Ryzykowna gra na podział

Rosja, jeśli tylko rojenia o odbudowie imperium nie pozbawią Kremla resztek rozsądku, nie będzie skora ?do przyjmowania na siebie ciężaru utrzymania wschodniej Ukrainy ?– twierdzi publicysta.

Publikacja: 24.02.2014 20:38

Tadeusz A. Kisielewski

Tadeusz A. Kisielewski

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

Red

Nie jest pewne, jak się zakończy ukraiński kryzys. Jedną z możliwości, chociaż pozornie najmniej prawdopodobną, byłaby „federalizacja Ukrainy" jako wstęp do podziału kraju. Ponieważ najmniej prawdopodobne możliwości często się w polityce spełniają, warto się przyjrzeć, jak mogłaby ona w tym przypadku wyglądać i jakie mieć konsekwencje.

Piętnaście procent ziemi

Nie ulega wątpliwości, że najsilniej ciążą (pod kilkoma względami) ku Rosji dwa najdalej położone na wschód obwody: ługański i doniecki. Ostatnie wydarzenia dowiodły, że w odniesieniu do obwodów charkowskiego, dniepropietrowskiego i zaporoskiego sprawa nie jest tak oczywista.

Preferencje ich mieszkańców są tam podzielone. Gdyby więc doszło do secesji wschodniej części Ukrainy, to – biorąc pod uwagę zarówno te preferencje, jak i podstawowe więzi gospodarcze i infrastrukturalne – podział powinien przebiegać mniej więcej wzdłuż następującej linii: od granicy z Rosją na północ od Charkowa – wzdłuż linii kolejowej (nieco na zachód od niej) biegnącej na południe do Pawłogradu – w górę rzek Wołcza i Gajczur – w dół rzeki Bierda do Morza Azowskiego nieco na wschód od Bierdiańska.

W rezultacie po wschodniej stronie tej linii zostałoby ok. 2/3 obwodu charkowskiego, po ok. 1/3 obwodów dniepropietrowskiego i zaporoskiego oraz obwody ługański i doniecki w całości. W sumie ok. 90 tys. km kwadratowych, czyli 15 proc. terytorium Ukrainy (603 tys. km kwadratowych) oraz ok. 10 mln mieszkańców, czyli 23 proc. z ogólnej ich liczby ok. 45 mln.

Żadne państwo nie jest skłonne pozbyć się dobrowolnie choćby metra kwadratowego swojej „świętej ziemi", warto jednak sprawdzić, jakie konsekwencje gospodarcze miałaby dla obu części podzielonej Ukrainy – i dla Rosji – secesja wschodnich obwodów.

Dar Danaów

Głównymi odbiorcami ukraińskiego eksportu są Unia Europejska (26,6 proc.), Rosja (23,7 proc.), Turcja (6 proc.) i Chiny (4,1 proc.). Po stronie importu są to: UE (31,2 proc.), Rosja (19,4 proc.), Chiny (10,2 proc.) i Białoruś (7,8 proc.). Na ponad połowę owych 31,2 proc. importu z Unii składają się Niemcy – 9,6 proc., i Polska – 7,1 proc.

Dane te przeczą naszym potocznym wyobrażeniom o charakterze ukraińskich więzi gospodarczo-finansowych. Okazuje się, że mimo technologicznego zacofania Ukrainy obroty jej handlu zagranicznego z UE są o połowę większe niż z Rosją, a trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, iż znaczna część importu z Rosji przypada na gaz i ropę naftową. Gdyby więc wyłączyć tę sferę, to okaże się, że w wymianie handlowej przetworzonymi towarami przemysłowymi, surowcami i żywnością pozycja Unii wobec Rosji jest na Ukrainie jeszcze silniejsza.

Nic nie wskazuje na to, by oligarchowie chcieli oddać się pod protekcję Moskwy. Na Ukrainie są nababami, w Rosji byliby jednymi z pomniejszych oligarchów, stale uzależnionymi od kaprysu Kremla

Gdyby rzeczywiście Ukraina podzieliła się wzdłuż naszkicowanej tu linii, to w jej zachodniej części pozostałyby m.in. przemysł maszynowy Dniepropietrowska, olbrzymie złoża rudy żelaza w Krzywym Rogu i zagłębie węgla kamiennego przy granicy z Polską. Wschód zatrzymałby Zagłębie Donieckie z hutnictwem w przeważającej mierze opartym na przestarzałych, energochłonnych technologiach (zatem niekonkurencyjnym bez dotowania zaniżonymi cenami paliw), a przede wszystkim kopalnie węgla kamiennego, przeważnie tzw. metanowe, i z chodnikami tak niskimi, że górnicy pracują w nich na kolanach.

