Rafał Bubnicki: Wartości i historia

Minął miesiąc od ujawnienia decyzji dyscyplinarnych Watykanu wobec kardynała Henryka Gulbinowicza. Na ten czas przypada śmierć kardynała (16 listopada) i jego pogrzeb w grobowcu rodzinnym na Cmentarzu Komunalnym w Olsztynie. W tym czasie także kilkudziesięciu działaczy dawnej opozycji demokratycznej i „Solidarności” na Dolnym Śląsku zaapelowało do nuncjusza apostolskiego i do najwyższych przedstawicieli hierarchii kościelnej w Polsce o ujawnienie powodów decyzji podjętych w sprawie śp. kardynała. Jak dotąd list pozostaje bez odpowiedzi.

Aktualizacja: 24.12.2020 11:56 Publikacja: 24.12.2020 11:41

Kardynał Henryk Gulbinowicz

Kardynał Henryk Gulbinowicz

Foto: Fotorzepa/ Marian Zubrzycki

Na łamach „Rzeczpospolitej” mecenas Krzysztof Bramorski domagając się transparencji postępowania ze strony Watykanu i władz kościelnych, wyjaśnił w dwóch tekstach dlaczego niezbędne jest ujawnienie przez Watykan i władze Kościoła katolickiego w Polsce motywów podjętych decyzji, które póki co budzą bardzo dużo wątpliwości. Replikując na tekst Bramorskiego, publicysta Tomasz Terlikowski wyraźnie nie zrozumiawszy wątpliwości przedstawionych przez Bramorskiego, zwalczał tezy, których w artykule Bramorskiego nie było. I wskazywał, że list wrocławskich działaczy to „układ”, który wystąpił w obronie „naszego” kardynała.

