Jak to się udało? Okazuje się, że sąd odszedł – na ile tylko mógł – od sztywnych biurokratycznych wymogów komunikacji ze stronami. Słowem, przemówił do nich ludzkim głosem i pozwolił wysyłać do siebie e-maile. Warto, aby wszyscy sędziowie nauczyli się mówić zrozumiałym dla wszystkich językiem, mobilizowali do zwięzłego streszczenia tez i argumentów, a przede wszystkim zachęcali do zawarcia ugody. Teoretycznie teraz też mają taki obowiązek, ale w wielu sprawach jest to czysta formalność.
Warszawski sąd jako jeden z nielicznych zachęca do mediacji oferując specjalne pokoje i wyznaczając rozsądne terminy na zawarcie ugody. Po zmianach zachęcą już przepisy. Zgodnie z nowelizacją Ministerstwa Sprawiedliwości nieskorzystanie przed procesem z próby ugodowej upoważni sąd do obciążenia winnego tego zaniedbania kosztami procesu, choćby nawet go wygrał.
Obecnie ugody są zawierane zaledwie w 10 proc. wszystkich spraw gospodarczych. Jeśli nowelizacja zmieni ten trend, odciąży sądy. Sędziowie przekonują jednak, że zmiana przepisów nie wystarczy, potrzebni są im jeszcze sprawni pomocnicy. A mecenasi dodają, że przydaliby się także wyspecjalizowani sędziowie. Aby dobra zmiana zawitała do procedury cywilnej, Ministerstwo Sprawiedliwości czeka więc jeszcze dużo pracy. Musi sprawić, by trudne spory gospodarcze trafiały w dobrze wyszkolone ręce. Jeśli bowiem w przywróconych po pięciu latach sądach gospodarczych zabraknie osób z inicjatywą, nawet najlepsze przepisy nie przyspieszą postępowań.