Pełzająca finlandyzacja

Wielu Polaków i Czechów dało się przekonać, że dodatkowe amerykańskie zabezpieczenie będzie zadzieraniem z Moskwą. A to już gotowy grunt pod bezwzględną neutralność wobec Kremla – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 21.09.2009 13:49 Publikacja: 20.09.2009 22:08

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/semka/2009/09/21/pelzajaca-finlandyzacja/" "target=_blank]blog.rp.pl/semka[/link] [/b]

Mieszkańcy pomorskiego Redzikowa, gdzie miała powstać amerykańska instalacja antyrakietowa, nie kryją radości z porzucenia przez USA swoich planów. Jak pokazał sondaż opublikowany w „Rz", aż 48 proc. Polaków podziela ich satysfakcję, uważając, że decyzja Waszyngtonu jest dobra dla Polski. Dla tych, którym się marzy cicha finlandyzacja Polski, to ważna wiadomość.

Wbrew rozpowszechnionym opiniom procesowi politycznej neutralizacji Polski względem Rosji nie musi bowiem przeszkadzać ani nasze członkostwo w Unii Europejskiej, ani w NATO. Co ciekawe, wyraźniej zauważono to w Czechach niż w czczącej rocznicę 17 września Polsce.

[srodtytul]Znów bez sojuszników[/srodtytul]

Mirek Topolanek, były premier Czech, mało komu kojarzy się z Jarosławem Kaczyńskim. Nic nie wiadomo, by wychowywał się w cieniu legendy II wojny światowej, niewielu kojarzy go też ze szczególną niechęcią wobec Rosji. A jednak pytany o ocenę decyzji Baracka Obamy skomentował ją tak, jak mógłby to zrobić lider PiS. – Amerykańska decyzja oznacza, że wróciliśmy do roli, jaką znamy w Europie Środkowej z ostatnich 100 lat. Znów nie mamy pewnych sojuszników i nie jesteśmy pewni swego bezpieczeństwa. To zagrożenie i ja tak to czuję – powiedział w czeskim radiu.

Tymczasem w wielu polskich mediach ton był inny. Można streścić go tak: decyzja Obamy o zamknięciu projektu antyrakietowego była do przewidzenia od chwili jego wyboru. Może to i lepiej, że pożegnaliśmy się z nadziejami na specjalne relacje Waszyngtonu z Warszawą. Dzięki zimnemu prysznicowi skupimy się na jeszcze silniejszym partnerstwie z krajami unijnymi. Wyjdzie to nam na dobre – zarówno na płaszczyźnie ekonomicznej, jak i militarnej.

[wyimek]Władimir Putin umiał stworzyć sieć mocnych relacji dwustronnych z ważnymi europejskimi stolicami[/wyimek]

Najdobitniej wyraził ten pogląd na łamach „Dziennika Gazety Prawnej" Michał Kobosko, który napisał: „Amerykanie mają swoje strategiczne plany, które chcieliby realizować nie w kontrze, tylko wspólnie z Rosjanami. My zaś z kolei mamy realne członkostwo w Unii Europejskiej i NATO, organizacjach, które w początkach XXI wieku pełnią skutecznie rolę odstraszającą wobec potencjalnych agresorów".

Idąc tropem myślenia redaktora naczelnego „Dziennika", można by zadać Mirkowi Topolankowi kilka ironicznych pytań: czyżby Czechy przestały być członkiem NATO, który w razie napaści ma prawo liczyć na pomoc pozostałych państw? Czy nie ceni on członkostwa Czech w Unii Europejskiej, która nie tolerowałaby przecież próby ograniczenia suwerenności tego kraju? I czy stosowne jest używanie dramatycznego języka na początku XXI wieku, gdy konflikty zbrojne, jeśli już się zdarzają, to na dalekich peryferiach Europy?

