Czas na polskie czebole

Odpowiedzialność za tworzenie polskich „narodowych czempionów” gospodarczych musi wziąć na siebie państwo – pisze publicysta.

Publikacja: 16.05.2013 20:01

Czas na polskie czebole

Foto: archiwum prywatne

Red

Po dwudziestu kilku latach Polski Niepodległej nie ma już wątpliwości, że siła państwa tkwi również w jego gospodarce, w polskich przedsiębiorstwach. To, co w latach 90. było traktowane jako „endeckie” majaki polityków Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, obecnie stało się doktryną całej klasy politycznej – jakże miło oglądać polityków Platformy Obywatelskiej mówiących językiem ZChN.

Pod opieką rządu

Jednym z elementów budowy silnej, a co za tym idzie, ekspansywnej gospodarki są „narodowe czempiony” – globalne przedsiębiorstwa pozostające pod bezpośrednią (własnościową) lub pośrednią (poprzez zamówienia) kontrolą państwa, które w zamian za „opiekę” odwzajemniają się wspieraniem zagranicznej i wewnętrznej polityki państwa. „Narodowe czempiony” to firmy mogące działać w przemyśle ciężkim (hutnictwo, stocznie), maszynowym oraz zaawansowanych technologii (telekomunikacja, biotechnologia); dodatkowo są tworzone w obszarach związanych z bezpieczeństwem ekonomicznym państwa (przemysł zbrojeniowy, elektroenergetyczny, paliwowy, bankowy).

Kryzysowi są w stanie oprzeć się państwa, które stawiają na rozwój własnego przemysłu – samodzielnie lub w aliansach z globalnymi liderami

Dla państw o znaczącej roli w regionie ten rodzaj przedsiębiorstw jest elementem dominacji, z kolei dla mniejszych krajów stanowią element obrony przed dominacją silniejszych i zapewniają niezależność gospodarczą w istotnych z państwowego punktu widzenia obszarach. „Narodowe czempiony” są typem charakterystycznym dla organizmów państwowych, które mają ambicje wynikające albo z ich obecnej pozycji, np. USA, Francja, UK, Niemcy, albo z ich przeszłości (np. mogą być pozostałością po kolonialnej wielkości małych państw): Holandia czy Hiszpania. Ich działania są bezpośrednio związane z realizacją strategicznych interesów państwowych w obszarach, które te państwa uważają za swoje dominia.
„Narodowe czempiony” mogą stanowić element zarówno hard power w obszarach strategicznych (energetyka), jak i soft power (np. zaawansowane technologie). Warto podkreślić, że są one często tworzone w sektorach gospodarki o ograniczonej konkurencyjności ze względu na m.in. naturalny monopol oraz pozycję państwa jako głównego klienta.

W Europie swoje „narodowe czempiony” mają państwa liczące zarówno 50, jak i 5 milionów mieszkańców. Próżno jednak szukać w tym – nawet szeroko definiowanym – gronie ambasadorów polskiej gospodarki. Sprzedaż pięciu czołgów do Malezji nie oznacza jeszcze światowej ekspansji, dominacja na krajowym rynku paliw nie rodzi automatycznie „narodowego czempiona”.

Piszę to po lekturze ważnego tekstu Rafała Kasprowa i Wiesława Walendziaka pt. „Kto reprezentuje interesy państwa” w „Rzeczpospolitej” z 26 kwietnia. Autorzy zwrócili uwagę na brak konsekwencji w realizacji rządowych strategii, a co za tym idzie, brak wiarygodności państwa polskiego wobec inwestorów polskich i zagranicznych. Została poruszona również kwestia wspierania przez państwo rodzimych przedsiębiorstw. I właśnie kwestia posiadania „narodowych czempionów” wydaje się zasadnicza w budowaniu pozycji gospodarczej i politycznej Polski w najbliższych latach.
Obecny kryzys gospodarczy dobitnie pokazuje, że gospodarka oparta na usługach, kredycie oraz konsumpcji jest skazana na upadek. Ktoś mógłby powiedzieć, a co z np.: USA, Wielką Brytanią? Cóż, majątek Amerykanów i Brytyjczyków był gromadzony przez wieki i jest go tak dużo, że nawet destrukcja ostatnich kilkudziesięciu lat nie była w stanie go roztrwonić. Trzeba wyciągać wnioski z cudzych błędów i korzystać z doświadczeń tych, którym się udało.

