Berlusconi panował we Włoszech przez dziewięć z ostatnich 17 lat. W połowie lat 90. przedsiębiorca z Mediolanu, potentat branży budowlanej i medialnej, niekwestionowany król telewizji klasy B, żenujących teleturniejów i dennych festiwali piosenki, przeistoczył się w zbawcę narodu. Jego Forza Italia zmiotła ze sceny politycznej tradycyjne partie, które traktowały państwo jak własny folwark, hodując łapówkarskie układy na niespotykaną w Europie skalę.
Nowy premier zamierzał raz na zawsze skończyć z korupcją, by uwolnić biznesową energię rodaków. Berlusconi, zwolennik skrajnie liberalnego modelu gospodarczego, chętnie nawiązujący do Margaret Thatcher, obiecywał rodakom: każdy z was może osiągnąć to co ja. Szef rządu z czułością opowiadał o swojej karierze, która miała dowieść, że "American dream" jest możliwy także na Półwyspie Apenińskim.
Rzeczywiście, Berlusconi miał nadzwyczajną smykałkę do interesów. Już za młodu, gdy był jeszcze uczniem, odrabiał kolegom zadania domowe. Za drobną opłatą, rzecz jasna. Ci mniej zamożni płacili w naturze, przynosząc mu np. jajka. Mały Silvio zanosił je do domu i... odsprzedawał matce za liry.
Berlusconi był sprawnym menedżerem, ale jako premier poniósł klęskę. Spółka pod nazwą Italia to jednak nie to samo co szkolny sklepik, mediolański deweloper czy komercyjna telewizja. Zarządzanie Włochami go przerosło. Nie tylko nie uciął łba hydrze korupcji, lecz sam uwikłał się w kilka afer. Wizja "Italian dream" dla wszystkich nie spełniła się. A włoska gospodarka de facto stanęła w miejscu. W ciągu ostatniej dekady rozwijała się w ślimaczym tempie 0,6 proc. rocznie.
Włochy były nadal członkiem elitarnego klubu G8, trzecią gospodarką strefy euro, świat wciąż cenił włoskie marki, ale brak reform i kabaretowy styl rządzenia Berlusconiego sprawiały, że rynki spoglądały na Rzym najpierw z coraz większą podejrzliwością, a potem z lękiem.
Przebłyski wielkości
Kiedy prasa zaczęła się rozpisywać o skłonnościach premiera do lubieżnych zabaw z nastoletnimi hostessami, gdy zaczęły wypływać nagrania rozmów Il Cavaliere z prostytutkami, ekonomiści i zagraniczni inwestorzy już wiedzieli, że o reformach mogą zapomnieć. Że Berlusconi będzie się teraz częściej spotykał z prawnikami niż ze swoim ministrem finansów (z którym zresztą był w nie najlepszych stosunkach) i że jego sojusznicy z koalicyjnego rządu prędzej czy później zaczną uciekać z tonącego okrętu. Berlusconi nie tylko nie potrafił zarządzać gospodarką 60-milionowego kraju, ale też własnym libido. Nie pogrążyły go Fitch i Moody's, lecz Patrizia d'Addario, Noemi Letizia i Ruby "Rubacuori".