A jednak reakcja lidera czeskiej ODS wynika z trafnych obserwacji dotyczących zmian w europejskim ładzie geopolitycznym. Decyzja Obamy przypomniała bowiem czasy, gdy Waszyngton, chcąc uzyskać poparcie Moskwy, szedł na ustępstwa, a Kreml kwitował to bez adekwatnych gestów, pozostawiając sobie znacznie szersze pole gry. Ta naiwna taktyka krajom Europy Środkowej ma prawo się kojarzyć jak najgorzej.

[srodtytul]Ponad naszymi głowami[/srodtytul]

Zwłaszcza że w dzisiejszej Europie problem z Rosją nie wiąże się, jak na razie, z wyraźnym zagrożeniem militarnym, które stawiałoby NATO w gotowości. Groźna jest chytra taktyka Kremla umiejętnie posługującego się takimi narzędziami, jak: szantaż energetyczny, akcje dyplomatyczne przeciw państwom bałtyckim, intrygi na Ukrainie, a w przypadku Polski wojna o historię. Do tego wszystkiego niedawna agresja na Gruzję dowiodła, że współcześni politycy rosyjscy mają wciąż sowiecką mentalność.

Jednak czołowe państwa NATO reagują na to z niewspółmierną do sytuacji pobłażliwością. Premier – poprzednio prezydent – Władimir Putin umiał bowiem stworzyć sieć mocnych relacji dwustronnych na linii Moskwa – Berlin, Moskwa – Paryż i wreszcie Moskwa – Rzym. Uzupełnieniem takich nieformalnych dwójsojuszy staje się „zresetowane" partnerstwo Moskwy z Waszyngtonem.

Dyplomacja ponad głowami państw natowskich i unijnych, pochodzących z byłego Układu Warszawskiego, budziła zaniepokojenie w Warszawie i Pradze. Polska i Czechy obawiały się podzielenia sojuszu atlantyckiego przez Kreml i osłabienia jego skuteczności. Dlatego też chciały dodatkowo wzmocnić gwarancje NATO obecnością amerykańskich baz na swoim terytorium. Te nadzieje właśnie się rozwiały.

[srodtytul]Po co jest NATO[/srodtytul]

Tymczasem coraz wyraźniej widać, że odsunięcie na jakąś bliżej nieokreśloną przyszłość wizji konfliktu zbrojnego oraz udawanie, że Rosja jest takim samym demokratycznym krajem jak państwa UE, powoduje, że istota bytu NATO się rozmywa.

Bo czyż to nie paradoks, że ostatnio do jedynej konkretnej akcji zbrojnej sojusz był zdolny tylko w Afganistanie, a i to pod wpływem szoku po zamachu 11 września? Takie kraje, jak Wielka Brytania, zaangażowały się w Afganistanie, aby utrzymać specjalną relację z Waszyngtonem. Ale już państwa takie jak RFN – któremu początkowo pochlebiał powrót do roli mocarstwa, mogącego wysłać wojsko na drugi koniec świata – są pod coraz silniejszą presją swoich obywateli, którzy w wojnie widzą tylko masakrę cywilów. W Polsce popierano udział w afgańskiej operacji w imię nadziei na stworzenie specjalnych relacji militarnych między Polską a Ameryką. Polityka Obamy czyni jednak taką politykę bezprzedmiotową.

Co więc pozostaje? Jak zwykle w takich sytuacjach odnawia się stary podział na niepodległościowców i realistów, którzy chcieliby być jeszcze milsi dla unijnych supergraczy i jeszcze bardziej dążyć do ugłaskiwania Kremla. Moskwa doskonale wyczuwa taki podział – w końcu sama działaniami swojej dyplomacji go kreuje – i jeszcze mocniej się stara kraje dawnego obozu sfinlandyzować.