Ponieważ nie wiedząc o tym jestem, zdaniem Terlikowskiego, jednym z uczestników tego tajemniczego „układu”, uznałem że postaram się wyjaśnić na czym polega jego istota i - jak to w układzie - sieć powiązań. Terlikowski pisząc o „układzie” najwyraźniej odwołuje się do pojęcia, którego z upodobaniem od kilkunastu lat używa na polskiej scenie politycznej Prawo i Sprawiedliwość. Pojęcie to, w tym wydaniu, nieostre i jednorazowo nie zdefiniowane, najczęściej oznacza grupę (-y) ludzi o niejawnych związkach różnego typu (można podejrzewać, że ideowych, sięgających czasów PRL, finansowych i dotyczące innych interesów grupowych), którzy działają przeciwko interesom państwa i narodu polskiego, oczywiście w rozumieniu tych interesów sformułowanej przez PiS. W wypadku „układu” wrocławskiego należałoby domniemywać – czytając Terlikowskiego – że podobne związki łączą autorów listu. Ponieważ nie mogę sobie nijak przypomnieć związków finansowych i organizacyjnych z sygnatariuszami listu, z ostatnich co najmniej dwudziestu lat, zacząłem drążyć pamięć chcąc wydobyć na jaw ewentualne powiązania ideologiczne z czasów PRL. Z tym jednak też miałem pewien kłopot. Poznałem w różnych większość z podpisanych osób, które działały w różnych strukturach antytotalitarnej opozycji w czasach PRL. Członkowie tych formacji mieli odmienne poglądy na temat postępowania wobec władz PRL i form działania, mimo że nie raz spotykali się towarzysko, wtedy często „przy wódce”. Także po 1989 roku trudno byłoby wskazać sprawy związane z aktualną sytuacją polityczną i społeczną, w których ta grupa osób zajęłaby wspólne stanowisko. Może tego nie wiedzieć Tomasz Terlikowski, chociaż można to sprawdzić, że wśród podpisanych są osoby identyfikujące się z ugrupowaniami politycznymi „od lewa do prawa” na polskiej scenie politycznej, że są osoby niewierzące i wierzące, w różnym stopniu identyfikujący się z działalnością Kościoła katolickiego w Polsce, i wreszcie, o ile wiem, nie ma wśród nich osób, które utrzymywałyby stałe, częste i regularne kontakty z księdzem kardynałem Gulbinowiczem. A zatem? Kiedy jeszcze mocniej pogrzebałem w pamięci to jednak odkryłem, że jest płaszczyzna która może łączyć te wszystkie osoby. Z podejrzeniem bliskim pewności zauważyłem, że łączy ich przywiązanie – najwidoczniej bardzo silne - do wartości, które są ponadpartyjne i ponad wyznaniowe, a w potocznym rozumieniu wywodzą się z kardynalnej listy europejskich wartości humanistycznych. Są one tak podstawowe, że aż banalne wydaje się ich przypominanie. Do takich należą zasady, że każdy człowiek jeśli jest obwiniony przed jakimkolwiek sądem powinien mieć w jawny sposób postawione uzasadnione i umotywowane zarzuty. Powinien móc się do nich odnieść i mieć prawo do obrony, a jeśli zapadnie wyrok to powinien znać jego uzasadnienie i móc się od takiego wyroku odwołać. Tylko tyle i aż tyle. Jeśli te zasady nie są spełnione to mamy do czynienia z „sądami kapturowymi”. W czasach PRL władze te zasady łamały. Ale to właśnie postępowanie władz PRL po protestach robotniczych w Radomiu i Ursusie, spowodowało powstanie zorganizowanej, działającej systematycznie, opozycji demokratycznej. Przyznam, że w najśmielszych przewidywaniach nie sądziłem, że będę respektowania tych zasad oczekiwał kiedyś od Watykanu i Kościoła katolickiego. Niczego tu w moich oczach nie usprawiedliwia stwierdzenie, że są to wyniki „wstępnego dochodzenia” wobec kardynała Gulbinowicza. Było wystarczająco dużo czasu, w wypadku zarzutów o kontakty księdza kardynała z SB lat kilkanaście (historycy IPN znali od tylu lat te dokumenty), a w wypadku innych zarzutów lat co najmniej dwadzieścia, by sprawy wyjaśnić i ocenić, a ewentualnie osądzić. Sądzę, dalej drążąc temat wspólnych wartości łączących autorów listu, że po przeczytaniu komunikatu nuncjatury apostolskiej, mogli oni odnieść wrażenie, że w kontekście fali zarzutów jakie spadły na Kościół katolicki w Polsce, w związku z ukrywanymi przypadkami molestowania seksualnego przez duchownych osób nieletnich, decyzje w sprawie kardynała Gulbinowicza mogą mieć wymiar koniunkturalny: wszyscy w Kościele są winni, to trzeba wskazać jedną osobę, najlepiej taką, która nie może się bronić. Proszę się nie dziwić takiemu tokowi myślenia. Nie powinni zwłaszcza dziwić się przedstawiciele Kościoła ponieważ wybrana droga postępowania, jakim jest treść komunikatu nuncjatury, budzi sprzeciw każdego, komu bliskie są zasady jawności życia publicznego, w tym wymiaru sprawiedliwości, kto utożsamia się z państwem prawa respektującym zasady osobistej odpowiedzialności za popełnione czyny.

W tym kontekście nie zdziwiło mnie, że do kardynalnych zasad praworządności nie odwołali się użytkownicy mediów społecznościowych, którzy w znakomitej większości zaakceptowali komunikat Watykanu i szybko wydali na kardynała Gulbinowicza wyrok skazujący. Kubły internetowych pomyj są, niestety, świadectwem że autorzy większości postów nie byli w stanie ze zrozumieniem przeczytać komunikatu nuncjatury (nie ma w nim np. zarzutu pedofilii). Gorzej, że podobnie postąpili radni Wrocławia, Białegostoku, Oławy, gminy Ziębice i Strzelina, którzy zdążyli w kilka tygodni odebrać kardynałowi Gulbinowiczowi przyznane w różnych latach tytuły honorowego obywatela. O ile wiem, we Wrocławiu taki tytuł Rada Miejska przyznaje po wielu tygodniach procedowania, sprawdzania informacji o kandydacie, zebraniu wielu opinii. W wypadku pozbawienia honorowego obywatelstwa wystarczyły dwa tygodnie i komunikat Watykanu. Rada Miejska nie widziała potrzeby aby powołać np. własną komisję, która sama rozpatrzyłaby informacje zawarte w komunikacie Watykanu i ewentualnie poprosiła Stolicę Apostolską o ich uzasadnienie. Przeważyła mentalność użytkowników FB – czyli szybko i tak jak wynika z przesłanych postów i hejtu. Tu, niestety, nasuwa się jeszcze jedna konstatacja, którą przedstawię w formie pytania: czy w dzisiejszej Polsce tylko ludzie generacji „Solidarności” są mocno wyczuleni na podstawowe wartości i prawa człowieka? Bo przecież o ochronę tych praw chodzi wobec nieżyjącego już kardynała Gulbinowicza. Podobnie jak mecenas Bramorski, i jak sądzę inni sygnatariusze listu, zaakceptuję zarzuty postawione księdzu kardynałowi jeśli będą rzetelnie udokumentowane i udowodnione. Póki co, wątpię.

