Zniesienie wiz amerykańskich nie jest tym samym, co otwarcie granic na obszarze Schengen. Wiza amerykańska daje jedynie prawo do zakupu biletu lotniczego do USA, a decyzję o zgodzie na wjazd wydaje, i to się nie zmieni, urzędnik imigracyjny na granicy. O ile jednak posiadanie wizy stanowiło dla niego sygnał, że konsulat amerykański dokonał sprawdzenia dossier osoby pragnącej wjechać do USA, o tyle ewentualne zniesienie wiz sprawi, że będzie musiał podejmować decyzję samodzielnie. Jest więcej niż prawdopodobne, że będzie mniej wyrozumiały, i to nie tylko dla osób nieprawdziwie deklarujących turystyczny cel podróży.
Choć władze amerykańskie nie publikują danych liczbowych, wiele wskazuje, że wzrasta liczba osób z państw ze zniesionym obowiązkiem wizowym, które są odsyłane z lotniska do swego kraju. Czy zatem niewygoda starań o wizę jest bardziej dokuczliwa niż odmowa wjazdu na granicy?
Kto dziś wizy nie otrzymuje? Ktoś, kto uprzednio złamał prawo amerykańskie i na przykład przedłużył sobie pobyt w USA poza okres zadeklarowany na granicy – a przede wszystkim ktoś, kto ewidentnie kłamie w formularzu wizowym. Wystarczy kilka minut rozmowy w kolejce do konsulatu amerykańskiego (znacznie zresztą lepiej zorganizowanej niż dawniej), by upewnić się, że stoją w niej także ludzie wybierający się do USA celem podjęcia pracy na czarno, a deklarujące cel turystyczny.
I za takimi to osobami ujmują się kolejni prezydenci RP, którą to niechlubną tradycję zapoczątkował swego czasu Aleksander Kwaśniewski i nikt z jego następców nie był na tyle odważny, by ją porzucić. Głowa państwa polskiego namawia raz za razem swego odpowiednika w Waszyngtonie, by ten uznał, że Polakom wolno łamać prawo i kłamać. To postępowanie nieetyczne i nieestetyczne. Co więcej, to postępowanie ośmieszające Polskę.
Tekst Zbigniewa Lewickiego w piątkowym wydaniu „Rzeczpospolitej”, a już dziś o 21 na rp.pl