Wsporze o książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa” pojawia się zarzut kierowany do obu autorów, że brak im obiektywizmu i dystansu do tematu. Padają zarzuty pisania historii pod powzięte z góry tezy, pod osobiste poglądy polityczne, także dotyczące teraźniejszości.
Wypowiadałem się kilkakrotnie, co sądzę o sprawie „Bolka”, unikając oceniania autorów i ich książki, której nie znam. Przeczytałem jednak w „Rzeczpospolitej” jej fragmenty, w tym zatytułowany „Stracona szansa Lecha Wałęsy”, opublikowany 19 czerwca 2008 r. Autorzy interpretują tam wydarzenia, które obserwowałem, a nawet współtworzyłem, jako członek Prezydium Unii Demokratycznej i bliski współpracownik Tadeusza Mazowieckiego – a mianowicie odwoływanie rządu Jana Olszewskiego.Otóż przynajmniej w tych opisach ja naukowych badań nie widzę, a raczej pamflet na tych, którzy rząd Olszewskiego odwoływali, wynikający z zaangażowania politycznego autorów. Powtarzają oni w istocie propagandową wersję tego wydarzenia z filmu „Nocna zmiana”, który o okolicznościach odwołania rządu Olszewskiego mówi niewiele, choć przedstawia się go tak, jakby mówił wszystko. Ta uproszczona teza brzmi, że rząd chciał ujawnić agentów, więc go odwołali.
Jest to wersja nieprawdziwa, zbudowana na jednym z kilku ciągów wydarzeń, które doprowadziły do 4 czerwca 1992 roku i, dodam, zbudowana i propagowana świadomie, nie po to, by pokazać prawdę, lecz by pokazać słuszność sprawy odwołanych i niesłuszność sprawy odwołujących. Tymczasem na upadek rządu Olszewskiego złożyło się wiele przyczyn i wystarczyłoby, by jednej zabrakło, a rząd by pozostał. Prawda o 4 czerwca jest złożona i ciekawsza niż prymitywny mit o nocnej zmianie. Zamiast polemizować wprost z autorami, postaram się, oczywiście w wielkim skrócie, opisać, jak to się odbyło.
Zacznę od tego, że rząd Jana Olszewskiego miał kilka bardzo słabych punktów. Po pierwsze, powstał jako rząd utworzony przez zajadłych wrogów prezydenta, którzy mu go narzucili. Nie Olszewski, lecz Jarosław Kaczyński stworzył rząd. To on zebrał większościową koalicję parlamentarną i niemal gwałtem skłonił Olszewskiego, by zgodził się stanąć na czele rządu.
Kaczyński tworzył rząd jako narzędzie swojej zakulisowej władzy, głównie do wojny z prezydentem. I Wałęsa wiedział, że o to chodzi, a więc od początku był wrogiem rządu Olszewskiego, tym bardziej że po raz pierwszy coś mu narzucono i nie miał rady, by temu zapobiec. Sprawa się skomplikowała, bo jak tylko Olszewski został desygnowany na premiera, przestał słuchać Jarosława Kaczyńskiego.