W miesiącu, który upłynął od komunikatu nuncjatury miały miejsce jednak jeszcze dwa inne wydarzenia, na które chcę zwrócić uwagę, także w związku z tym, że bezpośrednio wiążą się z „Rzeczpospolitą”. Są one bezpośrednio związane ze „sprawą” kardynała Gulbinowicza. Instytut Pamięci Narodowej opublikował zapowiadaną wcześniej książkę Rafała Łatki i Filipa Musiała pt. „Dialog należy kontynuować. Rozmowy operacyjne SB z księdzem Henrykiem Gulbinowiczem w latach 1969-85” oraz dyskusję na temat tej książki z udziałem jej autorów oraz prof. prof. Jana Żaryna i ks. Dominika Zamiatały, którą poprowadził dr hab. Paweł Skibiński. Nie miejsce tu na recenzowanie książki i dyskusji. Chętnie przeczytałbym lub zobaczył taką dyskusję z udziałem naukowców, którzy znają specyfikę archiwów komunistycznych, a mają inne na nie spojrzenie niż wspomniani historycy. Chciałbym jednak dorzucić kamyczek do tej dyskusji, który od czasu jak ją obejrzałem nie daje mi spokoju. 

Zanim przejdę do meritum, ponieważ książka jest nowością i zna ją niewielu czytelników, przypomnę dwie ważkie tezy, które stawiają jej autorzy. Na podstawie zachowanych dokumentów uważają, że dialog operacyjny między funkcjonariuszami SB, a biskupem Gulbinowiczem najlepiej rozwijał się w latach 1969-77, kiedy pełnił on funkcję administratora archidiecezji wileńskiej z siedzibą w Białymstoku, a potem został nominowany arcybiskupem wrocławskim (przełom 1975/76). Jednocześnie są oni przekonani, że te kontakty były utrzymywane (wbrew instrukcji kardynała Wyszyńskiego o zakazie rozmów biskupów z funkcjonariuszami SB) bez wiedzy prymasa Polski. Jednocześnie obaj historycy nie wierzą w deklarację biskupa Gulbinowicza zanotowaną w jednym z raportów SB, że nie interesuje go co dzieje się po znajdującej się za granicą sowiecką części archidiecezji wileńskiej. 

