Zbrodniczy koniec pewnego romansu

Spór, czy Polacy zrobili dostatecznie dużo, by pomóc Żydom, jest nierozstrzygalny. Z moralnego punktu widzenia za mało, ale zważywszy na ówczesną sytuację, przedwojenne konflikty, doświadczenie z sowiecką okupacją – zaskakująco wiele – pisze filozof społeczny

Aktualizacja: 01.06.2009 01:44 Publikacja: 31.05.2009 23:17

Zdzisław Krasnodębski

Zdzisław Krasnodębski

Foto: Rzeczpospolita

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/31/zdzislaw-krasnodebski-zbrodniczy-koniec-pewnego-romansu/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Najbardziej irytujący w ludzkich dziejach jest brak logiki i sensu. Gdyby dzieje były logiczne, zagłady Żydów powinni dokonać Polacy, a nie Niemcy. Jeśli już musiała się ona zdarzyć, to w kraju biednym, zacofanym, uchodzącym za supernacjonalistyczny, antysemicki i ultrakatolicki, w kraju źle traktującym mniejszości, niepotrafiącym obejść się z wolnością lepiej niż małpa z zegarkiem – by przytoczyć słowa Lloyda George’a, prekursora Jacques’a Chiraca.

Nie zaś w kraju Kanta i Beethovena, kraju Mosesa Mendelssohna, Rahel Varnhagen i Hermanna Cohena, kraju, w którym Żydzi stanowili niecały procent ludności, którego kulturę kochali, z którym się utożsamiali. Cohen, założyciel neokantowskiej szkoły marburskiej, był też autorem słynnej patriotycznej rozprawy z 1915 roku „Niemczyzna i żydostwo”, w której głosił głębokie duchowe pokrewieństwo Niemców i Żydów oraz wyrażał nadzieje, że inne narody pójdą w ich ślady w uznaniu prymatu Niemców w życiu duchowym i intelektualnym, co miało być dobrowolnym warunkiem pojednania i pokoju.

O tym pokrewieństwie wiele mówi w „Doktorze Faustusie” Saul Fitelberg, pochodzący z „nędznego” prowincjonalnego Lublina:

„Jesteśmy internacjonalistami – lecz jesteśmy proniemieccy, jak nikt na świecie, choćby dlatego, że musimy nieustannie stwierdzać podobieństwo roli, jaką odgrywa niemieckość i żydowskość na tej ziemi...Jednako są one znienawidzone, wzgardzone, przyjmowane z lękiem i zazdrością, jednako wprawiają w zamieszanie innych i siebie. Mówi się o erze nacjonalizmu. Ale w rzeczywistości istnieją tylko dwa nacjonalizmy: niemiecki i żydowski, a wszystkie inne są wobec nich dziecinną igraszką...

Niemcy powinni pozostawić Żydom proniemieckość. Bo ze swoim nacjonalizmem, ze swoją pychą, pretensjami do nieporównywalności, nienawiścią do zrównania się i podporządkowania, z ustawiczną odmową wobec prób wprowadzenia ich w świat i społecznego włączenia się weń – wpakują się w nieszczęście, w iście żydowską katastrofę, je vous le jure, Niemcy powinni pozwolić Żydom na odegranie roli de médiateur pomiędzy nimi a społecznością, roli menedżera, impresaria, propagatora niemieckości – Żyd jest na pewno odpowiednim do tych celów człowiekiem, nie powinno się go wyrzucać, jest internacjonalistą, a przy tym proniemiecki”.

Thomas Mann nie był – co widać w tym monologu – człowiekiem pozbawionym uprzedzeń, mimo że jego żona Katia pochodziła z rodziny konwertytów. Także opis fizjonomii Fitelberga noszącego – jak stwierdza – „liche polsko-niemiecko-żydowskie nazwisko” jest mało pochlebny. Ale fascynacja Żydów kulturą niemiecką jest historycznym faktem. Tym większy był szok, gdy do władzy doszli narodowi socjaliści.

