Czy Węgrzy są antysemitami?

Czy Węgrzy są antysemitami? Owszem, są. W takim samym stopniu jak Francuzi, Grecy, Austriacy albo Polacy – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 08.05.2013 20:31

Jarosław Giziński

Jarosław Giziński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Organizacje żydowskie w całej Europie od kilku lat zwracają uwagę na wzrost nastrojów ksenofobicznych, rasistowskich i antysemickich. Wpływ na taki stan rzeczy zapewne ma globalny kryzys i pojawianie się na scenie politycznej ugrupowań skrajnie prawicowych albo wręcz nawiązujących do faszyzmu.

Żydowska organizacja B’Nai Brith podaje, że we Francji w ciągu roku ilość incydentów o podłożu antysemickim (od wyzwisk i obraźliwych graffiti po podpalenia, pobicia, a nawet zabójstwo) wzrosła o 58 proc.! W tolerancyjnej Kanadzie wzrost sięgnął 25 proc. W Wielkiej Brytanii w ciągu pierwszej połowy ubiegłego roku naliczono prawie 700 incydentów antysemickich. W Grecji partia Złoty Świt głosi hasła żywcem wyjęte z „Mein Kampf”.

A jednak Światowy Kongres Żydowski swój pierwszy zjazd zwołany poza Jerozolimą postanowił zorganizować w Budapeszcie. Właśnie w ten sposób jego przywódcy, z przewodniczącym Ronaldem S. Lauderem, chcieli zwrócić uwagę na groźbę rasizmu i antysemityzmu pojawiającą się we współczesnej Europie.

Postrach Europy

Dlaczego nie we Francji, której obywatelom pochodzenia żydowskiego premier Beniamin Netanjahu w zeszłym roku poradził emigrację do Izraela? Dlaczego nie w Grecji? Albo w Wielkiej Brytanii, gdzie narodowcy krzyczą o „rozpanoszeniu się żydowskiego kapitału”?

Chyba dlatego, że do roli postrachu Europy wybrano węgierski Jobbik. To na znak protestu przeciwko działaniom tej partii w styczniu wyłączono oświetlenie rzymskiego Koloseum, to ich wyskoki przewijają się w wystąpieniach europarlamentarzystów. Dlaczego nie francuskiego Frontu Narodowego albo greckiego Złotego Świtu? Może dlatego, że łatwiej napiętnować irytujących „dzikusów” ze wschodniej Europy, którzy i tak na każdym kroku narażają się Unii Europejskiej.

Inna rzecz, że węgierscy ksenofobi sami wręcz pchają się do roli straszaka Europy. W odróżnieniu od swych towarzyszy z Zachodu przywódcy Jobbiku gwiżdżą na poprawność polityczną i cynicznie podsycają frustrację przeżywającego kryzys narodu.

Ciekawe, że oświetlenie Koloseum nie gaśnie, gdy popularność Marine Le Pen zrównuje się z notowaniami prezydenta Francois Hollande’a. Zapewne dlatego, że ona – w odróżnieniu od przywódców Jobbiku Gábora Vony – wyciągnęła lekcję z doświadczeń swego ojca i starannie omija nawiązania do antysemityzmu.

Nie zazdroszczę premierowi Viktorowi Orbanowi, który musi udowadniać, że nie jest wielbłądem, tłumacząc, że Jobbik to nie Węgry i nie węgierska prawica. Że jego rząd nigdy z Jobbikiem nie współpracował, za to ściga przejawy antysemityzmu, wprowadza do szkół elementy edukacji o Holokauście, że zwalcza rasizm – nie tylko ten antyżydowski, bo jako pierwszy w Europie wprowadził programy integracji społecznej Romów. Nie wiem, czy swoim przemówieniem przekonał delegatów na zjazd WJC, z których większość przyjechała z przekonaniem, że udaje się do jaskimi lwa.

Skoro jednak nad Dunajem jest tak źle, to jak to możliwe, że właśnie na Węgrzech żyje – i rozwija się – jedna z najliczniejszych diaspor w Europie? Oficjalnie członków gminy żydowskie mają ok. 100 tys., ale osób pochodzenia żydowskiego niedeklarujących religijności może być nawet dwa razy tyle. Od kilku lat kwitnie życie religijne i kulturalne wspólnot żydowskich, a widok ortodoksyjnych chasydów w Budapeszcie nie jest niczym szczególnym.

