Kilkanaście dni temu w Izraelu przebywał minister obrony narodowej Bogdan Klich. Podczas uroczystej kolacji, która odbyła się po zakończeniu obrad, jego izraelski odpowiednik Ehud Barak wstał i zaśpiewał po polsku: „Krakowiaczek jeden miał koników siedem, pojechał na wojnę, ostał mu się jeden”. Okazało się, że piosenki tej nauczył się jako dziecko w kibucu Mishmar HaSharon w pobliżu Netanii, w którym się urodził.
[srodtytul]Szable dla Polski[/srodtytul]
Ehud Barak jest jednym z naszych najlepszych dowódców. Nagrodzony sześć razy najwyższym odznaczeniem za odwagę, jakie przyznaje armia Izraela. Co jednak bardziej ciekawe, jest także Sabrą, czyli Żydem urodzonym już na Bliskim Wschodzie, a nie w Europie. Z Polski pochodzili jego rodzice i większość mieszkańców jego rodzinnego kibucu. To, że śpiewano w nim polskie piosenki, było czymś naturalnym.
Po Baraku przemawiałem ja. Przypomniałem, że piosenka, którą zaśpiewał, ma jeszcze ciąg dalszy: „siedem lat wojował, szabli nie wyjmował, szabla zardzewiała, wojny nie widziała”. I powiedziałem członkom polskiej delegacji, że życzę im, aby „szable”, które dziś sprzedajemy Polsce, też „zardzewiały i nigdy wojny nie widziały”.
Wbrew temu, co sądzi wiele osób, znakomite relacje polsko—izraelskie opierają się nie tylko na nostalgii i wspomnieniach 1000 lat wspólnej historii. To również twarde, wspólne interesy. Przede wszystkim w kwestiach bezpieczeństwa. Sprzedajemy Polsce broń, a nasze służby specjalne znakomicie ze sobą współpracują. Uważamy Polskę za bliskiego sojusznika w wojnie z terroryzmem. Izraelczycy bardzo szanują Polskę za to, że wysłała swoje wojska do Afganistanu i Iraku. Widzą, że jesteśmy po tej samej stronie barykady.