Niespokojne służby Platformy

Raport o incydencie w Gruzji jest tak kompromitujący nie dlatego, że ABW zarządzają ludzie pozbawieni rozumu, ale dlatego, że ludzie ci angażują się w walkę polityczną – pisze publicystka "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 01.12.2008 07:44 Publikacja: 30.11.2008 20:34

Czy w obecnym układzie rządzącym Krzysztof Bondaryk ma taką pozycję i wpływy oraz takich mecenasów,

Czy w obecnym układzie rządzącym Krzysztof Bondaryk ma taką pozycję i wpływy oraz takich mecenasów, że może pozwolić sobie na wszystko?

Foto: Witold Rozbicki

[b][link=http://blog.rp.pl/lichocka/2008/11/30/niespokojne-sluzby-platformy/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod rządami Krzysztofa Bondaryka staje się służbą, która przynosi rządowi sporo kłopotów. Gdy Donald Tusk powoływał na stanowisko sekretarza kolegium ds. służb specjalnych Jacka Cichockiego, obaj zapowiadali, że odtąd o służbach będzie cicho. Żadnych skandali, żadnych czołówek gazet. Jest inaczej.

[srodtytul]Tykająca bomba [/srodtytul]

Od kilku miesięcy przez prasę przetaczają się informacje, które szefa ABW nie stawiają –eufemistycznie mówiąc – w dobrym świetle. O agencji i jej szefie do opinii publicznej stale dociera coś niepokojącego. O Krzysztofie Bondaryku wiemy już tyle, by móc sądzić, że premier Donald Tusk powinien podjąć kroki zmierzające do jego odwołania.

Szef rządu dotąd zdawał się lekceważyć informacje, które bez wątpienia zrobiłyby na nim potężne wrażenie, gdyby był w opozycji. Najnowsza kompromitacja ABW –podpisany przez Bondaryka raport z incydentu w Gruzji, w którym z całą powagą jako wiarygodna podawana jest wersja, że strzały w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego to prowokacja gruzińska – wyraźnie pokazuje także szefowi rządu, iż Bondaryk i ABW przeszarżowały.

Znamienne było zachowanie członków rządu, gdy "Dziennik" opublikował informacje z raportu Bondaryka. Minister spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna i szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak twardo popierali wersję ABW: tak, to mogła być prowokacja gruzińska – powtarzali, a echa i raportu, i ich słów z radością zapewne słuchano w Moskwie. Dopiero Donald Tusk przerwał tę czysto propagandową kampanię, stanowczo dystansując się od ustaleń ABW. Być może szef rządu zrozumiał, jak bardzo przeciwne interesom Polski jest lansowanie tej tezy. Być może dostrzegł też, że agencja zbyt gorliwie włączyła się do walki politycznej, a Krzysztof Bondaryk na czele ABW to mniej więcej tyle co tykająca bomba.

Trudno znaleźć pozytywne dla ABW wytłumaczenie, dlaczego potraktowała poważnie wersję, że to sami Gruzini strzelali obok posterunku. W sporządzonym pospiesznie raporcie najwyraźniej nie wzięto pod uwagę informacji płynących z osetyjskiego KGB (w rzeczywistości można raczej mówić o rosyjskim), że to jednak oni oddali strzały. W raporcie pojawił się też argument – delikatnie rzecz ujmując – infantylny. Otóż stwierdzono tam, że prawdopodobnie strzelali Gruzini, bo prezydent Gruzji nie wyglądał na przestraszonego.

[srodtytul]Wystrychnięty na dudka[/srodtytul]

Po tym wszystkim można stwierdzić, że ABW jest tak nieudolna, że zamieszcza w swych raportach głupstwa, a jej analizy są niewiele warte. Jestem jednak jak najdalsza od zarzucania agencji głupoty i nieudolności. Obawiam się, że bardziej uzasadniona jest inna teoria. ABW nie zarządzają bowiem ludzie pozbawieni rozumu, ale – można się obawiać –raczej ci, którzy zdają się z dużą energią angażować w wewnętrzną walkę polityczną.

Dyskredytowanie incydentu w Gruzji jako prowokacji wymyślonej i przeprowadzonej na zlecenie prezydenta Saakaszwilego nie tylko współbrzmi z tym, co Rosja mówiła na ten temat. Jest też argumentem w walce o kompromitowanie Lecha Kaczyńskiego. Gdyby wersję wydarzeń sygnowaną przez Krzysztofa Bondaryka wprowadzono –jako wiarygodną – do debaty publicznej, polski prezydent okazałby się naiwnym politykiem wystrychniętym na dudka przez przebiegłego prezydenta Gruzji ...

Wątpliwości są zatem tak poważne, że szef BBN Władysław Stasiak, domagając się zwołania kolegium do spraw służb specjalnych do wyjaśnienia postępowania ABW w tej sprawie, ma całkowitą rację.

[srodtytul]Włos z głowy nie spada [/srodtytul]

Na wątpliwości zgłaszane wobec Bondaryka już na etapie kompletowania rządu Donald Tusk miał mówić: "biorę to na siebie". Oznacza to, że premier świadomie i na własną odpowiedzialność powołał postać mocno kontrowersyjną.