Teraz mogę już przejść do meritum. W „Rzeczpospolitej” z 6 -7. 11. 2004 roku (tygodniowy dodatek „Plus Minus”) ukazał się mój wywiad z kardynałem Gulbinowiczem „Skrojony na dobrą miarę. Wspominając Jerzego Giedroycia”. Impulsem do jego przeprowadzenia była (nie wiem skąd zasłyszana) informacja, że kardynał Gulbinowicz spotkał się w latach 70. z Jerzym Giedroyciem. Informacja ta mnie zelektryzowała - nie słyszałem wcześniej aby polscy biskupi spotykali się z redaktorem „Kultury”, który, jak wiadomo, do działalności Kościoła w PRL i prymasa Wyszyńskiego miał stosunek mniej lub więcej krytyczny. Kiedy po raz ostatni rozmawiałem z Jerzym Giedroyciem w Maison-Laffitte w październiku 1995 roku zapytałem go o te spotkania. Enigmatycznie odpowiedział, że to prawda. Mając jednak wtedy na koncie jedynie pełen napięcia wywiad z kardynałem Gulbinowiczem dla Radia Wolna Europa, w którym poza listą przesłanych pytań, poruszyłem sprawę stosunku Kościoła do aborcji i kształtującego się wtedy ustawowego „kompromisu aborcyjnego”, nie widziałem możliwości podjęcia z kardynałem Gulbinowiczem rozmowy o kontaktach z Giedroyciem. Okazja taka nadarzyła się dopiero w roku 2004. W rozmowie tej kardynał wspominał swoją pierwszą podróż na Zachód, którą odbył w 1972 roku razem z innymi polskimi biskupami jadącymi do Rzymu „ad limina apostolorum” (w książce Łatki i Musiała pada data 1973-1974). Zaznacza, że władze PRL od 1945 roku nie dawały paszportów do Rzymu administratorom diecezji w Białymstoku, ani arcybiskupowi Romualdowi Jałbrzykowskiemu (metropolicie wileńskiemu, który po wojnie tam przebywał), ani jego następcom. Biskup Gulbinowicz był pierwszym biskupem tej „niewymownej” diecezji, znajdującej się w większej części w granicach ZSRR, który pojechał po wojnie do Rzymu. Jak powiedział w wywiadzie: „Przygotowując się do niej, byłem dobrze zorientowany w warunkach życia zarówno w części archidiecezji znajdującej się na terenach PRL, jak i ZSRR”. W czasie pobytu w Paryżu doszło, na życzenie Jerzego Giedroycia, do spotkania w kościele „polskim” na rue St. Honore. Kardynał Gulbinowicz zrelacjonował w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” przebieg tej rozmowy. W pewnym miejscu powiedział: ”Redaktor zapytał, co ja jako biskup pracujący na pograniczu Litwy i Białorusi, zagarniętych po wojnie przez ZSRR, robię dla poprawienia dobrosąsiedzkich stosunków. Powiedziałem, że między innymi w miarę wydawania ksiąg liturgicznych po Soborze Watykańskim II organizowaliśmy ich przemyt na teren Litwy i Białorusi, aby duchowieństwo i wierni mogli korzystać z uchwał soborowych. Udzielaliśmy też pomocy materialnej pozostającym tam zakonom. (…) Mówił (Giedroyć) o poezji ukraińskiej, którą w paru tysiącach egzemplarzy wydał i przesłał na Ukrainę. Ja z kolei powiedziałem o wydanych przez nas po litewsku „Rozmówkach o Panu Bogu”. Była to pomoc w wychowaniu religijnym Litwinów. Książeczki w małym formacie wydrukowaliśmy w dość dużym jak na owe czasy nakładzie dziesięciu tysięcy egzemplarzy. Z łatwością mieściły się w kieszeni i celnicy nie wszystkie wymacywali. Redaktor był tym zaskoczony, a moją relację skwitował krótko: to coś, co się liczy.” W czasie wywiadu kardynał wspomniał o swoich kontaktach z „Pro Russia”. Przyznaję, nie stanąłem wtedy na wysokości zadania, bo nie wiedziałem o czym mówi. Zapytałem i usłyszałem w odpowiedzi wymijająco, że to taka instytucja watykańska. Gdy zadałem kolejne pytanie na ten temat, kardynał wrócił do rozmowy o Giedroyciu. Nawiązałem do sprawy „Pro Russia” po latach w czasie wywiadu „Powroty do Wilna”, który ukazał się w drugim wydaniu mojej książki ”Z Wilna do Wrocławia. Rozmowy z kardynałem Henrykiem Gulbinowiczem” (2013). W tej rozmowie ksiądz kardynał, wówczas już emerytowany arcybiskup, przyznał że od 1979 roku był członkiem Papieskiej Komisji „Pro Rusia”. Powołana przez Piusa XI komisja, od 1930 działająca jako Papieska Komisja „Pro Russia” zajmowała się katolikami na terenie Rosji sowieckiej. Została przekształcona dopiero w 1993 roku przez papieża Jana Pawła II w Stałą Komisję Międzydykasterialną ds. Katolików w Europie Wschodniej. Skład osobowy komisji był tajny. Autorzy książki przypominają, powołując się m. in na książkę Petera Rainy „Sprawa obsadzenia metropolii wrocławskiej. Eskapady władz PRL” (Pelplin, 2003) że kiedy kardynał Stefan Wyszyński rozmawiał z papieżem Pawłem VI o nominacji biskupa Gulbinowicza do Wrocławia spotkał się z zastrzeżeniami ze strony papieża świadczącymi, że Paweł VI słyszał o biskupie z Białegostoku. Kardynałowi Wyszyńskiemu wydało się jednak, w oparciu o długoletnią znajomość funkcjonowania Watykanu, że informacje nieprzychylne dla biskupa Gulbinowicza musiał ktoś papieżowi podsunąć. Dalej już (za Peterem Rainą) warto zacytować zapiski kardynała Wyszyńskiego: ”Chodzi wieść (…) że bp Gulbinowicz naraził się kardynałowi Villot, gdy po swoim powrocie z ZSRR – na moją prośbę - przedstawił sytuację Kościoła za kordonem. Kardynał Villot nie był zadowolony z tej bolesnej relacji. Był zdania, że nie zgadza się ona z jego informacjami. Rozstali się chłodno. Dokładną relację z tej rozmowy złożył mi biskup zaraz po powrocie „z tamtego świata”. Postanawiamy czekać, co jutro przyniesie.” 