Płyną z tego trzy wnioski. Po pierwsze, wschód Ukrainy byłby niezdolny do samodzielnego utrzymania się. Po drugie, jedyną dla niego szansą byłaby inkorporacja do Rosji. Biorąc pod uwagę obecne i nadchodzące kłopoty finansowe tego kraju, byłby to kamień u szyi czy inaczej – dar Danaów. Po trzecie, uwolnienie się od gospodarczego ciężaru obwodów donieckiego i ługańskiego natychmiast poprawiłoby finansowe położenie Ukrainy i jej terms of trade oraz wymusiłoby przestawienie się na energooszczędne technologie.

Przypuszczalnie dobrze rozumieją te uwarunkowania ukraińscy oligarchowie. Ci z Dniepropietrowska poradzą sobie bez węgla z Donbasu, a ich powiązania kooperacyjne z przemysłem rosyjskim (szczególnie zbrojeniowym) są na tyle silne, że nie musieliby się obawiać o zbyt swoich produktów. Jednak ci z Doniecka, jak Rinat Achmetow, uzależnieni od rudy żelaza z Krzywego Rogu, od przestarzałych technologii i względnie taniej energii, nie mieliby innego wyjścia, jak oddać się pod protekcję Moskwy. Nie wygląda jednak na to, by chcieli to zrobić. Na Ukrainie są nababami, w Rosji byliby jednymi z pomniejszych oligarchów, na dodatek stale uzależnionymi od kaprysu Kremla.

Biorąc to wszystko pod uwagę, wydaje się, że właśnie ukraińscy oligarchowie – a przynajmniej najpotężniejsi z nich – będą ostoją jedności państwa, oczywiście pod warunkiem że dobrze rozumieją swoje interesy. Niestety, nie wróży to dobrze ani perspektywom rozwoju demokracji na Ukrainie, ani szansom transformacji jej gospodarki. Korupcja, nepotyzm i utrwalenie archaicznej struktury gospodarczej będą w takim przypadku najbardziej prawdopodobne.

Także Rosja, jeśli tylko rojenia o odbudowie imperium – niemożliwe do zrealizowania bez Ukrainy (zresztą z nią także) – nie pozbawią Kremla resztek rozsądku, nie będzie skora do przyjmowania na siebie ciężaru utrzymania wschodniej Ukrainy.

Nie należy jednak nadmiernie ufać, zwłaszcza w przypadku Rosji, w potęgę rozumu i chłodnej kalkulacji. Ideologiczne motywy mocarstwowe są w jej polityce tak silne, że mogą przeważyć nad wyrachowaniem i pchnąć Kreml do gry na podział Ukrainy. Niezależnie od tego, że – jak wskazano wyżej – taki obrót wypadków nie byłby dla Ukrainy nieszczęściem, mogłaby ona załatwić przy tej okazji zupełnie inny interes – zwłaszcza gdyby Rosja postanowiła „wziąć pod opiekę" Krym.

Sowiecko-mołdawski Piemont

Od końca XIV w. Dniestr był granicą Ukrainy i Mołdawii niezależnie od tego, do kogo należały oba te kraje. Położona między Dniestrem a Prutem najbliższa Ukrainie część Mołdawii, zwana Besarabią, w latach 1812–1918 należała do Rosji, a w 1918 r. wróciła do Mołdawii i wraz z nią weszła w skład Rumunii, co było naturalne zarówno ze względu na mołdawską historię, jak i narodowość oraz język dominującej większości mieszkańców. Stalin nie uznał tego aktu i wykorzystując to, że na lewym, ukraińskim brzegu Dniestru żyła niewielka mniejszość mołdawska, w 1924 r. utworzył tam Mołdawską Autonomiczną Socjalistyczną Republikę Sowiecką (wchodzącą w skład Ukraińskiej SRS), która miała być rodzajem sowiecko-mołdawskiego Piemontu, a w gruncie rzeczy pretekstem do zgłaszania roszczeń terytorialnych wobec Rumunii.

W 1940 r. Stalin urzeczywistnił swój plan, przyłączając sporą Besarabię do mikroskopijnego Naddniestrza, pasa ziemi o długości około 250 km i szerokości od kilku do 50 km. W latach 1941–1944 Besarabia znów powróciła do Mołdawii i Rumunii, lecz w 1944 r. została ponownie zagarnięta przez Sowiety.

W czerwcu 1990 r. Mołdawia proklamowała suwerenność w ramach ZSRS, a 2 września 1990 r. związani z Moskwą komuniści, zaniepokojeni możliwością zjednoczenia Mołdawii z Rumunią, powołali do życia Naddniestrzańską Republikę Mołdawską, rozciągającą się na lewym, ukraińskim brzegu Dniestru (czyli tam, gdzie Stalin założył Mołdawię sowiecką), a w sierpniu 1991 r. ogłosili niepodległość Naddniestrza. „Niepodległość" ta, której strzeże 1800 żołnierzy będących pozostałością sowieckiej 14. armii, nie jest uznawana przez żadne państwo na świecie. Sama Rosja również woli mieć w Naddniestrzu bezwolne narzędzie wpływów w regionie, niż ryzykować usamodzielnienie się wasala.