Według opublikowanych wiosną na łamach "Rzeczpospolitej" i"Dziennika" artykułów aktualny szef ABW miał udział w odwołaniu prokuratora, który nadzorował śledztwo w sprawie jego brata (popadł on w kłopoty po tym, jak miał uczestniczyć w szajce nielegalnie handlującej złotem). Szef ABW miał też spowodować odłożenie prowadzenia postępowania mającego wyjaśnić podejrzenia wobec transparentności interesów właściciela Polsatu. Wystarczyło wymienić prowadzącego śledztwo oficera ABW, by było wiadomo, że nowy przez wiele miesięcy będzie zapoznawał się z aktami sprawy. Krzysztof Bondaryk miał też żywo zainteresować się postępowaniem w sprawie prywatyzacji elektrowni PAK – to ABW ma sprawdzić, czy sprzedaż elektrowni Zygmuntowi Solorzowi była zgodna z prawem. Przypuszczenie, że szef najważniejszych służb specjalnych może nie kierować się dobrem kraju, lecz lojalnością wobec biznesu, z którym – zanim przyszedł do rządu – współpracował, ma niestety mocne podstawy. Niedawne informacje, że szef ABW pobiera ogromne pieniądze z Ery, wzmacniają to przypuszczenie. W tym kontekście nie dziwią informacje prasowe o zaangażowaniu szefa służb w rozwiązania legislacyjne dotyczące zakładania podsłuchów, które operatorów sieci komórkowej stawiają w uprzywilejowanej pozycji. Premier Tusk w wywiadzie udzielonym "Rzeczpospolitej" stwierdził, że kwestię tę zbada. "Nie będę miał żadnego sentymentu, jeśli zarzut się potwierdzi" – mówił jak zwykle pryncypialny w słowach szef rządu. Zarzuty jednak padły już jakiś czas temu i premier miał wiele tygodni, by sprawie się przyjrzeć. Dotychczas tego jednak nie zrobił. Doświadczenie uczy natomiast, że cokolwiek szef ABW zrobi, i tak włos mu z głowy nie spada.

Dowiadujemy się też, że szef ABW utrudnia kontrolerom CBA badanie swoich oświadczeń majątkowych, odmawiając im dostępu do dokumentów. Chodzi o pieniądze, które dostaje z Ery. Bondaryk nie chce ujawnić kontraktu i zapowiada, że wysokość wynagrodzenia, jakie otrzymuje, poda dopiero w oświadczeniu majątkowym za2008 rok.

Można sobie tylko wyobrażać, co by było, gdyby jakiś urzędnik czy biznesmen, który nie ma takich wpływów, odmawiał państwowej służbie wyjaśnień i dostępu do dokumentów. CBA zawiadomiło prokuraturę –stawia mu zarzuty niedopełnienia obowiązków i działania na szkodę interesu publicznego, ale politycy PO i sprzyjające im media przedstawiają tę sytuację jako wojnę "pisowskiego" CBA z "platformerskim" ABW. To wygodny zabieg, który ma zrelatywizować wątpliwości wobec szefa ABW.

[srodtytul]Z partyjnego klucza [/srodtytul]

Kilkanaście dni temu "Nasz Dziennik" przyniósł kolejne niepokojące informacje na temat działań szefa ABW. Miał on uczestniczyć wraz z oficerami byłych WSI w naradzie u marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. Ta narada miała być – zdaniem gazety – początkiem działań operacyjnych wobec komisji weryfikacyjnej WSI. Ich celem było pokazanie, że w komisji jest korupcja iże za pieniądze można zdobyć tajny aneks do raportu z likwidacji WSI.

"Po tym spotkaniu, na długo przed wszczęciem oficjalnego śledztwa w tej sprawie, Bondaryk miał osobiście zawieźć Tobiasza do siedziby agencji na rozmowę celem dalszych ustaleń. Co ustalono, nie wiadomo. Szefostwo ABW unika odpowiedzi napytanie o udział Bondaryka w spotkaniu z Komorowskim i Tobiaszem, a także o rolę "szofera", jaką w stosunku do byłego oficera WSI miał odegrać szef ABW" – pisał na początku listopada "Nasz Dziennik".

Choć sprawa narady (fakt, że się odbyła, potwierdził poseł Paweł Graś z PO, który także w niej uczestniczył) zrobiła się głośna i choć szef ABW został w piątek przesłuchany, sprawa ta w wymiarze politycznym jakby nie istniała. Ata kwestia przecież może być przesłanką do twierdzenia, że szef ABW angażuje się w doraźną walkę polityczną.

Zarzuty upolitycznienia służb specjalnych słychać przy okazji każdej kolejnej zmiany rządów. Cała sytuacja zaczyna być już uznawana za coś naturalnego. Jeśli szefowie służb wybierani są z klucza partyjnego – z Platformy Bondaryk (do2003 roku członek Rady Krajowej PO), z PSL Zdzisław Skorża, były oficer SB –to praktyka działań służb musi być polityczna, zdaje się wynikać z samego mechanizmu.

Sęk w tym, że PO zapowiadała, iż z upolitycznieniem służb skończy. W świetle ostatnich wydarzeń chyba nawet członkowie PO nie są wstanie bez drgnienia powieki przyznać, że to się udało. Nie widać też, by politykom rządzącym zależało, by ten stan zmienić. Wiele natomiast przemawia za tym, że w obecnym układzie rządzącym Krzysztof Bondaryk ma taką pozycję i wpływy oraz takich mecenasów, że może pozwolić sobie na wszystko.

[b][link=http://blog.rp.pl/lichocka/2008/11/30/niespokojne-sluzby-platformy/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod rządami Krzysztofa Bondaryka staje się służbą, która przynosi rządowi sporo kłopotów. Gdy Donald Tusk powoływał na stanowisko sekretarza kolegium ds. służb specjalnych Jacka Cichockiego, obaj zapowiadali, że odtąd o służbach będzie cicho. Żadnych skandali, żadnych czołówek gazet. Jest inaczej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?