną, a ze zbliżaniem się jesieni, kiedy to odbędą się wybory i jest szansa na zmianę układu sił w Sejmie.
Aby w ogóle dyskutować o związkach partnerskich w przyszłym parlamencie niezbędne jest powstanie stabilnej większości dającej szansę na przyjęcie stosownej ustawy. Co więcej ta większość musi być zdolna nie tylko do głosowania, ale i do poszukiwania kompromisu z tymi Polakami, którzy potrzeby związków partnerskich nie rozumieją, albo po prostu są przyzwyczajeni do tego co jest i mają obawę przed zmianą. Jeżeli związki partnerskie nie mają być jedynie ustawą chwilowej większości sejmowej obcą znacznej części Polaków, a mają stać się częścią polskiej kultury prawnej, to potrzebny jest kompromis, a nie kolejna wojenka. Czego się obawiamy? Zarówno niechęci do zmian ze strony konserwatystów, jak i niezdolności do kompromisu środowisk obyczajowo liberalnych. Już teraz się pojawiają pomysły, aby osoby odmiennych poglądach lub odmiennym sposobie życia wysyłać do więzień, ignorować ich wolność słowa, ich prawo do własnych poglądów lub do życia jak chcą. Niezależnie od tego czy ktoś będzie chciał wysyłać do więzienia za homoseksualizm, czy za homofobię, to będzie takim samym wrogiem wolności Polaków. Niemal tak samo będzie się utrudniał znalezienie najlepszego i najszerzej akceptowanego przez Polaków sposobu uregulowania związków partnerskich. I to niezależnie od deklarowanych dobrych chęci, które jednak z braku innych tematów sprowadzają się jedynie do demonstracyjnego odróżnienia się od konkurencji politycznej i przyciągnięcia za wszelką cenę uwagi opinii publicznej. O związkach partnerskich można merytorycznie rozmawiać, a nie tylko wykrzykiwać takie lub inne własne hasła na ich temat. I tylko racjonalna rozmowa jest w stanie tę sprawę doprowadzić do końca.