O reformie samorządowej, jednej z czterech wielkich reform rządu Jerzego Buzka, jest szczególnie łatwo mówić dzisiaj, w dniach faktycznego pogrzebu reformy emerytalnej, którą sami jej twórcy – dawni działacze AWS i partyjni koledzy Jerzego Buzka – uznają za złą, katastrofalną, szkodliwą, zabójczą dla finansów publicznych itp.
Z wypowiedzi twórców reformy samorządowej wyłaniają się wizje sentymentalne, polityczne, emocjonalne – mające niewiele wspólnego z chłodną kalkulacją ekonomiczną czy racjonalnym podejściem do zagadnień rozwoju gospodarczego. Racjonalność reformy sprowadzona jest do kategorii społecznych, konieczności budowy społeczeństwa obywatelskiego, budowy więzi obywatela i władzy, stworzenia systemu partycypacji w rządzeniu „małymi ojczyznami"...
Twórcom reformy chodziło o przekreślenie dorobku PRL i nawiązanie do dwudziestolecia międzywojennego, czyli jedynych nowożytnych doświadczeń republikańskich Polski. Chodziło o wymazanie PRL-owskiej, komunistycznej, obcej im ideologicznie i kulturowo przeszłości, zmiecenie resztek dawnego systemu ze struktury zarządzania państwem, wyjałowienie śladu po bolszewii, która przyjechała do Polski na sowieckich tankach.
Reforma miała zresztą także wielu zwolenników na lewicy i nie należy odmawiać jej niewątpliwych sukcesów szczególnie w aspekcie budowy więzi lokalnej społeczności i władz gminnych.
Zadłużone powiaty
Nie wolno jednak przemilczać całego katalogu błędów, pomyłek i niekonsekwencji, których obiektywnie nie dało się przy tak rewolucyjnej zmianie uniknąć. 120 ustaw powstawało w ciągu zaledwie pięciu miesięcy i, jak sami twórcy przyznawali, błędy wynikały z pośpiechu, ale też po części z braku możliwości odwołania się do doświadczeń z przeszłości. O błędach tych słyszymy dziś przy okazji każdej debaty o finansowaniu systemu oświaty, likwidacji szkół średnich, zadłużeniu szpitali, bizantyjskim przyroście administracji.