[srodtytul]Mesjanizm rasowy[/srodtytul]

uczeń Heideggera, opisuje jako rozdzielenie ostateczny rozwód żydowskości i niemieckości. On sam, żołnierz ochotnik w I wojnie światowej, ciężko ranny i odznaczony za dzielność, czuł się przed 1933 r. całkowicie Niemcem:

„Ja sam przed Hitlerem nigdy nie podkreślałem swego żydostwa i uznawałem się za Niemca. Mój ojciec całą swoją istotą i wyglądem był arcyniemieckim mężczyzną (urdeutsche Mann), tylko nieliczni moi przyjaciele byli Żydami, moja żona była Niemką, prawie nie miałem już związków z krewnymi mojej matki. Żyłem całkowicie „emancypacją” i instynktywnie byłem bardziej uczulony na Żydów niż u wielu naiwnych Germanów” (Mein Leben in Deustchland vor und nach 1933, Stuttgart 1986, s. 54),

Ktokolwiek zetknął się ze zjawiskiem mesjanizmu rasowego, który wówczas owładnął Niemcami, wie, że jest ono jakościowo inne niż „zwykłe” konflikty etniczne, pogromy, „tradycyjne” masakry. Jeden z najlepszych opisów ideowej drogi od idealizmu do rasistowskiego biologizmu wyszedł spod pióra Helmutha Plessnera. On także jako pół-Żyd został wykluczony z niemieckości, choć jego filozoficzna antropologia była gorąco chwalona przez Carla Schmitta.

Z perspektywy tego mesjanizmu nie było istotne, za kogo się uważali Plessner i Löwith, kim byli w swej kulturowej tożsamości, wobec kogo czuli się lojalni. Według kryteriów rasowych wypracowanych przez niemiecką naukę (między innymi na uniwersytecie we Wrocławiu) i administrację Löwith był Żydem i to się tylko liczyło. Ważna była jego rasa determinująca wszystko inne – każdą myśl, każde działanie.

W odezwie „Przeciwko nieniemieckiemu duchowi” (Wider den undeutschen Geist) ogólnoniemiecka organizacja studentów wzywała do energicznych działań: „Żyd może myśleć tylko po żydowsku. Jeśli pisze po niemiecku, kłamie... Żydowskie dzieła powinny ukazywać się tylko po hebrajsku. Niemieckie pismo pozostaje tylko dla Niemców”.

Stworzono całą doktrynę, sprawną biurokrację i rzesze ekspertów w dziedzinie mierzenia uszu, czaszek, nosów. Każdy Niemiec został poddany dokładnym badaniom genealogicznym, by wyłapać wszystkich mieszańców.

[srodtytul]Przestrzeń życiowa dla rasy germańskiej[/srodtytul]

Rasistowski mesjanizm Niemców nie kierował się tylko przeciwko Żydom. Obok Żydów żaden inny naród tak nie odczuł zbrodniczych skutków tej ideologii jak Polacy, a okupowane ziemie polskie były tym miejscem, w którym usiłowano ją w pełni wcielić w życie. Oczyszczona ze wszystkich naleciałości germańska rasa miała zasiedlić Wschód, swą nową przestrzeń życiową. W rasistowskim imperium nie było miejsca na rasowe śmieci – ani dla Żydów, ani dla Polaków, dla nieludzi i podludzi.

Obecnie zaciera się świadomość wyjątkowości niemieckiej drogi do III Rzeszy i jej ideologii. Dzisiejsze interpretacje Holokaustu często służą teraźniejszym interesom politycznym oraz załatwieniu innych starych rachunków. Z dążeniem, by zbrodnie narodowego socjalizmu sprowadzić do Shoah, sprzymierza się tendencja, by uniwersalizować sprawstwo zbrodni i jej przyczyny.

To, że najsilniej występuje ona w Niemczech, nie może dziwić. Shoah ma być więc projektem europejskim motywowanym powszechną nienawiścią do Żydów i nacjonalizmem. Kiedyś twierdzono, że narodowy socjalizm wynikał z kapitalizmu, dzisiaj częściej usiłuje się wyprowadzić go z chrześcijaństwa, choć była to ideologia neopogańska (mimo istniejących obok głównego nurtu prób pogodzenia go z „chrześcijaństwem odżydzonym”, ze „zaryzowanym protestantyzmem”).

Artykuł „Der Spiegel” o europejskich pomocnikach Hitlera opublikowany w związku ze sprawą Iwana Demjaniuka wywołał w Polsce poruszenie. Przeceniono jego znaczenie, choć nie sposób przecenić tendencji, w którą się on wpisuje.

