To miłe, gdy sędziego do tak zaszczytnego tytułu zgłaszają obywatele, którzy dostrzegli jego wyjątkową działalność...
Jarosław Gwizdak: To wielki zaszczyt i bardzo miłe uczucie. Szczególnie patrząc na okoliczności i codzienność wymiaru sprawiedliwości. Wiecznie jesteśmy rozliczani ze sprawności, królują statystyki: wpływu i załatwień. I nagle w tym wszystkim dowiaduję się, że jest ktoś, kto twierdzi, że poza pracą orzeczniczą zrobiłem coś fajnego.
Co pan takiego zrobił?
Zainicjowałem działalność edukacyjną wśród najmłodszych obywateli. Raz na jakiś czas odwiedzają nas w sądzie przedszkolaki. Opowiadamy im o prawie. Dzieciaki ćwiczą rozprawy, mają nawet żaboty z bibuły. Chodzimy też do szkół. Młodzież musi znać podstawy prawa, np. że pismo z sądu trzeba odebrać, inaczej czekają nas kłopoty.
Przybliżanie prawa młodzieży to nic nowego. Nie słyszałam jednak, by o prawie mówić kilkuletnim dzieciom. Skąd pomysł?