Procedura wybierania elektorów oraz kandydatów do Rady będzie wolna od procesów lustracyjnych. Jej ostateczny skład wybierze Sejm (pięciu członków) i Senat (dwóch członków) i dopiero wybrana Rada poddana zostanie lustracji. Dodajmy dla porządku, że w skład Rady prezydent powoła dwie osoby z czterech kandydatów przedstawionych mu przez Krajową Radę Sądownictwa i Krajowa Radę Prokuratury. Jeśli brak lustracji to przejaw jej odpolitycznienia, to gratuluję pomysłodawcom.
Jednak najbardziej szokującym rozwiązaniem jest narzucenie Instytutowi Pamięci Narodowej, placówce pełniącej nie tylko rolę archiwum, lecz także instytucji badawczo-naukowej i edukacyjnej, rozwiązania nieznanego w nauce. "Radę fachowców" z poszerzonymi kompetencjami rady naukowej wybiorą (głównie) profesorowie będący w sytuacji zawodowej rywalizacji z pracownikami IPN, konkurując liczbą publikacji, poziomem dorobku naukowego oraz dostępem do środków finansowych na badania. Bo czymże są środowiska naukowe historyków polskich uczelni, jak nie naukową konkurencją dla środowiska naukowego Instytutu. Historycy, wybierając elektorów i pośrednio – członków Rady, zyskują bezpośredni wpływ na politykę naukową Instytutu i będą mogli "z zewnątrz" sterować karierami, planami badawczymi, awansami oraz – publikacjami Instytutu.
Reakcja badaczy "renomowanych" uczelni na publikację Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o Lechu Wałęsie pozwala przypuszczać, że pod "odpolitycznionym" kierownictwem akademików żadna podobna książka już nigdy w IPN nie zostanie napisana i opublikowana. Podobnie jak książki i filmy o Wojciechu Jaruzelskim czy Czesławie Kiszczaku. Pozwoli to wreszcie uwolnić wymiar sprawiedliwości od ciężaru decydowania o losie książek, które "naruszają dobra" osób zasłużonych. Koniec ze skrajnie nieodpowiedzialnymi autorami i skrajnie nieodpowiedzialnymi wydawnictwami.
[srodtytul]Wyprowadzanie badań i pieniędzy[/srodtytul]
Ustawa nie precyzuje wielu rzeczy, np., czy rady naukowe uczelni i PAN wybiorą elektorów i członków Rady ze swojego grona, czy skądinąd. Wiadomo tylko, że muszą to być osoby posiadające stopień lub tytuł naukowy w dziedzinie nauk humanistycznych lub prawnych. Przy całym szacunku dla "merytorycznego" charakteru Rady, jeśli dorobek praktyczny opozycjonisty jest niewystarczający, jak mgr. inż. Andrzeja Gwiazdy, a np. mój, doktora socjologii i magistra etnografii okazałby się (w co oczywiście wątpię) wystarczający, to taka "merytoryczność" woła o pomstę do nieba. Praktyka działalności w opozycji to też wiedza historyczna, którą warto wykorzystać, póki jeszcze można (a swoją drogą, jeśli Gwiazda jest "stroną sporu", co uporczywie powtarzają bezmyślni komentatorzy, to taką samą "stroną" sporu jest "druga strona"). Nawet najwięksi bohaterowie w końcu odchodzą.
Podczas posiedzeń Kolegium rozważaliśmy czasami sygnały o swoistym bojkocie historyków IPN przez część środowisk akademickich. Nowelizacja ustawy rozwiąże ten problem, uczelnie dostaną władzę nad swoimi kolegami z IPN, pozbawiając ich podmiotowości i autonomii. Jednym słowem, cała władza w ręce Rady. Dzisiejsze Kolegium jest ciałem opiniodawczym, konsultacyjnym, formułuje stanowiska w ważnych, dotyczących IPN kwestiach, rozpatruje odwołania od decyzji prezesa, wspiera go w relacjach z instytucjami zobowiązanymi do przekazania swoich zasobów archiwalnych IPN. Ocenia i poddaje krytycznej analizie prace Instytutu i jego oddziałów.