Finlandyzacja bowiem to nie jest skutek jakiejś zbrojnej agresji. To stan umysłów i praktyki dyplomatycznej. Można go narzucić elitom i szerokim masom krajów, które formalnie nadal cieszyć się będą statusem członka Unii i NATO. Problem w tym, że w Czechach i w Polsce spory procent obywateli udało się przestraszyć wizją dodatkowego amerykańskiego zabezpieczenia, które zostało uznane za zadzieranie z Moskwą. A to już gotowy grunt pod finlandyzację, czyli bezwzględną neutralność wobec Moskwy za cenę nadziei pozostawienia nas w spokoju. Ten duch hula już także w innych krajach NATO i Unii.

Na razie polityka Kremla polega na odstraszaniu państw dawnego bloku sowieckiego przed próbami pełnienia roli pomostu między Zachodem a Ukrainą czy Gruzją. W kolejnej fazie – jak można się obawiać – ambicją Rosji będzie doprowadzenie do sytuacji, w której kraje te będą prowadzić uprzedzająco kurtuazyjną politykę wobec Kremla. W wypadku Polski – dodatkowo wymuszana będzie jak najmniej drażniąca Moskwę wizja historii. Niedawna bulwersująca walka między polskimi politykami o słowo „ludobójstwo" w odniesieniu do zbrodni katyńskiej pokazuje, że problem nie jest wydumany.

[srodtytul]Gorszy słuch starej Europy[/srodtytul]

Zamianę NATO w fasadę krytykują właściwie już tylko Czechy i Polska. Za karę jednak przedstawiane są przez rosyjską dyplomację jako państwa obsesyjnie rusofobiczne. To spychanie do narożnika zaczyna przynosić efekty. „Nie możemy pozwolić sobie na żaden konflikt z Rosją, gdyż takie nieporozumienia będą w największych stolicach Europy Zachodniej uważane za naszą winę i dowód naszej nieprzystawalności do wspólnoty europejskiej" – jak często takie opinie słyszeliśmy ostatnio z ust polityków PO?

Na domiar złego państwa byłego bloku wschodniego okazują się niezdolne do prowadzenia skoordynowanej polityki w Unii i NATO. Próby stworzenia czegoś w rodzaju sojuszu państw od Tallina po Pragę w wykonaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego skończyły się umiarkowanym sukcesem. Dyplomaci najważniejszych unijnych państw wyrazili wystarczająco dobitnie swoje niezadowolenie z takiej samowolki.

Stara Europa ponownie traci słuch na lęki małych i średnich państw między Tallinem a Sofią. Potwierdza to choćby radosny pean na temat zakończenia projektu tarczy, jaki wygłosili nowy szef NATO Anders Fogh Rasmussen oraz tacy premierzy europejscy, jak Gordon Brown czy Angela Merkel.

Coraz wyraźniej widać też, że Węgry, Słowacja, Bułgaria czy Słowenia nie mają ochoty na jakąkolwiek ambitną politykę w Unii i NATO. A Polska i Czechy, które usiłowały takie ambicje przejawiać, też już są podzielone w sprawie taktyki wobec Rosji. Ci, którzy nad Wisłą i Wełtawą wyczuwają niepokojące zmiany w europejskim ładzie, są mniejszością, która na domiar złego spotyka się z niezrozumieniem w największych krajach europejskich. To dlatego Mirek Topolanek wypowiedział gorzkie słowa.

Uspokajające deklaracje: „Nic się nie stało, Polacy", mieszkańców Redzikowa przekonały. Gorzej, że w podobny sposób zdaje się myśleć ponad połowa Polaków. „Rzeczpospolita Redzikowska" to jednak ponura wizja.

[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/semka/2009/09/21/pelzajaca-finlandyzacja/" "target=_blank]blog.rp.pl/semka[/link] [/b]

Mieszkańcy pomorskiego Redzikowa, gdzie miała powstać amerykańska instalacja antyrakietowa, nie kryją radości z porzucenia przez USA swoich planów. Jak pokazał sondaż opublikowany w „Rz", aż 48 proc. Polaków podziela ich satysfakcję, uważając, że decyzja Waszyngtonu jest dobra dla Polski. Dla tych, którym się marzy cicha finlandyzacja Polski, to ważna wiadomość.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?