Zgodnie z układem stambulskim z 1999 r. żołnierze rosyjscy mieli opuścić Naddniestrze do 2003 r., jednak w czerwcu 2006 r. ówczesny rosyjski minister obrony Siergiej Iwanow zapowiedział, że 14. armia nie opuści republiki, dopóki w regionie „nie zapanuje spokój", co – w odniesieniu do sytuacji w Naddniestrzu – oznacza w języku dyplomatycznym bezterminowe zawieszenie rosyjskiego zobowiązania.

W Naddniestrzu, zajmującym ?4,2 tys. km kw., mieszka obecnie mniej niż 400 tys. osób, a odsetek Mołdawian systematycznie się zmniejsza. Jest ich 32 proc. wobec ?30 proc. Rosjan i 29 proc. Ukraińców.

Warto zaznaczyć, że w tym regionie przynależność narodowa często jest raczej deklaratywna niż etniczna, gdyż powszechne są rodziny wielonarodowe. Chociaż w 1990 r. Naddniestrze, zamieszkane wówczas przez zaledwie 17 proc. populacji Mołdawii i zajmujące 12 proc. powierzchni republiki, wytworzyło 35 proc. jej PKB, 45 proc. produkcji przemysłowej i 90 proc. elektryczności, to obecnie Mołdawia nauczyła się już obywać bez przestarzałego potencjału przemysłowego Naddniestrza.

Zarówno to, jak i przemiany ludnościowe w Naddniestrzu, a także względy historyczne, powinny skłonić Mołdawię do porzucenia roszczeń do odłączonej – a wcześniej sztucznie przyłączonej – prowincji. Rusyfikacja etniczna i językowa właściwej Mołdawii też jest zresztą znaczna, a widoczna była już na początku XX wieku. W jej południowo-zachodniej części od wieków żyją w 29 autonomicznych gminach prawosławni Gagauzi pochodzenia tureckiego, którzy ostatnio – finansowani przez Rosję – opowiedzieli się przeciw dążeniu Mołdawii do Unii Europejskiej.

Naddniestrze wróci ?do macierzy

W dłuższej perspektywie historycznej Naddniestrze nie ma szans utrzymania się jako odrębne terytorium. Pretensje Mołdawii do zwierzchnictwa nad nim wpisują się w stalinowską politykę sprzed 90 lat, są więc bezpodstawne. Ten wąski pas ziemi kiedyś powróci do Ukrainy, do której należał ponad 500 lat. Nie jest jednak wykluczone, że jeśli Rosja postawi na secesję wschodniej Ukrainy, a przy tym będzie tę opcję maksymalizować w sensie terytorialnym – na przykład o Krym, to Kijów może przyspieszyć odzyskanie Naddniestrza.

Dotarcie do brzegu Dniestru, obsadzenie po drodze kilku lotnisk, aby uniemożliwić lądowanie ewentualnych rosyjskich desantów, oraz zablokowanie w koszarach resztek ?14. armii zajęłoby oddziałom ukraińskim kilka kwadransów. Ponieważ Naddniestrze nie jest uznawane za państwo, ukraińska akcja nie byłaby pogwałceniem Karty Narodów Zjednoczonych i jako taka nie powinna być potępiona przez społeczność międzynarodową.

Moskwa mogłaby albo pogodzić się z utratą Naddniestrza, albo zaatakować Ukrainę, ale wtedy musiałaby się liczyć z jej uderzeniem na wschodzie. Trzeba zaś pamiętać, że Tatarzy krymscy wiernie stoją przy Kijowie i z pewnością nie pozostaliby bezczynni. W ostatnich dniach oświadczyli, że nie życzą sobie ingerencji Rosji w sprawy Krymu.

Oczywiście to, czy Ukraina zdecydowałaby się odzyskać Naddnieprze, w dużym – a być może decydującym stopniu – zależałoby od tego, kto sprawowałby władzę w Kijowie, a w chwili, gdy piszę ten artykuł, nie jest to jeszcze pewne.

Autor pracował w PAN i na UJ, obecnie zajmuje się analizami geopolitycznymi ?i geostrategicznymi. Opublikował liczne artykuły oraz książki z tego zakresu: ?„Nowy konflikt globalny Rosja – Chiny ?– NATO". „Średnioterminowe perspektywy rozwoju sytuacji geostrategicznej", „Imperium Americanum? Międzynarodowe uwarunkowania sprawowania hegemonii", „Schyłek Rosji", „Nafta znowu zmieni świat"

Nie jest pewne, jak się zakończy ukraiński kryzys. Jedną z możliwości, chociaż pozornie najmniej prawdopodobną, byłaby „federalizacja Ukrainy" jako wstęp do podziału kraju. Ponieważ najmniej prawdopodobne możliwości często się w polityce spełniają, warto się przyjrzeć, jak mogłaby ona w tym przypadku wyglądać i jakie mieć konsekwencje.

Piętnaście procent ziemi

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?