Czy dużo? Skąd! Jedyne... 20 tysięcy złotych.
To najnowszy pomysł resortu finansów, który zamierza wprowadzić klauzulę przeciw unikaniu opodatkowania. Zapisano ją niedawno w projekcie ordynacji podatkowej. Sam pomysł nie jest zły – ma to być „bat" na firmy, które kombinują, jak nie zapłacić podatku. Budują rozmaite sztuczne konstrukcje (np. w ramach powiązanych spółek) i w efekcie płacą mniej albo wcale.
Szacuje się, że za granicę wycieka rocznie około 10 miliardów złotych, które mogłyby zasilić budżet.
Nie jestem jednak w stanie zrozumieć, dlaczego, planując nowy przepis, fiskus zamierza działać jak mafia. Klauzula przeciw unikaniu opodatkowania ma dotyczyć korzyści podatkowych, które przekraczają 100 tysięcy złotych. Tak więc firma, która wymyśli sobie optymalizację, na której zyska co najmniej owe 100 tysięcy, może mieć wszczętą kontrolę na podstawie tej właśnie klauzuli. Okazuje się jednak, że ma szanse „kupić" sobie bezpieczeństwo za 20 tysięcy złotych. Będzie to tzw. opinia zabezpieczająca – czyli fiskus przyzna, że można stosować daną optymalizację, i nie będzie jej w przyszłości kwestionował.
Przypomina mi to, ni mniej, ni więcej, bezpieczeństwo zapewniane przez Ojca Chrzestnego. Nie rozumiem, czym ma się różnić opinia zabezpieczająca od interpretacji podatkowej. Poza tym oczywiście, że będzie wydawana dwa razy dłużej i za drakońskie pieniądze. Na 40 złotych za interpretację podatkową, jak dotąd, stać każdego. 20 tysięcy złotych to cena drakońska nawet jak za podatkowy święty spokój. Tyle będą w stanie zapłacić tylko najwięksi. Dla średniej wielkości firmy to już spory wydatek. Ale przede wszystkim – dlaczego to musi aż tyle kosztować?! I to w sytuacji, gdy przepisy podatkowe od lat należą w naszym kraju do najbardziej skomplikowanych, ciągle zmienianych i wymagających interpretacji.