Złote akcje

Kryzysowi są w stanie oprzeć się państwa, które stawiają na rozwój własnego przemysłu – samodzielnie lub w aliansach z globalnymi liderami. Jeśli Polska ma rozwijać się i budować swoją pozycję polityczną i ekonomiczną w Europie, to stoi przed nami wyzwanie reindustrializacji kraju. Zapewne brzmi to dziwnie po latach rabunkowej deindustrializacji i trudno sobie wyobrazić, że mielibyśmy otwierać pozamykane huty, stocznie itp.
Tym, na co warto postawić, to nowe technologie, które można pozyskać dzięki zwiększeniu nakładów na badania i rozwój oraz wykorzystaniu naturalnych możliwości biznesowych państwa w postaci np. zakupu systemu obrony antyrakietowej przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Wzorców wykorzystania zakupów dla wojska do transformacji własnego przemysłu jest wiele i to stosunkowo niedalekich. Czas zamieszania międzynarodowego trzeba koniecznie wyzyskać, bo może to być ostatnia na wiele lat szansa na budowę silnej Polski.

W przeszłości tworzenie „narodowych czempionów” było często wymuszane przez bieżącą sytuację gospodarczą. Wielka Brytania utworzyła British Steel w momencie, kiedy Francja rozpoczęła politykę wspierania własnego producenta. Japonia wsparła rozwój Nippon Steel w momencie, w którym mógł on zaistnieć na światowym rynku wyrobu stali.

Oczywiście organizacja liderów gospodarki jest zależna od lokalnej specyfiki. W Japonii są to keiretsu – sieć firm połączonych horyzontalnie. Korea wspierała rozwój czeboli – konglomeratów firm prywatnie zarządzanych z większościowym udziałem prywatnego kapitału. Innym modelem jest budowa potencjału gospodarczego w partnerstwie z większymi, zagranicznymi przedsiębiorstwami. Tutaj dobrym przykładem jest Korea Aerospace Industries, która rozwinęła się we współpracy z koncernem Lockheed Martin.
Obecnie na świecie istnieje ponad 100 tys. firm państwowych lub kontrolowanych przez państwo. Wśród nich jest kilkaset podmiotów o charakterze „narodowych czempionów”. Dzisiaj są to w dużej mierze spółki notowane na giełdach, w których państwo bezpośrednio lub za pośrednictwem fundacji, funduszy celowych etc. ma „blokujące udziały” czy „złote akcje”.

Z historii poszczególnych państw wynika, czy ich gospodarczy liderzy są spółkami kontrolowanymi przez państwo, czy też mogą być zdominowane przez instytucje należące do osób prywatnych lub prawnych, które mają – ze względu na tradycje – zakorzenioną lojalność wobec państwa (np. Santander, Shell, czy Danfoss). W przypadku Polski, po 45 latach socjalizmu i niszczenia indywidualnej własności, państwo musi wziąć na siebie odpowiedzialność za tworzenie „narodowych czempionów” w tych sektorach, które – na arenie międzynarodowej – stanowią o jego potencjale.

Środki spływają w dół

Z publicznie dostępnych danych wynika, że największe nakłady na badania i rozwój mają miejsce w firmach, które są traktowane przez rządy własnych państw jako „narodowe czempiony”. W 2012 r. najwięcej środków na ten cel przeznaczyła Toyota Motor – 7,7 mld euro, tuż za nią plasuje się Microsoft – 7,5 mld euro, oraz Volkswagen – 7,2 mld euro.