Kardynał Jean-Marie Villot był sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej w latach 1969-79. Podlegała mu Papieska Komisja Pro Russia. Arcybiskup Gulbinowicz został jej członkiem po śmierci kardynała Villot w marcu 1979, już po wyborze Jana Pawła II. Za kadencji kardynała Villot, Watykan prowadził „politykę wschodnią” wobec państw obozu sowieckiego, wobec której zastrzeżenia miał kardynał Wyszyński. W tym miejscu trzeba zauważyć, że o wszystkich tych sprawach nie ma wzmianki w przytaczanych przez Łatkę i Musiała raportach SB z rozmów z biskupem Gulbinowiczem.

Sądzę że analizując działania biskupa, a później arcybiskupa Henryka Gulbinowicza, nie wolno abstrahować od „wątku wschodniego”, czyli zaangażowania biskupa białostockiego w opiekę i pomoc dla katolików na dawnych polskich Kresach Wschodnich. O tych działaniach na pewno wiedział prymas Wyszyński ponieważ z nim bezpośrednio kontaktowali się duchowni (księża, biskupi) w tę działalność zaangażowani. Sądzę, że jest to podstawowy kontekst całej ówczesnej działalności biskupa/arcybiskupa Gulbinowicza w latach 1970-75 czyli w okresie kiedy jak piszą autorzy książki wydanej przez IPN, najlepiej toczą się jego rozmowy z ppłk Janem Majem z SB, których tematem jak wynika z lektury raportów jest przede wszystkim sprawa zezwoleń na budownictwo kościelne w diecezji. Tego kontekstu nie sposób pomijać. Inna rzecz, że po publikacji wywiadu z kardynałem Gulbinowiczem w 2004 roku spodziewałem się odzewu ze strony historyków, którzy być może przebadali pod kątem działań polskiego Kościoła na terenach dawnych Kresów Rzeczpospolitej w latach 1944-89, archiwa Episkopatu Polski, zebrali relacje świadków czy sięgnęli do archiwów watykańskich. Nic takiego jednak nie nastąpiło. W tej sytuacji pozostaje czekać, że znajdzie się historyk, który się tej pracy podejmie, podobnie jak ktoś kto kiedyś napisze krytyczną, pełną monografię o kardynale Henryku Gulbinowiczu. Póki co pozostaje mi przypomnieć uwagę nieżyjącego już profesora Karola Modzelewskiego (gdyby żył pewnie podpisałby się pod listem wrocławskich działaczy i dołączył do „układu”), który zapytany kiedyś co zrobić z dokumentami SB w archiwach IPN odpowiedział: jak z wszystkimi materiałami archiwalnymi - czytać krytycznie.


Rafał Bubnicki - dziennikarz i producent filmowy. W 1981 roku dziennikarz tygodnika „Solidarność Dolnośląska”, współpracownik Regionalnego Komitetu Strajkowego „Solidarność” Dolny Śląsk, m. in. dziennikarz podziemnego „Z Dnia na Dzień” (1982) i kwartalnika „Obecność” (1986-89). Dziennikarz „Rzeczpospolitej” (1990-2006) i Radia Wolna Europa (1991-95). Kierował Dolnośląskim Funduszem Filmowym i Wrocławską Komisją Filmową (2008-18). Zastępca dyrektora Dolnośląskiego Centrum Filmowego

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?