„Zołotyj Wereseń” („Złoty wrzesień”) Tarasa Chymycza ukazujący okres od września 1939 do czerwca 1941 roku we Lwowie i całej wschodniej Galicji jest prawdziwym ewenementem. To film antysowiecki, bardzo ukraiński, ale ukazujący także tragiczne losy Polaków. Czy stanie się przełomem w polsko-ukraińskiej dyskusji o wspólnej historii?
[srodtytul]Zmieniający się Lwów[/srodtytul]
Najpierw widzimy Lwów sprzed lat – zamożny, elegancki i spokojny. I polska piosenka: „... chcesz szczęśliwym być, jedź do Lwowa”. Ludzie bawią się w kawiarni, ulicą idą przytulone pary. I nagle dźwięk nadlatującego samolotu i spadających bomb. Tak zaczyna się ten film. Krótko opowiada o polskim wrześniu 1939 r. i pokazuje, jak zakończył się on dla Lwowa: wkroczeniem wojsk sowieckich.
Na archiwalnych zdjęciach oglądamy wjeżdżające wojskowe ciężarówki, maszerujących żołnierzy. Lwów się zmienia. Choć wiszą jeszcze polskie napisy, to zmienili się i ludzie, i nastrój ulicy.
Kolejne odsłony to wspomnienia starszych ludzi. Polacy – w filmie pojawia się dwójka naszych lwowskich rodaków – mówią o wkroczeniu Sowietów z trwogą, Ukraińcy z nadziejami i obawami, Żydzi z entuzjazmem. I rzetelna relacja z tego, co się działo. O przybyszach zza Zbrucza, którzy przejmowali władzę w każdym mieście, miasteczku i wsi. O coraz liczniejszych enkawudzistach. O nacjonalizacji zakładów przemysłowych i rzemieślniczych oraz całego handlu. O sowietyzacji kultury. Wreszcie o represjach, jakie spadły na ludność – zarówno na Polaków, jak i Ukraińców.