Dosyć blado przy tym zestawieniu wypadają polskie firmy. Według rankingu „Rzeczpospolitej” w tym samym roku na badania i rozwój najwięcej przeznaczyły Asseco i Comarch, po ok. 100 mln zł, czyli 24 mln euro! Być może – jak na Polskę – jest to znacząca suma. Jednak w zestawieniu ze światową czołówką jest to mniej niż 1 proc.!
Poza własnymi nakładami firmy otrzymują państwowe granty. Norweski zbrojeniowy Kongsberg otrzymał ponad 700 mln koron norweskich od państwowej Norweskiej Organizacji Logistyki Obronnej na program badawczy najnowszych rakiet Joint Strike Missile przeznaczonych jako standardowe uzbrojenie myśliwca F-35 (w Polsce mamy wersję przeciwokrętową tej rakiety – Naval Strike Missile). W tym programie bierze udział ponad 100 norweskich poddostawców i docelowo zostanie zatrudnionych około 450 pracowników.
Jak widać, środki absorbowane przez „czempiony” spływają w dół, tworząc miejsca pracy w ramach grupy lub spółek-dostawców. Poza grantami państwo jest jednym z głównych partnerów w programach badawczo-rozwojowych. W Danii przybrało to formę rządowej inicjatywy o charakterze krajowym, ale tworzonej w porozumieniu z największymi koncernami duńskimi. Chodzi o upowszechnienie idei tzw. przemysłowego doktoratu (industrial PhD). Jest to wsparcie udzielane naukowcom, którzy zechcą realizować swoje prace badawcze w konkretnych przedsiębiorstwach.

Dzisiejsze zamieszania w europejskiej gospodarce i europejskim systemie politycznym powinno być wykorzystane przez rządzących do budowy polskich przedsiębiorstw o znaczeniu globalnym. Po 23 latach bycia przedmiotem przejęć Polska i Polacy muszą zmienić się w konkwistadorów. Jest to trudne ze względów zarówno technicznych, jak i mentalnych.

Dobrym przykładem przełamywania własnych słabości w tej dziedzinie jest przejęcie kanadyjskiej spółki wydobywczej Quadra FX przez KGHM (przy tej okazji trzeba przypomnieć ataki ze strony byłego ministra Skarbu Państwa na zarząd KGHM za tę transakcję). Dzięki temu przejęciu polskie przedsiębiorstwo, posiadając kopalnie w Chile, USA i Kanadzie, stało się spółką globalną, wydobywającą nie tylko miedź, ale również metale ziem rzadkich istotne m.in. w przemyśle zbrojeniowym. Co więcej, kopalnie to możliwość wpływania na amerykańskich i kanadyjskich polityków.

Lepsze miejsce w Unii

Jedna próba zbudowania okrętu flagowego polskiej gospodarki się udała. W interesie państwa jest wykorzystywanie każdej możliwości do budowania „narodowych czempionów”. Państwo musi takie działania inspirować i wspierać, zwłaszcza że kamieniem milowym w budowaniu polskich liderów globalnych jest zdobycie dominującej pozycji na własnym rynku. Dopiero wówczas będzie możliwa ekspansja na rynki zagraniczne.

Nie może być tak, że Zbigniew Jagiełło, prezes największego polskiego – kontrolowanego przez państwo – banku PKO BP SA ma problemy z przejęciem Banku Pocztowego, ponieważ państwowa Poczta Polska nie wyraża na to zgody. Tego typu klincze paraliżują potencjał budowy europejskiej grupy finansowej, której centrum decyzyjne jest w Warszawie.
Powtórzę jeszcze raz: przy dzisiejszym zamieszaniu w Unii Europejskiej mamy szansę na zmianę naszego miejsca w unijnym szeregu. Jeśli nie wykorzystamy tej szansy na budowanie własnego potencjału przemysłowo-finansowego, okrętów flagowych polskiej gospodarki, to zamiast partnerem dla państw zachodnich, będziemy jedynie – jak w dużej mierze jest obecnie – rynkiem taniej siły roboczej i zbytu, czym się skażemy, jako naród, na wegetację.

Autor jest historykiem, publicystą i lobbystą, prezesem firmy doradczej PRacownia. W przeszłości był m.in. rzecznikiem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi oraz Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji

Po dwudziestu kilku latach Polski Niepodległej nie ma już wątpliwości, że siła państwa tkwi również w jego gospodarce, w polskich przedsiębiorstwach. To, co w latach 90. było traktowane jako „endeckie” majaki polityków Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, obecnie stało się doktryną całej klasy politycznej – jakże miło oglądać polityków Platformy Obywatelskiej mówiących językiem ZChN.

Pod opieką rządu

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?