Wysłuchanie publiczne to – z założenia – instytucja demokratyczna, umożliwiająca obywatelom udział w procesie stanowienia prawa. Tymczasem „wysłuchanie" w sprawie spółdzielni zostało zdominowane przez prezesowskie lobby. Krajowa Rada Spółdzielcza, stojąca na czele spółdzielczej nomenklatury, zmobilizowała prezesów z całej Polski. Ci zaś zdominowali dyskusję, dyskredytując zarówno autorów ustaw, jak i obywateli domagających się demokratycznych zmian w spółdzielniach.
W 292 zgłoszeniach, w większości identycznych, które wpłynęły do Sejmu – znalazł się dopisek: „Uwaga W przypadku wątpliwości informacje można uzyskać ... w Krajowej Radzie Spółdzielczej". Ponadto w zgłoszeniach 387 osób reprezentujących podmioty były pewne nieprawidłowości (brak pełnomocnictwa, brak uchwał upoważniających członków rad nadzorczych do reprezentowania spółdzielni). Mimo to, wnioski te pozytywnie przeszły weryfikację poprzedzającą „wysłuchanie"!
Uprzywilejowanie spółdzielczej nomenklatury widoczne było od samego początku. Osoby niespełniające wymogów brały udział w wysłuchaniu, tymczasem szeregowi spółdzielcy mieli problem nawet... z wejściem na salę.
Przedstawiciele spółdzielczego „aktywu", pewni siebie i bojowo nastawieni, nie przejmowali się limitem czasu wypowiedzi. Głośno zagrzewali do walki swoich kompanów, aplauzem dając wyraz aprobaty dla ich słów. Natomiast kpili ze spółdzielców skupionych w stowarzyszeniach, szyderczo określając ich „spółdzielczym folklorem" czy też „bandycką grupą" – ponieważ domagali się swoich praw, a tym samym chcieli ograniczenia wszechwładzy prezesów...
A wszystko to działo się pod czujnym okiem Alfreda Domagalskiego – Prezesa Krajowej Rady Spółdzielczej (partyjnego kolegi Przewodniczącego „wysłuchującej" Komisji Nadzwyczajnej). Nieopodal „czuwał" Jerzy Jankowski – Prezes Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP (w latach 1991-2001 poseł SLD).