Proces legislacyjny w Polsce, niestety coraz częściej naznaczony „piętnem doraźności", inicjowany jest w wyniku bieżących wydarzeń, a nie przemyślanego i konstruktywnego działania. Przy okazji wylewanie dziecka z kąpielą zdarza się już wcale nierzadko. Zauważalne jest szczególnie przy okazji nowelizacji ustaw. Takimi słowami można opisać poselski projekt nowelizacji ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami wniesiony 10 września 2013 r. przez posłów PSL. W jego uzasadnieniu czytamy, że „jej celem jest zapewnienie możliwości prowadzenia bardziej skutecznej polityki ochrony zabytków w skali całego kraju poprzez ustanowienie specjalnych instrumentów ochrony najcenniejszych dóbr kultury, które znajdują się w zbiorach publicznych i poza nimi". Owym specjalnym instrumentem miałaby być Lista Skarbów Dziedzictwa, obejmująca zabytki o szczególnej wartości dla dziedzictwa kulturowego, należących do jednej z kategorii wymienionych w art. 64 ustawy (określającego kategorie zabytków podlegających restytucji), a podstawą wpisania miałaby być decyzja ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego wydana z urzędu albo na wniosek właściciela zabytku ruchomego.
Tajemnicą poliszynela jest, że na ów pomysł Listy Skarbów Dziedzictwa wpływ miał odradzający się co pewien czas konflikt wokół obrazu „Dama z gronostajem" Leonarda da Vinci, nie tylko w zakresie jego „podróży", ale i badań konserwatorskich czy samej Fundacji XX Czartoryskich w Krakowie, która jest właścicielem dzieła. W 2012 r. prezydent Rady Fundacji XX Czartoryskich Adam Karol Czartoryski był przeciwny badaniom dzieła Leonarda da Vinci po jego powrocie z wystaw w Europie. Muzeum Narodowe w Krakowie je jednak przeprowadziło wbrew woli fundacji. Spór ten odbił się echem w mediach, pojawiły się także spekulacje o możliwości sprzedaży obrazu. Pomijając już absurdalność wszelkich tych doniesień, spowodowały one podjęcie prac nad zabezpieczeniem się na przyszłość. Można by wyliczyć co najmniej kilkanaście obiektów będących własnością prywatną, które z pewnością trafiłby na Listę Skarbów Dziedzictwa, niemniej „Dama z gronostajem" byłaby na niej numerem jeden.
Czasowe zajęcie
Liczba obowiązków i ograniczeń właściciela zabytku, który znalazłby się na liście, jest wręcz przytłaczająca w porównaniu z ewentualnymi korzyściami. W projekcie przewidziano bowiem jedynie dotacje celowe: na pokrycie kosztów przystosowania pomieszczeń do przechowywania zabytku wpisanego na listę oraz na dofinansowanie prac konserwatorskich lub restauratorskich przy takim zabytku do wysokości 100 proc. nakładów koniecznych.
Co szczególnie ważne w projekcie, nie jak dotychczas fakultatywnie wojewódzcy konserwatorzy zabytków, ale obligatoryjnie minister w przypadku wystąpienia zagrożenia polegającego na możliwości zniszczenia, uszkodzenia, kradzieży, zaginięcia lub nielegalnego wywiezienia za granicę zabytku ruchomego wpisanego na listę wydaje decyzję o zabezpieczeniu tego zabytku w formie ustanowienia czasowego zajęcia do czasu usunięcia zagrożenia. Projektodawca niestety pogubił się, co dalej, chyba że celowo pozostawił przepis, zgodnie z którym, jeżeli nie jest możliwe usunięcie zagrożenia, to zabytek ruchomy może być przejęty przez wojewódzkiego konserwatora zabytków w drodze decyzji na własność Skarbu Państwa, z przeznaczeniem na cele kultury, oświaty lub turystyki, za odszkodowaniem odpowiadającym wartości rynkowej tego zabytku.
By nie pastwić się przesadnie nad projektodawcami, wskażemy tylko jeszcze jeden absurd dość pospiesznie przygotowanego projektu nowelizacji, dotyczącego ochrony zabytków znajdujących się na liście. Zgodnie z art. 37a ust. 1 projektu zabytek taki powinien być przechowany w pomieszczeniu wyposażonym w zabezpieczenia techniczne na wypadek kradzieży, pożaru i innych zagrożeń lub mającym zapewnioną stałą ochronę fizyczną. Nie ulega żadnej wątpliwości, że obiekty takie wymagałyby bezwzględnie bezpośredniej ochrony fizycznej i właściwych zabezpieczeń technicznych. Obowiązki i ograniczenia właściciela zabytku wpisanego na listę praktycznie uznać należy za tak daleko idące, że trudno już mówić o jakichś uprawnieniach właścicielskich.