Działalność sądów i prawników oraz jej ocena społeczna zdaje się papierkiem lakmusowym prawidłowości funkcjonowania instytucji niejednego kraju. Zasadą jest bowiem, że poziom zaufania do tych grup zawodowych wzrasta zwykle wraz ze stabilizowaniem się zasad praworządności (np. Holandia, Wielka Brytania, Szwecja), maleje zaś w krajach, których drugie imię brzmi: kryzys (np. Meksyk czy Rosja).
Czytaj także: W sądach dominuje dyscyplinowanie, a nie zaufanie
Jak wynika z najnowszych danych (opublikowanych w raporcie sporządzonym przez międzynarodową instytucję badawczą na podstawie analizy sytuacji w różnych krajach na świecie), w 2018 r. w Polsce zaufanie do sędziów spadło o 8 punktów procentowych (z 54 do 46 proc.), a poziom zaufania do wszystkich zawodów prawniczych zmalał o 7 proc.
Sytuacja ta ma, jak się zdaje, związek ze zmianami (nie mylić z reformą!) w obszarze wymiaru sprawiedliwości dokonanymi przez polskie władze oraz wynikającą z nich dyskusją polityczną i jej temperaturą. Jeśli wspomniane dane połączyć ze spadkiem zaufania do dziennikarzy telewizyjnych (5 proc.), to powodów zaistniałej sytuacji może być więcej. Grzmiące zewsząd tytuły (np. „W Tarnobrzegu emerytowany sędzia przyłapany na kradzieży kiełbasy za 6 zł. O tym i o innych sędziowskich przypadkach dzisiaj w Minęła 20", TVP Info) i nagłaśniane w mediach historie „przestępców w togach", którzy nie przepuszczą nawet wiertarce, sprzętowi elektronicznemu, lub spodniom, muszą budzić i najpewniej budzą wątpliwości w społeczeństwie. Wydaje się jednak, iż tzw. przeciętny Kowalski potrafi, w pewnej mierze, oddzielić to, co wedle wszelkiego prawdopodobieństwa tworzy niewielki margines, od tego, co powinno być brane pod uwagę przy ocenie funkcjonowania sądów. Skąd zatem systematyczny od lat spadek zaufania do wymiaru sprawiedliwości?
W moim przekonaniu z osobistego kontaktu. Prawnicy praktykujący relacje z sądami nie są reprezentatywną dla całego społeczeństwa grupą badawczą, a nawet oni sygnalizują wiele problemów, które niewielkim wysiłkiem można by wyeliminować. Opóźnienia w wywoływaniu rozpraw, niekiedy bez słowa „przepraszam", niezrozumiały dla podsądnych język, niewyrażanie zgody na sięgnięcie po łyk wody przy jednoczesnym kierowaniu wentylacji na skład sędziowski, a nie uczestników sporu, odległe terminy i czas na wokandzie luźno powiązane z planowaną liczbą świadków czy pouczenia, które trzeba czytać ze słownikiem w ręku. To pobieżna lista spraw do załatwienia od zaraz, choć jeśli przyjąć, że są elementem mentalności i wyrazem tego, jak sami sędziowie odnoszą się niekiedy do innych – rozwiązanie nie musi przyjść łatwo. Jaką ocenę osoby, które jedynie okazjonalnie mają kontakt z sądami, wystawiają prawnikom, to bardziej rezultat kontaktu na podstawowym poziomie niż docenienia piśmienniczego kunsztu w analizie stanowiska doktryny i orzecznictwa w odniesieniu do konkretnego zagadnienia.