Rz: Sąd Najwyższy podjął 28 stycznia uchwałę w pełnym składzie i zażegnał nią kryzys w sądownictwie. Przesądził, kto ma przenosić sędziów do innych sądów, ale uznał wszystkie dotychczasowe przenosiny za ważne. Sędziowie są z niej zadowoleni? Środowisko czekało na taką wykładnię? Może spodziewało się bardziej radykalnej uchwały?
Jarema Sawiński:
To było najlepsze wyjście z sytuacji nie tylko dla sądów, ale i dla całego państwa. Odetchnęliśmy z ulgą. W sposób jasny i precyzyjny Sąd Najwyższy przesądził, kto ma przenosić sędziów, i że od tej zasady nie ma na przyszłość żadnego odstępstwa.
Nie uważa pan, że najnowsza uchwała pełnego składu podyktowana jest wyłącznie jego rozsądkiem i rozwagą? Że to Sąd Najwyższy wziął na siebie odpowiedzialność za bałagan, jaki powstał po lipcowej uchwale? Minister sprawiedliwości nawet już po całym zamieszaniu nie zamierzał podpisywać wstecz sędziowskich delegacji.
Sąd Najwyższy pokazał, że ważne są nie tylko przepisy prawa, ale i rozsądne jego stosowanie. Najważniejsza jest konstytucja, a szczególnie jej art. 2, który stanowi, że Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Gdyby przyjąć twardą, radykalną wersję uchwały, to konsekwencje byłyby przerażające. Zakłady karne opuściłyby tysiące skazanych. A przecież to nie wszystko. Trzeba by też było wypłacić miliony odszkodowań. Wiadomo, że to państwo ponosi odpowiedzialność odszkodowawczą, ale tak naprawdę poniósłby ją każdy z nas, obywateli. Wydając uchwałę takiej treści, Sąd Najwyższy wypełnił desygnat bycia Sądem Najwyższym.