Dwa tygodnie temu Sąd Najwyższy oddalił pozew spółki, która mając kontrakt w euro, zażądała od odbiorcy towaru zapłaty w złotówkach. Tymczasem prawo, a i sądy, są stanowcze: handlujesz, masz umowę w walucie obcej – to nie możesz żądać zapłaty w innym pieniądzu. A w uzasadnieniu wyroku sędzia powiedziała: – Chociaż sprawiedliwość przemawiałaby za zasądzeniem żądanej kwoty, to nie pozwalają na to mocne przeszkody prawne.
Kilka dni temu pewna warszawianka domagała się odszkodowania od miejscowego sądu za to, że w czasie, kiedy prowadził jej sprawę o stwierdzenie nabycia spadku po dziadku, który zapisał w testamencie notarialnym, dwie oszustki (kierowane zapewne przez jeszcze większego oszusta) złożyły w tym samym sądzie, więcej, w tym samym wydziale, rzekomo własnoręczny testament zmarłego na ich rzecz oraz zapewniły, że nie ma innych spadkobierców. Sąd nawet nie próbował tego sprawdzić ani powołać biegłego, który fałsz testamentu by natychmiast wychwycił i przyznał spadek kobietom oszustkom, które go natychmiast sprzedały, co więcej, w niedługim czasie zmarły.
I tam szkoda, i tu szkoda, i tam, i tu bez odszkodowania. W pierwszym wypadku zatriumfował formalizm prawniczy, bo czy zapłata będzie w euro czy złotówkach to kwestia drugorzędna, ważne, aby była. W drugiej sąd, owszem, przyznał, że bez wadliwego postanowienia o nabyciu spadku do szkody wnuczki by nie doszło, ale nie można zarzucić sądowi bezprawności, nie ma bowiem obowiązku badać za każdym razem testamentu, czy czasem nie jest sfałszowany.
Tak oto w tym samym sądzie w sprawie tego samego spadku zapadły dwa sprzeczne orzeczenia, w tym jedno na podstawie fałszywego testamentu. Nie uważam, aby za wszystkie uchybienia czy wpadki władzy należało płacić odszkodowanie, ale wobec takiej niesprawności Temidy, i to w czasach powszechnej elektroniki, trudno wytłumaczyć odsyłanie poszkodowanych bez jakiegoś zadośćuczynienia.