W samym przypomnieniu, że istniała europejska kolaboracja z III Rzeszą, nie ma nic oburzającego. Rasizm, totalitaryzm, antysemityzm były przed wojną – i w jej trakcie – modnymi europejskimi prądami intelektualnymi i politycznymi. Faszyzm, synteza socjalizmu i nacjonalizmu, narodził się we Francji, zwyciężył we Włoszech. Nie należy go jednak utożsamiać z narodowym socjalizmem, głoszącym biologiczny determinizm.

[srodtytul]Zacieranie różnic[/srodtytul]

Te modne trendy oddziaływały także w Polsce lat 30., zawsze chłonnej i łasej na nowinki, wzmacniając lokalne konflikty. Oddziaływały nie tylko na etnicznych Polaków, ale i na mniejszości, jak pokazuje przykład ukraiński.

Zapewne antysemityzm przyczyniał się do tego, że niemieccy mordercy znaleźli aż tylu pomocników wśród innych narodów. Oburzające jest jednak w tym artykule zatarcie różnicy między organizatorami mordu i ich pomocnikami, a także między pomocnikami instytucjonalnymi a jednostkami. Wszystkich wrzuca się do jednej kategorii „sprawców”, dzielących się na prawie równoliczne podkategorie sprawców niemieckich i nieniemieckich. I podobnie jak w dyskursie o „wypędzeniu” pojawia się niezdolność do odróżniania przyczyn od skutków.

Zamiast tego mamy ogólne rozważania na temat natury ludzkiej. Wspomina się także o zbrodniach sowieckich i innych etnicznych konfliktach, pomijając jednak np. Wołyń i Podole. Co charakterystyczne, na mapie ilustrującej artykuł zaznaczono masakry dokonywane na ludności żydowskiej. Czytelnik może się przekonać, że żadna nie miała miejsca na terenie Rzeszy. Nie było tam obozów zagłady, tylko zwykłe obozy koncentracyjne – pewnie dla większej przejrzystości pozostawiono granice z 1937 roku, nie zaznaczając terenów przyłączonych do Rzeszy, z Chełmem i Auschwitz.

[srodtytul]Każdy Niemiec zna słowo „Jedwabne”[/srodtytul]

Przypomnienie o kolaboracji w Europie jest o tyle potrzebne, że czasami można odnieść wrażenie, że w budowaniu czystej rasowo Europy nie chodziło ani o projekt europejski, ani o niemiecki, lecz polski lub polsko-niemiecki.

Kiedyś na uniwersytecie w Nowym Jorku stropiona studentka zapytała, czy w innych krajach także istniał antysemityzm i czy dochodziło tam do antyżydowskich wystąpień. Na tej renomowanej uczelni nigdy nie słyszała o takich wydarzeniach jak masakra w Kownie, wiele zaś o polskim antysemityzmie. W czasie spotkania zorganizowanego przez klub polskich studentów z Janem Tomaszem Grossem jeden z dyskutantów, żydowski emigrant z Polski, niezwykle zresztą miły i uroczy, zapewniał, że gdy w 1946 roku przyjechał do Niemiec, nie spotkał się z żadnymi przejawami antysemityzmu, z jakimi miał do czynienia w przedwojennej Polsce.

No cóż, spóźnił się o rok lub dwa, aby stwierdzić, na czym naprawdę polegała różnica.

Spór, czy Polacy zrobili dostatecznie dużo, by pomóc Żydom, jest nierozstrzygalny. Z moralnego punktu widzenia absolutnie za mało, a zważywszy na sytuację, na przedwojenne konflikty, na doświadczenie z sowiecką okupacją – zaskakująco wiele. Irena Sendlerowa zrobiła bardzo dużo, bracia Laudańscy z Jedwabnego – wręcz przeciwnie.

Czy było dużo szmalcowników? Można powiedzieć, że o każdego z nich za dużo, i należy ubolewać, iż zbyt mało udało się ich ukarać. Tym, którzy twierdzą, że słowo „szmalcownik” nieprzypadkiem pojawiło się właśnie w języku polskim, warto przypomnieć, że od początku służyło ich piętnowaniu. Problem w tym, że niektórzy chcieliby, aby to właśnie oni o nas świadczyli.

