Istnieje mnóstwo faktów, z których rząd powinien się wreszcie zacząć tłumaczyć, a z których wytłumaczyć się prawdopodobnie nie jest w stanie. Jest ich tak wiele, że zasadne zaczyna być pytanie, czy odrzucenie złożonej przez prezydenta Miedwiediewa propozycji wspólnego śledztwa i oparcie się, zamiast na właściwej umowie dwustronnej, na konwencji chicagowskiej, (dotyczącej samolotów cywilnych, choć rządowy Tupolew był maszyną specjalnego pułku wojskowego) nie wynikało z czegoś więcej, niż charakterystyczny dla naszej niemal całej „elity” serwilizm wobec obcych mocarstw i strach przed zachowaniami grożącymi niezadowoleniem z ich strony. Czy mianowicie Donald Tusk nie uznał, że śledztwo czysto rosyjskie ułatwi mu odsunięcie w czasie ujawnienie kompromitujących jego rząd faktów i uniknięcie odpowiedzialności za niedociągnięcia?
O tych sprawach pisaliśmy wielokrotnie. Katastrofa była już trzecią w ostatnich latach w polskim lotnictwie wojskowym, która przebiegła według niemal identycznego schematu. Oczywista jest wina rządu za niewłaściwe wyszkolenie pilotów, brak ćwiczeń na symulatorach, trudną sytuację personalną elitarnego pułku, ignorowanie procedur bezpieczeństwa, a wręcz stworzenie bodźców do ryzykownego zachowania (premie za oszczędność paliwa!). Oczywista jest odpowiedzialność za brak właściwego przygotowania wizyty, brak planu zapasowego, nie przekazanie w porę niezbędnych danych stronie rosyjskiej i nie wystąpienie o należyte zabezpieczenie z jej strony. Oczywista jest wreszcie odpowiedzialność rządu za niewłaściwe postępowanie po katastrofie, za pozostawienie ciała prezydenta oraz wszystkich urządzeń należących do samolotu i jego pasażerów (nawet, jeśli nie było tam żadnych danych czy technologii objętych tajemnicą, co nie jest pewne, nikt w pierwszej chwili nie mógł być pewien, czy ich tam nie ma), za niedopilnowanie właściwych procedur identyfikacji zwłok, za publiczne opowiadanie zwykłych kłamstw (w rodzaju zapewnień pani minister zdrowia czy „wrzutki” o jadących do Smoleńska archeologach). A do tego dodać jeszcze trzeba odpowiedzialność polityczną lidera PO za agresywną i kłamliwą propagandę szerzoną przez jego prominentnych współpracowników, mającą na celu obciążenie winą za katastrofę byłego prezydenta i pozbawienie go, nie tylko w ten sposób, czci oraz dobrego imienia.
Lista jest bardzo długa. W normalnym kraju już od miesięcy z gmachów rządowych, zwłaszcza z MON, MSZ i Kancelarii Państwa wynoszone byłyby głowy całymi koszami, i jest więcej niż wątpliwe, by swoje ocalili premier i lider rządzącej partii. W każdym razie musiałby bardzo ciężko walczyć o jej uratowanie.
U nas nie musi, co wynika nie tylko z faktu, iż wiernie stoi przy nim przytłaczająca większość mediów prywatnych, a publiczne sparaliżował już strach przed nieuchronnym przejęciem przez władzę. Wynika to także z faktu, iż opozycja nie formułuje zarzutów, które formułować powinna. Woli występować z tezami idącymi znacznie dalej, posuniętymi aż do sugestii potężnego spisku, w ramach którego samolot został celowo strącony przez rosyjskie służby specjalne. I to najlepiej przy świadomej współpracy części polskich czynników oficjalnych.
Mówiąc poważnie ? hipotezy o zamachu nie można z góry odrzucić. Jedynym argumentem za takim odrzuceniem jest przekonanie, że na coś tak niesłychanego Rosja nie mogłaby się ważyć. Jest to ten sam argument, którym Zachód przez wiele lat odrzucał np. prawdę o Katyniu i wielu innych, dziś niewątpliwych zbrodniach ZSSR. Oczywiście, dzisiejsza Rosja nazywa się inaczej, ale jest prostą kontynuacją tamtego zbrodniczego państwa, jej obecne służby są wciąż tymi sami służbami, a premier Putin i większość elity państwowej to przecież ich wychowankowie.