Od jakiegoś czasu uczestniczę w niezrozumiałym festiwalu wrogości do komorników. Większość mediów żyje obrazkami ciągników zabieranych Bogu ducha winnym rolnikom i wypowiedziami o „mafii" komorniczej. Na fali populizmu próbuje też, niestety, płynąć nasz szacowny ustawodawca. Nikt też zdaje się nie dostrzegać, że tak naprawdę cierpi na tym interes tysięcy wierzycieli, a przy tym interes państwa i zaufania obywateli do niego.
Komornicy, tak samo jak przedstawiciele innych prawniczych profesji, są zależni od klientów, w tym wypadku wierzycieli, którzy powierzają im egzekucję swoich praw. Tako samo też jak radców prawnych, notariuszy i adwokatów byt tysięcy komorników zależy w dużej mierze od kapryśnej woli ustawodawcy.
Ofiary arytmetyki wyborczej
Zawód komornika nie jest łatwy, bo to zawód zaufania publicznego, który państwo reguluje poprzez różnego rodzaju nakazy i zakazy, ale to samo państwo nie tworzy żadnych szczególnych mechanizmów, które pozwoliłyby sferę regulowaną pogodzić z rzeczywistością gospodarczą – płacami dla pracowników, podatkami, kosztami itp.
Znam wielu komorników. Jestem zadowolony z pracy większości z nich. Dzięki niej odzyskano miliony złotych, które następnie zainwestowano w płace pracowników, należności kontrahentów i publiczne daniny – podatki i ZUS. Nie zamierzam wypierać się tej sympatii, bo wiem, że zaciągnięte długi należy spłacać w terminie, a ich egzekucja jest nieodłącznym elementem rzeczywistości gospodarczej. Ostatnio, niestety, jestem chyba w mniejszości, bo otacza mnie chór populistów twierdzących, że dokonywana przez komorników egzekucja długów orzeczonych prawomocnymi wyrokami sądów jest patologią. Niestety, do grona niezadowolonych z systemu egzekucji coraz częściej dołączają decydenci stanowiący prawo i wykorzystują w tym celu regulacje, które sami stanowią. I nie ma znaczenia szczególna ranga tego zawodu, wyrażająca się najlepiej w jego pełnej nazwie: komornik sądowy. Przyczyna tego stanu jest dość prozaiczna – dłużnicy stanowią dużo większą część elektoratu niż wierzyciele.
Iluzja swobody wyboru
Niechlubnym przykładem takiej opartej na populistycznych przesłankach regulacji jest ustawa z 20 lutego 2015 r. o zmianie ustawy o komornikach sądowych i egzekucji. W mojej opinii zasadniczy cel nowelizacji jest jeden: ingerencja w przysługujące każdemu wierzycielowi prawo swobodnego wyboru komornika, o czym stanowi art. 8 ust. 5 ustawy komorniczej. Wierzyciel ma prawo wyboru komornika na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej (...). Daje to wszystkim wierzycielom prawo swobodnego wyboru kancelarii, która będzie egzekwowała roszczenie. W praktyce oznacza to, że w ramach przysługującej każdemu swobody wyboru uprawniony może decydować, komu powierzy realizację przysługującego mu prawa. Identycznie wygląda to w innych zawodach – każdy np. może sobie wybrać radcę prawnego, który poprowadzi jego sprawę, kierując się dowolnymi kryteriami, np. ceną, kwalifikacjami, metodami działania i in. To jeden z filarów nowoczesnego systemu prawnego i wolnorynkowej gospodarki. Na pierwszy rzut oka nowelizacja to nie żadna rewolucja, niby nic się nie dzieje – swoboda wyboru komornika jak była, tak jest nienaruszona, lifitinguje się jedynie jeden niewielki ustęp dość obszernej ustawy systemowej. Otóż jest to błędne wrażenie, bo choć nowelizacja nie ingeruje bezpośrednio w powołany przepis o swobodzie wyboru komornika, to tę swobodę ogranicza niejako bocznymi drzwiami, znacznie poszerzając zawarty w art. 8 ust. 8 ustawy komorniczej katalog sytuacji, w których komornik zmuszony jest odmówić przyjęcia sprawy do egzekucji. W praktyce swoboda wyboru staje się iluzoryczna.