Kiedyś świadczyło o nas to, że zdecydowaliśmy się na zbrojny opór w 1939 roku, a także zburzona Warszawa, miliony ofiar, państwo podziemne i Siły Zbrojne na Zachodzie. Kiedyś Auschwitz był symbolem zbrodni – bez względu na narodowość i rasę ofiar.

Dzisiaj, gdy polscy i niemieccy studenci zaczynają dyskutować o przeszłości, pada słowo „Jedwabne”, które zna niemal każdy Niemiec – nie znając książki, lecz czując się w pełni uprawnionym do ferowania moralnych wyroków i ustalania odpowiedzialności.

Republika Federalna ciężko pracowała, by zrekonstruować stosunki niemiecko-żydowskie. Dzisiaj nikt inny nie ma lepiej zaświadczać, iż możliwe są ponowne duchowe zaślubiny Żydów z Niemcami, niż Marcel Reich-Ranicki.

Mały Marceli, żydowski chłopiec z polskiego – i też zapewne nędznego – Włocławka, wysłany został do Berlina, do Niemiec, „kraju kultury”. I mimo wszystkiego, co przeżył, literatura niemiecka pozostała jego ojczyzną. Ostatnie sceny niedawno wyświetlanego w telewizji ARD fabularnego filmu o jego życiu pokazują, że gdy w latach 50. ubiegłego wieku przyjeżdża do Niemiec Zachodnich, spotyka na ulicach ludzi o tych samych twarzach, co nazistowscy oprawcy z Warszawy. Reich tłumaczył w pokazanym następnie filmie dokumentalnym, iż wtedy nie interesowała go przeszłość. Oddzielił ją – można rzec – grubą kreską, Niemcy zaś oddzielili grubą kreską jego przeszłość polską.

[srodtytul]Kraj wciąż monoetniczny[/srodtytul]

Choć zrobiono wiele, by odbudować żydowską wspólnotę w Niemczech, w Republice Federalnej nie pojawił się nowy Walther Rathenau, a znane osoby żydowskiego pochodzenia muszą być objęte ochroną osobistą. Duchowo dzisiejsze Niemcy są wyjątkowo monoetniczne.

Nie wiemy, jaka byłaby Polska, gdyby II Rzeczpospolita przetrwała. Zapewne przeżylibyśmy niejeden konflikt, a znaczna część Żydów wyemigrowałaby do Palestyny. Można jednak przypuszczać, że relacje by się ułożyły i Warszawa dziś miałaby może w sobie coś więcej z Nowego Jorku niż tylko parę wieżowców.

Witold Gombrowicz, który nieco naigrawał się z kłopotów polskich Żydów ze stylem i formą, pisał: „ten świat żydowski wszczepiony w świat polski ma niezwykle rozsadzające znaczenie – to jedna z największych szans naszych na wypracowanie nowego gatunku Polaka o formie nowoczesnej, zdolnej sprostać teraźniejszości”. Wojna przerwała ten proces.

Powojennych prób „wypracowania nowego gatunku Polaka” nie można uznać za udane. Wiemy jedno – jak wielką rolę odgrywają wybitni Polacy żydowskiego pochodzenia, Żydzi-Polacy w niepodległej Polsce, w życiu politycznym i kulturalnym. I z tego powinniśmy być dumni – także wtedy, gdy porównujemy się z dzisiejszymi Niemcami, i nawet wtedy, gdy chodzi o osoby, z którymi głęboko się nie zgadzamy politycznie.

[i]Autor jest socjologiem i filozofem społecznym, profesorem Uniwersytetu w Bremie i UKSW w Warszawie. Współpracuje z „Rzeczpospolitą”[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/31/zdzislaw-krasnodebski-zbrodniczy-koniec-pewnego-romansu/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Najbardziej irytujący w ludzkich dziejach jest brak logiki i sensu. Gdyby dzieje były logiczne, zagłady Żydów powinni dokonać Polacy, a nie Niemcy. Jeśli już musiała się ona zdarzyć, to w kraju biednym, zacofanym, uchodzącym za supernacjonalistyczny, antysemicki i ultrakatolicki, w kraju źle traktującym mniejszości, niepotrafiącym obejść się z wolnością lepiej niż małpa z zegarkiem – by przytoczyć słowa Lloyda George’a, prekursora Jacques’a Chiraca.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?