W wielu publikacjach opłatę nazywa się „podatkiem od piractwa". Duże emocje wzbudza propozycja uwzględnienia w wykazie cyfrowych aparatów fotograficznych i smartfonów. Artystów szczególnie niepokoi brak jasnych informacji o sposobie podziału pieniędzy pochodzących z opłat. A co to jest opłata reprograficzna i jaki jest jej cel?
Pomyślana została jako rekompensata m.in. dla twórców i artystów wykonawców za legalne korzystanie z ich twórczości w granicach dozwolonego użytku. Posłużę się przykładem. Zgodnie z prawem autorskim dozwolone jest skopiowanie całej płyty z muzyką i przekazanie jej członkowi rodziny lub przyjacielowi. Konieczny jest do tego odpowiedni sprzęt – komputer z nagrywarką płyt CD oraz odpowiedni czysty nośnik – płyta CD albo pendrive. Przyjaciel otrzyma za darmo, ale i całkowicie legalnie nośnik z nagraniami utworów. Ani twórca, ani artysta wykonawca, ani producent nie otrzymają żadnego wynagrodzenia z tego tytułu. Aby nie było wątpliwości: nikt nie kwestionuje poglądu, że takie prywatne kopiowanie powinno być dozwolone. Najpierw trzeba jednak zadać sobie pytanie: kto zarobił na tym, że płyta została legalnie skopiowana? Producenci i importerzy urządzeń i czystych nośników. Bez twórczości ich sprzęt nie byłby tak potrzebny, a jego produkcja tak opłacalna. ?I właśnie o to chodzi w opłacie reprograficznej – jej celem jest zobowiązanie podmiotów, które czerpią realne korzyści z kopiowania twórczości w granicach dozwolonego użytku, do dzielenia się dochodami z artystami.
W związku z tym ciężar zapłaty za korzystanie z twórczości w pewnym stopniu jest przeniesiony na podmiot, który czerpie z tego korzyści majątkowe. Oczywiście, pewnie jakąś część opłaty poniesie pośrednio konsument, bo może być ona składnikiem ceny urządzenia. Nie jestem ekonomistą, ale nie wydaje mi się, by wysokość opłaty przekładała się wprost na cenę sprzętu. Podsumowując, opłata reprograficzna powinna być pobierana od urządzeń i nośników, które są wykorzystywane do legalnego kopiowania twórczości w ramach dozwolonego użytku, a pieniądze z niej uzyskane podzielone między twórców, wykonawców i producentów (wydawców) kopiowanych utworów.
Tymczasem w wielu publikacjach prasowych opłatę reprograficzną nazywa się podatkiem od piractwa. Ta nazwa wpada w ucho, ale tak naprawdę nie ma racji bytu. Opłata to nie jest żaden podatek – służy ochronie interesu prywatnego, a nie publicznego i nie wpływa do budżetu państwa, tylko do stowarzyszeń uprawnionych artystów i producentów. Nie jest także związana z piractwem. Wręcz przeciwnie. Łączy się z w pełni legalnym i dozwolonym użytkiem. Nikt nie lubi płacić dodatkowych podatków ani być nazywanym piratem, stąd nie dziwią mnie negatywne wypowiedzi oparte na tak sformułowanym komunikacie. Trudno znaleźć racjonalne uzasadnienie dla używania tego pejoratywnego określenia.
Najwięcej emocji wzbudza jednak wykaz urządzeń, od których opłaty mają być pobierane, oraz konkretna ich wysokość. W tym miejscu trudno rozwinąć ten temat, może uda mi się ?w przyszłości. Warto jedynie zauważyć, ?że tworząc wykaz, minister powinien kierować się zasadą proporcjonalności, czyli stosować środki niezbędne do osiągnięcia celu opłaty reprograficznej.