Anna Wojda
Biznesmen wprowadzający produkt na rynek stara się znaleźć odpowiedzi na proste pytania: komu go sprzedać, jak, za ile. Chce uniknąć porażki. W polityce odpowiedzi na takie pytania nie są istotne. Liczy się jedynie dobrze sprzedana inicjatywa. Gorzej z jej realizacją.
Bezpłatna pomoc prawna zdaje się być takim przykładem. Temat dobrze brzmi w mediach, dotyczy ogółu i może się przełożyć na poparcie. Dodam: dla obecnie rządzącej partii, czyli PiS. Ta, zdaje się jednak, nie jest zainteresowana sukcesem na tym polu, choć mogłaby wiele zrobić dla swego elektoratu.
Na początku roku w punktach udzielających bezpłatnych porad zainteresowanych nie było wielu. Ludzie zachęceni informacjami w mediach szli do prawników po pomoc. Okazało się jednak, że większość zainteresowanych nie jest do niej uprawniona. Ci zaś, którzy na porady mogą liczyć, problemów nie mają. Słowem: udzielajmy porad, choć nie bardzo jest komu.
Przy uchwalaniu przepisów popełniono błędy (zrobiła to poprzednia ekipa). Zamiast powiązać udzielanie bezpłatnej pomocy z dochodami, powiązano w dużej mierze z wiekiem. Uprawnieni są więc młodzi, którzy kłopotów jeszcze nie mają, albo tak starzy, że ich kłopoty nie są z prawem powiązane. Nieuprawnieni są więc niezadowoleni, bo pomoc miała być dla wszystkich, a oni jej nie dostali. Ci, co pomocy udzielają, też nie są zadowoleni. Tymczasem sam pomysł bezpłatnej pomocy prawnej jest dobry i słusznie powinien przynieść politykom sławę i poparcie.