Gęba „faszystów”

Węgrzy od dawna mają kłopot ze swoją XX-wieczną historią, pełną tragedii, ale też elementów nieprzynoszących im chwały, o których woleliby zapomnieć. Przy każdej okazji przypominają je za to niechętni im i skonfliktowani z nimi sąsiedzi. Przyprawiają im gębę „faszystów” i „ostatnich kolaborantów Hitlera”, odpłacając za zajęcie przez Węgrów podczas II wojny części Jugosławii, Słowacji i Rumunii (zabranych Węgrom 20 lat wcześniej po I wojnie światowej).

Najcięższy zarzut dotyczył udziału węgierskich faszystów (tzw. strzałokrzyżowców) w Holokauście. To niepodważalny fakt, lecz do zbrodni doszło dopiero w 1944 r., gdy obszar niepewnego sojusznika zajęli już Niemcy, a sprzymierzeni z nimi siepacze dokonali mordów pod ochroną SS.

Zrobili to samo, co wcześniej lokalni faszyści na Słowacji, w Rumunii, Serbii i Chorwacji. Tyle że tamci w porę zmienili front, zwyciężeni zaś nigdy nie mają racji. Nawet jeśli przez większość wojny zachowywali się bardziej przyzwoicie niż okoliczni „alianci z odzysku” – choćby przyjmując polskich uchodźców albo odmawiając deportacji Żydów do obozów śmierci.

Nie zmienia to faktu, że antysemickie incydenty na Węgrzech się zdarzają, i nie jest wytłumaczeniem, że nie ma ich więcej niż w innych krajach Europy. Publicyści – tacy jak osławiony Zsolt Bayer albo propagator teorii spiskowych Ferenc Szániszló – pozwalają sobie niekiedy na trudno tolerowalne wyskoki, a niektórzy politycy związani z partią rządzącą eksponują wartości narodowe w sposób, który z trudnością daje się oddzielić od prowokacji Jobbiku. Np. fatalnie odebrany został forsowany przez przewodniczącego parlamentu László Kövéra pomysł, by pisarza Józsefa Nyirő, który miał w życiorysie faszystowski epizod, pochować w rodzinnym – obecnie rumuńskim – Siedmiogrodzie.

Pozory i półprawdy

Jest w dyskusji o węgierskim antysemityzmie jeszcze jeden, mniej poza Węgrami znany, wątek. Otóż przedstawiciele społeczności żydowskiej, od drugiej połowy XIX wieku doskonale zintegrowanej, nie są bynajmniej biernymi ofiarami jakiejś nagonki. Mają własne organizacje, biorą udział w życiu politycznym (politycy pochodzenia żydowskiego są także w Fideszu, choć bliżej im do liberałów i lewicy). Potrafią upomnieć się o swoje prawa i są asertywnymi uczestnikami często ostrego dyskursu.

Bywa jednak, że i oni zapędzają się w sporach zbyt daleko. Jak choćby laureat Literackiej Nagrody Nobla Imre Kertész, który wprawił w osłupienie współobywateli, stwierdzając, że jako ocalony z Holokaustu nie czuje się właściwie Węgrem, a język węgierski, w którym tworzy, jest dla niego jedynie „językiem gościnnym”.

Zresztą w ostatnim dniu budapeszteńskiego zgromadzenia WJC sam Ronald Lauder zreflektował się chyba, że wcześniej powiedział być może kilka słów za wiele. Przeprosił Viktora Orbána, przyznając, że węgierski premier szczerze przeciwstawia się przejawom antysemityzmu. Najwyraźniej wyprawa nad Dunaj pomogła szefowi najważniejszej żydowskiej organizacji na świecie w zrozumieniu, że pozory i półprawdy prowadzą do niesprawiedliwych ocen.

Organizacje żydowskie w całej Europie od kilku lat zwracają uwagę na wzrost nastrojów ksenofobicznych, rasistowskich i antysemickich. Wpływ na taki stan rzeczy zapewne ma globalny kryzys i pojawianie się na scenie politycznej ugrupowań skrajnie prawicowych albo wręcz nawiązujących do faszyzmu.

Żydowska organizacja B’Nai Brith podaje, że we Francji w ciągu roku ilość incydentów o podłożu antysemickim (od wyzwisk i obraźliwych graffiti po podpalenia, pobicia, a nawet zabójstwo) wzrosła o 58 proc.! W tolerancyjnej Kanadzie wzrost sięgnął 25 proc. W Wielkiej Brytanii w ciągu pierwszej połowy ubiegłego roku naliczono prawie 700 incydentów antysemickich. W Grecji partia Złoty Świt głosi hasła żywcem wyjęte z „Mein Kampf”.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?